Kto nie lubi swoich własnych urodzin? Może i zdarzają się takie przypadki, ale na pewno nie ma ich zbyt wiele. A już na pewno nie ma wśród nich Lokiego i jego twórcy, czyli Jakuba Ćwieka. Oto z okazji jubileuszu powstania pierwszego tomu "Kłamcy" światło dzienne ujrzała kolejna część przygód nordyckiego boga. Warto przy tym zaznaczyć, że nie jest to kontynuacja opowieści, a uzupełnienie przygód, umiejscowione gdzieś pomiędzy drugim a trzecim tomem serii. Jak pisze sam autor we wstępie: "Jeżeli nie czytaliście wcześniej cyklu o Kłamcy, przydałoby się, żebyście poznali "Kłamcę", "Kłamcę 2" i "Kłamcę 2,5", bo do tych części tu i ówdzie nawiązują wydarzenia". No i faktycznie, warto byłoby Ćwiekowi w tej sprawie zaufać, bo brak znajomości jego pierwszych tekstów może wpłynąć na zrozumienie powieści "Kłamca. Papież sztuk". Jeśli spełniacie wszystkie wymagania, nie ma więcej przeszkód by oddać się lekturze.
Firma Ubisoft, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, poinformowała o nadchodzącej premierze gry "Assassin's Creed: Syndicate", wcześniej znanej jako "Assassin's Creed: Victory". Redaktorzy serwisu GryOnline.pl mieli okazję porozmawiać z dyrektorem kreatywnym studia Ubisoft Quebec, dzięki czemu znamy kilka szczegółów dotyczących nadchodzącej produkcji.
Przede wszystkim należy wspomnieć o tym, że tytuł ukaże się zarówno na konsole Xbox One oraz PlayStation 4, jak i na komputery osobiste. Niestety użytkownicy PC będą zmuszeni poczekać na grę nieco dłużej, ponieważ, jak tłumaczy studio, Ubisoft chce uniknąć błędów z przeszłości i przygotować "Assassin's Creed: Syndicate" tak, by było w pełni grywalne.
Kolejny tydzień, następny kompanion ujawniony. Jak doskonale pamiętacie, ostatnim razem mieliśmy przyjemność poznać nieustępliwą i ciekawą świata łowczynię – Bryn Lightfingers. Tym razem przyszła pora na jej... no, może nie "wielkiego i złego", ale z całą pewnością "małego oraz agresywnego" brata – Belamy'ego.
Dość nietuzinkowa postać, trzeba przyznać. Jakoś nie przypominam sobie niziołka, który byłby klasycznym wojownikiem, pchającym się na pierwszą linię walki i dorównywał brawurze krasnoludowi. Może być ciekawie. Twórcy "Sword Coast Legends" zdają się przełamywać stereotypy, a w to raczej każdemu graj.
12 maja – koniec wielkiego embarga dla mediów. Recenzje "Dzikiego Gonu" wychodzą na światło dzienne z każdego zakątka świata i są niesamowicie pozytywnie. Bez wielkich zaskoczeń – jest świetnie, a "Wiedźmin 3" to murowany kandydat na grę roku, jak również mocny pretendent do zgarnięcia zaszczytnego tytułu "produkcji dekady".
Dziennikarze rozpływają się w zachwytach nad smakowitym słowiańskim klimatem, personalną oraz szczerze wzruszającą opowieścią, a także nad ogromem świata, gdzie każda decyzja niesie za sobą konkretne konsekwencje. Nie jest to jednak dzieło bez wad... Geraltowi i jego perypetiom dostało się głównie za rozliczne błędy, a także inne techniczne niedoskonałości.
Philipem K. Dickiem fascynuję się od dawna. Przeczytam absolutnie każdą pozycję sygnowaną jego nazwiskiem. Nie zraża mnie wcale trafienie na słabsze lektury, jak "Wyznania łgarza" czy "Krótki szczęśliwy żywot brązowego oksforda" – nawet mistrzowi zdarzają się słabsze książki.
Gdy tylko dowiedziałem się o "Oku na niebie", wiedziałem, że muszę dorwać tę powieść w swoje lepkie rączki. Wszystko przez opisanie jej jako swego rodzaju prekursora mojego ukochanego "Ubika", którego przeczytałem wręcz niezliczoną ilość razy...
Wielu rodzimych graczy na widok nalepki "profesjonalna polska wersja językowa" zaczyna z nerwów obgryzać paznokcie oraz z fanatycznym uporem wznosić modły do sił wyższych o możliwość wybrania lokalizacji kinowej. Trudno się temu dziwić, ponieważ doskonały voice-acting jest kluczową kwestią, jeżeli chodzi o klimat danej produkcji, a do szczególnej rangi urasta on w gatunku cRPG, gdzie nacisk na fabułę jest olbrzymi. No, a że jakość "naszej wersji" jest często dyskusyjna...
Jednak polonizacja serii "Wiedźmin" od zawsze stała na najwyższym z możliwych poziomów i nawet zagraniczni gracze nierzadko decydowali się wybrać tę wersję językową, aby poczuć jeszcze mocniej charakterystyczną słowiańską atmosferę. Gdzie leży sukces? Po trosze w znakomitym doborze utalentowanych aktorów, w głosach których czuć pasję i zaangażowanie. Niemniej, olbrzymią rolę odgrywa zespół profesjonalistów ze studia nagraniowego, nie uznający żadnych półśrodków.
Nieoficjalne źródła informacji oraz partyzanckie tropy mają to do siebie, że nierzadko prowadzą do rozczarowań tudzież trafiania kulą w płot, ale na pewne elementy układanki trzeba po prostu zwracać uwagę. Z tej prostej przyczyny, że one się dodają i mają spory sens. Tak jak oficjalna prezentacja "Fallout 4" na zbliżających się tragach E3.
Marka leży odłogiem już dobre parę lat, a od premiery "Skyrim" również przesypało się sporo piachu w klepsydrze, więc logicznie można założyć, że Bethesda coś kombinuje. Tym bardziej, że chłopcy pierwszy raz zorganizują własną konferencję w Los Angeles, więc wystawienie na światło dzienne jakiegoś dużego projektu jest więcej niż pewne.
Każdy zapoznany z polską fantastyką na pewno chociaż słyszał o “Nocarzu” albo o trylogii poświęconej Vesperowi. Swego czasu były to bestsellery. Pierwsza dekada tego milenium to dość zacny okres dla rodzimych pisarzy fantastyki. Dobre tytuły wychodziły jeden za drugim i budowała się galeria znakomitych osobistości polskiej literatury fantastycznej. Być może dlatego, każda kolejna powieść sygnowana nazwiskiem “z tamtych czasów” budzi ogromny entuzjazm oraz jeszcze większą nadzieję na kawałek porządnej historii. Tak samo zareagowałam ja, słysząc o nadchodzącej powieści Magdy Kozak, którą od “Nocarza” podziwiałam i trzymałam kciuki za jej dalszą pisarską karierę.
“Łzy diabła” opierają się na prywatnych doświadczeniach autorki wyniesionych z Afganistanu, niemniej akcja została umieszczona w wymyślonym świecie – na planecie Dżahan. Składają się na nią trzy osobne wątki, a objętość napompowano do 700 stron. Przyznam, że nie spodziewałam się takiej cegły, kiedy ją zamawiałam. Ale w końcu długie książki często mają wiele przenikających się motywów, a już te opisane na tyle okładki bardzo zaostrzyły mój apetyt!
Dziś kończy się World Horror Convention, tym razem przeprowadzony w Atlancie, w stanie Georigia. Jest to wyjątkowa edycja, gdyż wydarzenie to jest prowadzone nieprzerwanie od ćwierćwiecza i nic nie zapowiada faktu zakończenia tego wydarzenia. Zwłaszcza, gdy spojrzy się na ogrom literatury grozy, która z roku na rok rośnie – głównie dzięki popularyzacji tematyki zombie, wilkołactwa i wampiryzmu w popkulturze, jednak nie tylko to stanowi o literaturze grozy. Tegorocznymi gośćmi honorowymi są m.in. Kami Garcia, John Farris, Jack Ketchum, czy Christopher Golden. Nazwiska, które nie są obce fanom dreszczyku.
W trakcie konwentu przyznawane są nagrody im. Brama Stokera, które nie są przyznawane najlepszym tytułom w poszczególnych kategoriach, lecz oceniane są pod względem ponadprzeciętnego osiągnięcia w tej dziedzinie. Natomiast statuetka przedstawia ponad 20cm nawiedzony dom, charakterystyczny symbol horroru.
Poniżej znajduje się lista nominowanych i laureatów w poszczególnych kategoriach.
[...]Nie tak dawno reżyser „Czasu Ultrona” ujawnił, że bardzo chciał w najnowszym hicie, poświęconym drużynie Mścicieli, zaprezentować światu Captain Marvel oraz Spider-Mana. Ponoć Sony już wtedy pragnęło dojść do porozumienia w sprawie dzielenia się postacią Pajęczaka. Nic z tego jednak nie wyszło. Teraz Whedon ma pretensje do studia, ponieważ Spider-Man jest ich własnością, a o wspomnianej bohaterce powstaje nowy film.
Zakulisowych problemów było więcej. Reżyser musiał walczyć o swoją wizję „Avengersów”, podczas gdy Marvel narzucał mu własne pomysły, grożąc wycięciem jego autorskich wątków. Wszyscy chcieli zobaczyć Lokiego – i ten miał się pojawić, nakręcono z nim jedną scenę (twórca sam namówił Toma Hiddlestona do epizodycznego występu!), lecz szefowie Whedona nie zgodzili się na nią. Dziś wiemy, że wielkie widowisko pod tytułem „Infinity War” nie powstanie pod dyktando tego pana.
- 12 stron
- « Pierwsza
- ←
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- →
- Ostatnia »