Zaledwie chwilę po premierze jednego z największych blockbusterów w tym roku (wciąż czekamy na powrót „Gwiezdnych wojen”!), jego twórca, Joss Whedon, rozpoczął szumny atak na swoich pracodawców, firmę Marvel. Najpierw niepochlebnie wypowiedział się na temat otrzymanych zarobków za pierwszą część „Avengersów”. Jak sam przyznał – więcej pieniędzy dostał za serial „Dr. Horrible's Sing-Along Blog”. Dopiero „dwójka” przyniosła mu „sensowną” kwotę. Nie tak dawno reżyser „Czasu Ultrona” ujawnił, że bardzo chciał w najnowszym hicie, poświęconym drużynie Mścicieli, zaprezentować światu Captain Marvel oraz Spider-Mana. Ponoć Sony już wtedy pragnęło dojść do porozumienia w sprawie dzielenia się postacią Pajęczaka. Nic z tego jednak nie wyszło.
Teraz Whedon ma pretensje do studia, ponieważ Spider-Man jest ich własnością, a o wspomnianej bohaterce powstaje nowy film. Zakulisowych problemów było więcej. Reżyser musiał walczyć o swoją wizję „Avengersów”, podczas gdy Marvel narzucał mu własne pomysły, grożąc wycięciem jego autorskich wątków. Wszyscy chcieli zobaczyć Lokiego – i ten miał się pojawić, nakręcono z nim jedną scenę (twórca sam namówił Toma Hiddlestona do epizodycznego występu!), lecz szefowie Whedona nie zgodzili się na nią. Dziś wiemy, że wielkie widowisko pod tytułem „Infinity War” nie powstanie pod dyktando tego pana.
Mniej więcej tak wyglądała produkcja „Czasu Ultrona”. Niezadowalająca współpraca mogła mieć istotny wpływ na jakość filmu – czy warto się na niego wybrać? Zacznijmy od zarysu historii. Scenariusz jak najmniej czerpie z komiksu o tym samym tytule, więc jego czytelnicy niech nie nastawiają się na wierną adaptację. Głównym przeciwnikiem bohaterów jest Ultron, za którego powstanie po części odpowiada bogaty i arogancki Tony Stark (Robert Downey Jr.). Playboy i miliarder w jednym liczył na to, że stworzona przez niego SI pozwoli odpocząć ekipie Mścicieli, niwecząc zagrożenia dla ludzkości. Celem Ultrona jest pokój na świecie – dochodzi więc do wniosku, że aby go osiągnąć, należy pozbyć się Avengersów oraz ludzi, którzy z natury doprowadzają do konfliktów.
Przyznam szczerze: nie potrafię zrozumieć narzekań Whedona, pragnącego wprowadzić do „Czasu Ultrona” więcej znanych postaci, Spider-Mana i Captain Marvel. To po prostu nie mogłoby się udać. Film już teraz jest synonimem przepychu przyprawiającego o ból głowy i zmęczenie. Nagromadzenie superbohaterów nie służy produkcji. Każdy musi dostać swoje pięć minut, co z fabuły robi wielką, chaotyczną i pełną miniwątków papkę. Trudno zainteresować się czymś konkretnym, ponieważ na ekranie dzieje się dużo, ale jednocześnie nic specjalnie fascynującego. Wiem, to komiksowa adaptacja, więc nie powinienem spodziewać się ambitnego scenariusza, ale nawet jak na przyjemną, prawie dwuipółgodzinną rozrywkę, nowi „Avengers” wydają się nieprzemyślanym tytułem. Uderzenie w nieco skromniejsze tony byłoby doskonałym pomysłem, który niestety nie znalazł zastosowania.
Problem jest jeszcze głębszy. Więcej nie znaczy wcale lepiej. „Czas Ultrona” poraża ogromem także w innych aspektach – na przykład żartach. Niewielka część, głównie związana z młotem Thora (jako nordycki bóg Chris Hemsworth), wypada naprawdę śmiesznie. Parę z pewnością musiało się znaleźć, aby podkreślić charakter i styl postaci, choćby staroświeckość Kapitana Ameryki (Chris Evans). Pozostałe, rzucane niby mimochodem komentarze i riposty, których celem jest rozśmieszenie, wypadają zwyczajnie blado i sprowadzają domniemany blockbuster roku do tanich filmów akcji, jakich pełno w telewizji. Sytuacji wcale nie poprawia fakt, że przynajmniej jedna rozmowa bije nielogicznością na kilometr (reszta zazwyczaj plasuje się na przeciętnym poziomie, czytaj: strawnym). Związana jest z wątkiem miłosnym między Brucem Bannerem (Mark Ruffalo) a Czarną Wdową (Scarlett Johansson). W pierwszych „Avengersach” czułem, że te postacie mają się ku sobie, ale chyba korzystniej byłoby, gdyby na tym wrażeniu poprzestano. Ich relacje nie są może irytujące, jak związki we „Flashu” czy „Arrow”, lecz wciąż prezentują się sztucznie i nie mają żadnego wprowadzenia. Whedon od razu wyskoczył ze sceną, po której widać, że coś się kroi – bez elegancji i wyczucia.
Nie mogę jednak się temu dziwić, bo twórca próbował umieścić w „Czasie Ultrona” zbyt wiele spraw, a dwie i pół godziny to zdecydowanie niewystarczający czas, aby wszystko dobrze i dokładnie przedstawić. Winić więc można Whedona za to, że nie przewidział efektów własnego przepychu. A powinien. O żadnej z postaci nie mogę powiedzieć, że została odpowiednio zaprezentowana widzom. Kapitan Ameryka po „Zimowym Żołnierzu”, który sprawił, że najstarszego Avengersa można było nawet lubić, irytuje swoim patetycznym zachowaniem. To z jego ust najczęściej padają doniosłe słowa, a jako lider jest bez charyzmy. Iron Man przestał bawić. Mam wrażenie, że już w „Czasie Ultrona” staje się tym złym, z którym będzie trzeba walczyć w nadchodzącym „Civil War”. Na szczęście pozostali herosi wypadają znacznie lepiej. Wciąż niedoskonale, bo dostają za mało czasu i zmuszani są do ciągłego żartowania, ale przynajmniej na tyle dobrze, że nie frustrują ani nie nudzą oglądającego. Może tylko za wyjątkiem Thora, lecz z innego powodu: jego wątek, przez chaotyczną narrację (skakanie po bohaterach), jest trudny do zrozumienia.
Na szczególną uwagę zasługują bliźnięta – Quicksilver oraz Scarlet Witch. Dodają oni kolorytu do trochę przestarzałego już składu Avengersów, wiecznie skłóconego, z nieco płytkimi relacjami (nie czuje się tego zgrania postaci jak w „jedynce”, gdzie choć byli indywidualistami, potrafili działać razem i troszczyć się o siebie) i napompowanego patosem. Są nieznanym oraz nieobliczalnym elementem produkcji. Każda scena z nimi wypada nader interesująco i chyba tylko w ich przypadku Whedon nie przesadził z elementami humorystycznymi. Rodzeństwo może podobać się również wizualnie – ich moce stanowią ucztę dla oka – niebieskie i czerwone smugi, świadczące o używaniu nadludzkich zdolności, wyglądają naprawdę ładnie, podobnie jak uwspółcześnione kostiumy. Aktorzy też zdają egzamin. Aaron Taylor-Johnson bardzo dobrze radzi sobie z odgrywaniem wyluzowanego, ale dbającego o siostrę bohatera. Do gry Elizabeth Olsen także nie mam żadnych zastrzeżeń, do tego przykuwa wzrok męskiej części widowni.
Sceny walki na pewno są niemałym atutem „Czasu Ultrona”, lecz im też udzielił się chaos reżysera. Początek, rozpoczynający się od razu akcją (moim zdaniem kiepski pomysł, lepiej zacząć od trzymającego w napięciu wprowadzenia, tak jak w pierwszych „Avengersach”), charakteryzuje się słabymi efektami (oglądałem w 2D). Komputerowe zabiegi widoczne są gołym okiem i wyraźnie różnią się od nieupiększanych tą metodą elementów. Później sytuacja się normuje, a oglądana rozwałka potrafi sprawić niemałą przyjemność. Szczególnie tyczy się to zniszczeń dokonywanych przez Hulka. Film dużo by stracił, gdyby nie wciąż niebezpieczna jednostka, jaką jest Bruce Banner. Ścieżka dźwiękowa świetnie komponuje się z prezentowanymi scenami i oddaje rozmach opowiadanej historii. Co prawda żaden utwór nie okazał się godzien zapamiętania, ale podobało mi się, że motyw muzyczny z poprzedniej części i tutaj został wykorzystany, lecz w minimalnym stopniu, stanowiąc miłe urozmaicenie.
„Czas Ultrona” to jednak tylko przerywnik przed najważniejszą odsłoną, czyli „Infinity War”. Do takich wniosków można dojść, biorąc pod uwagę prezentację Ultrona. Ostatecznie nie okazał się odpowiednio atrakcyjnym wrogiem, dość łatwo i szybko dzielił się swoimi planami, a scenariusz nie skrywa żadnego niespodziewanego fortelu w jego wykonaniu. Z pewnością przez większość seansu potrafił magnetyzować, szczególnie dzięki charyzmatycznemu i przykuwającemu uwagę głosowi Jamesa Spadera, ale fakty są takie, że nie okazał się potężnym wrogiem zdolnym solidnie namieszać w uniwersum oraz popsuć szyki Mścicielom. Trochę rozczarowuje zachowanie i pewność siebie Ultrona, które nie zostały poparte rzeczywistą siłą. Na pewno też nie jest tak intrygującą postacią, jaką był sprytny Loki czy Zimowy Żołnierz, skrywający trudną przeszłość.
Zachwycił mnie pomysł zaprezentowania bohaterów jako zwykłych ludzi. Chociaż znowu motyw ten nie został należycie wykorzystany – bo czasu za mało – to te parę scen, które pokazują herosów podczas zabawy, jedzenia, wspólnej pracy lub rekonwalescencji, a nie ratowania świata, stanowią najlepszą część filmu (obok destrukcji autorstwa Hulka). Uczłowieczają one superbohaterów i są wytchnieniem od scen akcji. Właśnie tutaj też bliżej poznacie Sokole Oko (inaczej Hawkeye'a; grany przez Jeremy'ego Rennera), który w poprzedniej części przez większość czasu był po drugiej stronie barykady. Nikt, kto liczył na lepsze przedstawienie łucznika, nie powinien się pod tym względem zawieść. Chyba że nie przepada za sielanką.
Biorąc pod uwagę wszystkie wymienione zarzuty, końcowa ocena może trochę was zaskoczyć. Jednak mimo moich narzekań i absolutnego przepychu, do jakiego posunął się Joss Whedon, „Czas Ultrona” dostarczył mi całkiem dobrej rozrywki, nieoferującej nic nowego, a wielu rzeczy wręcz za dużo, ale... jako fan adaptacji przygód herosów nie mogłem nie ekscytować się filmem i nie czerpać z niego żadnej przyjemności. Dlatego nowych „Avengersów” polecam każdemu, kto uwielbia produkcje Marvela i posiada sporą tolerancję na scenariuszowy chaos, patos oraz nadmiar przeciętnych żartów w dialogach. Pozostali mogą zrezygnować z seansu, szczególnie że aby odczuwać pełną radość z produkcji, trzeba być na bieżąco z kinowym uniwersum. Osobiście jestem rozczarowany, ale marka Marvela zrobiła swoje.
Za seans dziękujemy firmie Cinema City.
Komentarze
Co do wątku Czarnej Wdowy i Hulka: i tak najbardziej uderzył mnie dialog, w którym Natasha mówi o sterylizacji. Czy to naprawdę czyni z niej potwora, którym niewątpliwie jest zielony i wielki gość, niszczący pół miasta, bo się zdenerwował?
Szkoda mi również postaci Quicksilvera, bo wykreowali bardzo ciekawą wersję tej postaci i czułem, że mógł zostać przez nich bardzo dobrze wykorzystany, a tu taki klops. To co mnie tutaj zraziło to również scena jego śmierci. Rozumiem tutaj, że chciał się zrehabilitować i zostać bohaterem, dlatego też pobiegł uratować Hawkeye'a, ale, że niby sam nie zdążył? Po jakiemu? Tutaj powinno być tak, że albo wleciał za późno i całą trójka zginęła, albo wbiegł na czas i wszyscy przeżyli. Wiem, że Marvel chciało go usunąć, ponieważ FOX wykreował już jedną jego świetną wersję, ale jego śmierć tutaj była jednak trochę nieklimatyczna.
Natomiast to co mi się najbardziej podobało to postać Ultrona. Jest on tutaj tak różny od swojego komiksowego pierwowzoru, co jest świetne. :3 W komisie chce on zabić ludzi bo... bo chce . Tutaj natomiast chce to zrobić by ich chronić od samych siebie (klasyczny motyw za wyniszczeniem ludzkości ) i przy okazji ma świetną charyzmę, osobowość (to czego mu brakowało w komiksach) i ten głos. <3
Ogólnie film był dla mnie świetny, głównie ze względu na wartość komediową oraz sceny walki. Akcja była tam jednak zbyt chaotyczna, zostało wprowadzonych za dużo wątków na raz, niektóre były tam chyba wpychane na siłę.
Dałbym tutaj ocenę 7,5, bo chociaż pod wieloma względami mnie zachwycił i wprawił w zdumienie (gdy Vision wziął Mjolnir Thora to całe kino ucichło, a ja zacząłem się krztusić :3) to jednak był zbyt chaotyczny i napakowany zbyt dużą ilością... wszystkiego.
Użytkownik Setillos dnia niedziela, 10 maja 2015, 15:51 napisał
Mnie te zakończenie aż tak nie raziło, bardziej ten dialog, o którym wspominałem w poprzednim komentarzu. Poza tym - może to tylko moje skojarzenie - ale...
Mimo tego całego efekciarstwa oglądało się film jak kino rozrywkowe, a w końcu na takie szedłem do kina w ten niedzielny pochmurny (i prawie deszczowy) dzień. Tym ciężej mi na sercu jak pomyślę, że Infinity War: Part 1 dopiero za 3 lata (chlip, chlip).
PS. Patetyczne hasła Kapitana Ameryki jakoś mnie nie dziwią, bo on sam jest przecież jednym wielkim patosem. O to chodzi w tej postaci;p
Trudno mi zaliczyć "Avengersów" jako trylogię, bo jednak to część wielkiego uniwersum. Dodajmy do tego, że Whedon tą odsłoną żegna się z Marvelem, więc powinien zrobić to z prawdziwym przytupem. Chociaż niby fakt, że trzy fazy, więc można podciągnąć to jako trylogię. Ale wciąż jestem daleki od usprawiedliwiania twórców Bracia Russo potrafili stworzyć świetną drugą część "Kapitana Ameryki", co oznacza, że można przeciwstawić się klątwie sequeli
Użytkownik Trzeci Kur dnia niedziela, 10 maja 2015, 16:22 napisał
Może to przez "Zimowego Żołnierza" - motyw Kapitana Ameryki jako renegata, o którym bliżej napisał Tokar w swojej recenzji, był fantastyczny. A tu wracamy do tego gorszego Kapitana, potrafiącego tylko być patetycznym. Mściciele też nie działają tak dobrze jak w "jedynce", więc siłą rzeczy mnie Rogers irytował, bo jako lider powinien wziąć ich w garść. Morale nie urosną, dzięki oklepanym frazesom.
Chodzi tutaj o to, że mogą oni wykorzystywać postać naszego zielonego przyjaciela, ale nie mogą zrobić filmu tylko o nim, bo prawa posiada Universal Studios. Czyli Hulk może występować w Avengers ale nie może mieć własnego filmu, a szkoda, bo komiks "Planet Hulk" jest dla mnie świetnym motywem, zwłaszcza, że Marvel zrobił już film animowany na jego podstawie, który moim zdaniem wyszedł bardzo dobrze.
Jednakże to co odstrasza od tego filmu to fakt, że praktycznie cały (postacie, lokacje, walki) musiałby zostać wykonany przy wykorzystaniu CGI, zwłaszcza, że Banner praktycznie by w nim nie wystąpił, bo to jest historia Hulka, albo raczej fuzji Bannera i Hulka. Chodzi o to, że nie występuje tam bezmyślny potwór, a raczej racjonalnie myślący, planujący Hulk.
Akcja tego komiksu dzieje się w czasie wydarzenia znanego jako Civil War, które będzie miało niedługo miejsce w MCU, więc ewentualny brak Hulka można by wyjaśnić w tenże sposób, że został on wysłany w kosmos.
Niestety nikt nie planuje w tej chwili żadnych solowych filmów z Hulkiem. Jest to o tyle przykre, że chociaż samego "Planet Hulk" szkoda to jednak, bardziej boli fakt, że Marvel nie zrobi ekranizacji jednej z lepszych historii o naszym olbrzymie nazywanej "World War Hulk", która jest bezpośrednią kontynuacją "Planet Hulk".
Cytat
Nie spotkałem się z osobą po seansie która by tak twierdziła. Ironman - Stark był jedną z najlepszych postaci tego filmu dokładnie na swój (starkowy) sposób. Capitan z resztą też.
Cytat
Naprawdę!? To jest najlepsza cześć filmu?, (pomijając fakt, że za krótka, choć moim zdaniem i tak wystarczająca w kwestii długości)
Cytat
Heloł! To właśnie są Avengers - film o mnóstwie superbohaterów. Może nie jestem jakimś znawcą, ale wg mnie tak chyba miało być. Wcale nie obraziłbym się gdyby do filmu dołączyli inni, a nawet bym się ucieszył. Poza tym w filmie oprócz herosów, bliźniaków i Ultrona, właściwie nie występują inni bohaterowie. Więc nie potrafię zrozumieć kogo tu było za mało, skoro i tak połowa z nich miała już własne filmy i znamy ich na wylot.
Cytat
Tu się zgadzam. Ultron był o wiele mniej imponującym wrogiem, a film jest zapowiedzią kolejnej części.
W każdym razie różni ludzie, różne gusta. Nauczyłem się już tego, dlatego zawsze czytam takie recenzje PO obejrzeniu filmu. Naprawdę, gdybym nie widział filmu, to bym się przestraszył, że go całkowicie zepsuli, ale obejrzałem na ekranie to, czego (mniej więcej) spodziewałem się zobaczyć. I nie zawiodłem się, pomimo wad jakie film posiadał, ale na pewno nie tych które tu opisałem.
Film miał trwać ponad 3 godziny i wycięte sceny wręcz bolą - choćby u Thora Jako tło służą poboczni herosi (Falcon, War Machine), właściwie są tylko dla pokazania, że wszystkie hity Marvela to jeden świat. Nie widzę więc możliwości, aby sensownie dodać Spideya i Cap Marvel - tylko na kilka minut? Uwzględnij np. wątek miłosny - można było go lepiej zgłębić, dać więcej Quicksilvera na koniec: tego brakuje i to powinno priorytetem, a nie nowi herosi wciśnięci na chwilę kosztem jeszcze czegoś innego
I dla mnie 'Avengers' to historia o bohaterach, ich współpracy, relacjach. W jedynce każdy w pewien sposób odstawał od reszty, ale potrafili razem walczyć o ludzkość - w 'Czasie Ultrona' tego nie czułem. Tak samo dialogi - dużo żartów, a mniej napięcia. Pamiętasz prowokującego Bannera Starka, podział w sprawie zaufania Tarczy, walkę o lidera? Tutaj dobre rozmowy sprowadzają się do tych przy drinku Dlatego sceny z herosami jako zwykłymi ludźmi są tak ciekawe! Myślę, że właśnie przy tych oczekiwaniach się różniliśmy i stąd oceny inne. Cieszę się, że tekst skłonił Cię do komentarza, między innymi o to też chodzi.
Dodaj komentarz