Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz

6 minut czytania

kapitan ameryka, zimowy żołnierz

W jednym ze swoich prześmiewczych wywiadów komik Zach Galifianakis stwierdził, że łatwo jest podbić Hollywood będąc wysokim i pięknym, lecz za prawdziwy wyczyn można uznać dopiero, kiedy uczynisz to w skórze niskiego grubasa, który roztacza wokół siebie karykaturalną aurę chipsów o smaku tortilli. Zaskakujące, jak powyższa myśl doskonale wtapia się w kontekst odbierania marvelowskich herosów przez kinomanów. Cóż, nie oszukujmy się, gdy chodzi o podbicie serc publiczności na salach kinowych, taki Iron Man ma łatwiejsze zadanie niż ubity z twardej gliny Kapitan Ameryka. Zdecydowanie łatwiej jest polubić playboya i hulakę, jakim jest Tony Stark, niż z wypiekami na twarzy kibicować Steve'owi Rogersowi, kierującemu się bezkompromisowymi (i w dzisiejszych czasach w większości przestarzałymi) zasadami, które zazwyczaj wymagają od bohatera żołnierskiej powagi.

Bracia Russo zostali więc postawieni przed niemałym dylematem. Musieli odkurzyć staroświeckiego herosa i osadzić go we współczesnych realiach, gdzie rzeczywistość składa się z wielu odcieni szarości, natomiast "amerykański styl bycia" nie stanowi przed nią skutecznej osłony, lecz jest politowania godnym przeżytkiem. Karkołomne, lecz nie niemożliwe zadanie.

Uspokajam. Rodzeństwu udało się wrócić z całej tej draki z tarczą, lecz nie da się ukryć, że bez blizn się nie obejdzie, a i sama osłona ma pełno wgnieceń – bo choć koncept fabularny był znakomity oraz wyrazisty emocjonalnie, to jakość jego wykonania pozostawia w pewnych momentach trochę do życzenia.

Po wydarzeniach znanych z "Avengers" i wielkiej bitwy o Nowy Jork, Kapitan Ameryka postanawia połączyć siły z enigmatycznymi Nickiem Fury oraz agencją T.A.R.C.Z.A., tym samym kontynuując współpracę związaną z obroną ludzkości – zarówno przed przestępczością zorganizowaną, jak i zjawiskami nadnaturalnymi. Bohater szybko dostrzega jednak, że pod płaszczykiem parasola ochronnego, który organizacja stara się rozłożyć nad obywatelami, kryją się nieścisłości operacyjne oraz kompromisy, wiodące do zagrożenia wolności jednostek. Kiedy zmowa zostaje obnażona, uśpiony przez lata wróg rozpościera swoje plugawe macki i posyła do walki swojego najlepszego cyngla – owianego złą sławą Zimowego Żołnierza.

kapitan ameryka, zimowy żołnierz

Trzeba przyznać, że pomysł na przemianę Kapitana Ameryki jest genialny w swojej prostocie i ma spory sens. Bohater nie jest już pieskiem establishmentu i klakierem ślepo wspierającym działania rządu spod znaku "gwiazd i pasów", lecz wyklętym renegatem, otwarcie piętnującym negatywną ścieżkę, jaką obrała władza, godząca się na "politykę mniejszego zła". Pole do walki oraz krytyki ma olbrzymie, albowiem manipulacja masami oraz mania absolutnej kontroli każdego kroku to pokusy, z którymi mierzą się współczesne Stany Zjednoczone. Rogers wciela się w rolę ostatniego sprawiedliwego i bezkompromisowego obrońcę społeczeństwa obywatelskiego, które leży u podstaw demokratycznych cywilizacji. kapitan ameryka, zimowy żołnierz Braciom Russo należy się dobre regionalne piwko za aktualność przekazu, znakomite wmieszanie do intrygi klimatu thrillera szpiegowskiego z dawnych lat i próbę przemycenia czegoś głębszego do typowego wiosennego blockbustera.

Właśnie, "próbę". Koncepcja była znakomita, lecz wszystko rozchodzi się o szczegóły. Fabuła razi uproszczeniami, nieścisłościami oraz odwiecznymi schematami. Nie byłoby w tym nic gorszącego (taka konwencja), gdyby nie fakt, że często ciężko przejść obok nich obojętnie. O ile przewidywalność całej historii nie jest w tym przypadku większym mankamentem, to sztuczki prowadzące do wielkiego finału i zwroty akcji są typowym reliktem przeszłości, który przejadł się już w czasach, z jakich podchodzi Kapitan Ameryka. Rujnuje to przyjemność ze śledzenia intrygi oraz podziwiania widowiska, ponieważ twórcy nie starali się zbyt mocno zaskoczyć widza, w efekcie czego ze sporym wyprzedzeniem przewiduje on nie tylko "jak to się skończy", ale także "jak to będzie dokładnie wyglądać", co jest już sporym grzechem. Niestety, ktoś tutaj chyba zapomniał, że nie wszyscy na sali mają dziesięć lat i nie jest to ich pierwsza wizyta w fabryce snów zwanej kinem. Soczysty kop w tyłek należy się szczególnie scenarzyście, który wpadł na pomysł przemycenia jednego z pomysłów wykorzystanego w ostatnim "Thorze" – już w tamtym filmie wyglądał on na grubymi nićmi szyty i niebywale nierealny, a co dopiero teraz...

kapitan ameryka, zimowy żołnierz

O ile bracia Russo pokpili sprawę w kwestii scenariusza, to prawdziwym pietyzmem wykazali się w aspekcie scen akcji oraz potyczek. "Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz" to prawdziwy wysokooktanowy akcyjniak, który gwarantuje skok adrenaliny nawet u najbardziej zblazowanego kinomana. Choreografie walk i pościgi zostały zrealizowane tak perfekcyjnie, że nawet najwięksi puryści będą mlaskali z zadowolenia podczas strzelaniny na moście oraz gwizdali z zachwytu, podziwiając emocjonujący pościg z Nickiem Fury w roli głównej. Co ciekawe, w filmie niewiele jest typowego fantastycznego mordobicia i znajdziecie tutaj raczej więcej atrakcji, do których przyzwyczaiły nas takie filmy jak "Raid" czy... "Gorączka". Brutalne walki na gołe pięści odbywają się przy akompaniamencie serii z karabinów maszynowych – w "Zimowym Żołnierzu" nie ma miejsca na metroseksualne lasery czy wymuskane magiczne młoty... i bardzo dobrze! Pełnokrwiste sceny akcji świetnie dopełniają śledztwo prowadzone przez renegatów walczących z systemem, co wnosi trochę polotu do przygód Kapitana Ameryki.

kapitan ameryka, zimowy żołnierz

Szkoda tylko, że tak ładny obrazek na szkle zostaje niezręcznie porysowany przez wielki finał, którego skala zostaje nagle podniesiona do wręcz epickich proporcji. Po spektaklu, jakie zaserwowało nam na początku rodzeństwo Russo, gigantyczne wybuchy i szalone akrobacje przyjmowane są z obojętnością, natomiast galopująca głupota oraz jawne śmianie się w twarz prawu prawdopodobieństwa prowadzą wręcz do irytacji. Jasne, musiało być z przytupem, ale nie mogło być trochę ciszej i bardziej kameralnie? Po co od razu mieszać w to 200 milionów ludzi i na dodatek w tak otwarty sposób?Szkoda, tym bardziej że specjaliści kapitan ameryka, zimowy żołnierz od efektów specjalnych kolejny raz stanęli na wysokości zadania i efekty ich pracy muszą się podobać (szczególnie sceny z Falconem robią wrażenie).

Jak w tym fantastyczno-szpiegowskim kotle poradzili sobie aktorzy? Chris Evans kolejny raz udowadnia, że jest idealną inkarnacją Kapitana Ameryki – zarówno na polu bitwy w obciachowym niebieskim kombinezonie, jak i w cywilu. Kiedy trzeba, jest charyzmatycznym wojakiem, który potrafi zainspirować swoich zagubionych towarzyszy oraz być twardym niczym stal. Innym razem znakomicie ukazuje wewnętrzne rozdarcie Rogersa i jego kontemplacje związane ze swoim miejscem we współczesnym świecie, a także koniecznością dorównania własnej legendzie (niesamowite sceny w szpitalu i muzeum!). Wtórują mu Scarlett Johansson oraz Samuel L. Jackson, którzy w końcu mogą rozpostrzeć skrzydła w uniwersum Marvela i dostali zdecydowanie więcej czasu ekranowego niż znamienne "ogony" w poprzednich produkcjach cyklu. Choć nie dane im jest wyjść spoza starej skorupy (Czarna Wdowa to w głównej mierze nadal seksowna/niebezpieczna agentka, z kolei Fury do perfekcji opanowuje groźne miny spode łba), to dowiadujemy się trochę więcej o ich motywacjach i rozterkach, znakomicie mieszających się z problemami głównego bohatera. Trochę gorzej wypada Anthony Mackie jako Falcon, którego postać wprowadza sporo dynamizmu podczas potyczek, ale poza nimi wpada w pułapkę kiczowatego pomagiera oraz irytującego wesołka.

kapitan ameryka, zimowy żołnierz

Po stronie antagonistów zdecydowanie największym rozczarowaniem jest tytułowy Zimowy Żołnierz. Bracia Russo zrobili ogromną krzywdę Sebastianowi Stanowi, gdyż nie dość, że nie dali mu dość czasu na zaprezentowanie skomplikowanego życiorysu oraz dylematów psychologicznych (bo trzy kilkunastosekundowe migawki z przeszłości na ponad dwugodzinny film to trochę mało?), jakie nomen omen posiada, to na dodatek ograniczyli jego rolę przede wszystkim do groźnego pohukiwania i prężenia muskułów. kapitan ameryka, zimowy żołnierz Ech... a przecież kaliber tragizmu w starciu Kapitana Ameryki z Zimowym Żołnierzem jest zdecydowanie większy niż ten charakteryzujący duet Thor-Loki... W przeciwieństwie do Hiddlestona, Stan może w obecnej chwili jedynie pomarzyć o popularności i planach na film skoncentrowany wyłącznie na postaci, którą odgrywa. Brak mu charyzmy, czyli tego grzesznego talentu, potrafiącego rozgrzać nawet najbardziej opornych kinomanów.

Paradoksalnie, wobec powyższego mankamentu, na głównego przeciwnika wyrasta Alexander Pierce, w którego brawurowo wcielił się Robert Redford. Aktor wręcz tryska od ekranowego magnetyzmu i gołym okiem widać, że znakomicie czuje się w butach nieprzejednanego polityka działającego zgodnie z zasadą "cel uświęca nawet najgorsze środki". kapitan ameryka, zimowy żołnierz Jego konflikt z Furym, choć delikatnie przerysowany, mieści się w granicach przyzwoitości nałożonych przez komiksową konwencję, a co za tym idzie – jest smakowity i sprawia niemałą radochę.

Przyznam, że finalna ocena "Zimowego Żołnierza" przychodzi mi z niemałym trudem. Najnowszy film ze stajni Marvela stanowi doskonały przykład wciągającego akcyjniaka, który nie boi się eksperymentować z formą oraz nieść za sobą buntowniczego przekazu. To zdecydowanie jeden z ambitniejszych filmów studia i ten fakt zasługuje na uznanie. Z drugiej strony, "Kapitan Ameryka" nadal jest niewolnikiem konwencji, co prowadzi do niewybaczalnych głupotek, uproszczeń i schematów, których nie dało się w żaden sposób osłodzić. Koniec końców, warto jednak przełknąć te niedostatki, bo pomimo że tytuł nie ucieka od łatki płatnej zapowiedzi drugiej części "Avengers", to czyni tę reklamę z taką gracją, iż warto wydać te kilkanaście złotych na bilet. Chyba że nie jesteś fanem fantastyki i komiksu, ale takich ludzi tutaj raczej nie ma.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7.27 Średnia z 15 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Nie rozumiem do końca Twojej krytyki Recenzja jest znakomita, a wierz mi, nie mówię tego każdemu, nawet nie każdego recenzje czytam Ale ubawiłem się świetnie, nie odczuwałem żadnych uproszczeń, nieścisłości, ani używania ciągłych schematów, które wymieniłeś. Seans zlecił mi bardzo szybko, dostarczając zaskakujących zwrotów wydarzeń oraz oferując kino akcji na najwyższym poziomie. Wyższym nawet niż poprzednie produkcje Marvela.

Przez niewiele ponad dwie godziny akcja pędzi z szybkością rzucanej przez naszego bohatera staroświeckiej tarczy, robiącej nieprzewidywalne skręty i cieszącej widowiskowym siekaniem wrogów na prawo i lewo. Pościgi, strzelaniny, sceny walki, doprowadzone do ostatniego szlifu, niebywale trzymały mnie w napięciu i dały dużo czystej radochy, podczas gdy wiele razy miałem dosyć pokonującego wszystkich za pomocą swojego młota Thora. Niedodanie do tego elementów bardziej fantastycznych (jak np. wspomniane przez Ciebie lasery) okazało się świetną, o dziwo prezentującą się świeżo zagrywką, jakbym oglądał coś kompletnie nowego.

Przedstawienie bohaterów na plus - Kapitan Ameryka, wcześniej mi obojętny, wzbudził zdecydowaną sympatię swoimi problemami związanymi z przystosowaniem się do nowoczesnego świata (lista rzeczy do zrealizowania między innymi obejrzenie "Gwiezdnych wojen"), a nawet miłosnymi - to już zaleta dobrze napisanych dialogów, zabawnych i rozluźniających po niedawnej akcji, w których Czarna Wdowa stara się znaleźć Rogersowi dziewczynę.

Wreszcie jest także więcej Nicka Fury, który okazuje się nie gorszą postacią od bardziej nadnaturalnej i potężniejszej części herosów. Rzekłbym lepszą, ponieważ musi sobie radzić bez żadnych mocy. Czarna Wdowa, będąca partnerką Kapitana Ameryki, może podobać się już nie tylko ze względu na swoją urodę, ale także kąśliwe uwagi skierowane do bohatera. Trochę za mało jest Falcona, fakt, ale to dopiero pierwszy film z jego udziałem, więc spodziewam się w dalszych produkcjach większej ilości scen z nim oraz głębszego zarysowania charakteru. Na razie to tylko zabawny pomagier Rogersa.

Nie mogę się natomiast zgodzić z zarzutami pod adresem Zimowego Żołnierza. Jeśli miałbym kogoś do niego porównywać, to nie byłby to Loki - Loki grał w trzech filmach, a jego sukces sięga korzeni mitologicznych. Zdziwiłbym się, gdyby w ogóle zepsuli tą postać. Ale się nie da. I gdzie się on nie pojawi, zawsze zyskuje wielbicieli, dzięki dwulicowej naturze. Zimowego Żołnierza bardziej porównałbym, przynajmniej na tym etapie, do nieszczęsnego Malekitha z "Mrocznego świata". Kompletnie bez wyrazu i z zamiarem zniszczenia świata. Nudne i bzdurne. Tu jest ciekawiej, bo antagonista ma dramatyczną historię oraz samą swoją obecnością budzi emocje, a to przecież początek. Czekam na więcej.

Przyczepić się można do finałowych minut, które z trzymającego w napięciu filmu akcji z nutką szpiegowskiego thrillera zmieniają się w bohaterską rozwałkę. Ale to już było nawet w "Avengers" - i mi nie przeszkadza. Natomiast przerobienie pomysłu z drugiego "Thora" budziło bardziej negatywne emocje. Jakby się uprzeć, to został on przerobiony jeszcze w "Avengers":

SPOILER
sfingowana śmierć Coulsona


Ale tak czy siak, to najlepszy film Marvela i najlepszy w tym roku. 9/10. Gorąco polecam.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...