Mark Millar znany jest chociażby z takich komiksowych opowieści jak "Kick-Ass" czy "Staruszek Logan", więc jego fani zapewne mieli spore wymagania co do "KM/H". Czy komiks zasługuje na miano kolejnego hitu? Niestety nie do końca, bo chociaż historia wciąga, a przygody bohaterów czyta się z dużą przyjemnością, to psychologia postaci oraz analiza ich moralności to przede wszystkim zmarnowany potencjał, który był naprawdę spory.
Główne pytanie, jakie pojawia się już na pierwszych kartach komiksu brzmi: "Co zrobiłby drobny przestępca, gdyby nagle miał nieograniczone możliwości i nikt nie mógłby go złapać?". Właśnie taki jest główny bohater, Roscoe, który trochę przez przypadek wchodzi w posiadanie środka umożliwiającego przemieszczanie się z nienaturalną szybkością. Razem z grupą przyjaciół uznaje to za prezent od losu, który mu się należał, bo przecież dotychczas miał w życiu pod górkę, i postanawia zacząć napadać na banki oraz okradać bogaczy. Jak można łatwo przewidzieć, w pewnym momencie sytuacja wymyka się spod kontroli, a do tego pojawiają się wyrzuty sumienia.
Zabawa w Robin Hooda nie jest ani pomysłem nowym, ani szczególnie oryginalnym. Po raz kolejny pada pytanie, czy jeśli okradniemy bogacza, ale rozdamy te pieniądze biednym, to postąpiliśmy dobrze czy źle? I czy jesteśmy złoczyńcami, czy bohaterami? Popularny motyw można jednak dobrze ograć i zręcznie wykorzystać, lecz tutaj zabrakło na to pomysłu.