Jedną z nowszych pozycji w "Uczcie Wyobraźni" jest "Czerwony śnieg": niestraszna powieść grozy. Strachu nie odczujemy, za to Ian R. MacLeod stawia na budowanie tajemniczego nastroju, opowiadanie o życiu i społeczeństwie oraz wykład z historii.
Skupia się na trójce bohaterów i motywie wampiryzmu, aczkolwiek ten ostatni jest nazywany również w inny sposób. Jednak picie krwi i zjadanie ludzi raczej kojarzą się z wampirami niż wilkołakami czy sukkubami (o dziwo, takie określenia naprawdę padają – jakby to było to samo). Bądź co bądź czytamy o życiu postaci, które pochodzą z różnych czasów (wojna secesyjna, rewolucja francuska, prohibicja). Łączy je to, że spotykają na swej drodze wampira. Medyk wojenny, malarz, marksistka.
Przez dużą część "Czerwonego śniegu" wiemy niewiele. Pisarz nie tyle dawkuje informacje, co momentami traci z widoku cel, ewentualnie boi się zbyt szybko go ujawnić. Początkowo można mieć nadzieję, że zaraz się on pojawi. W końcu to jasne, że nie musimy dostawać wszystkiego od razu na tacy. Problem zaczyna się wtedy, gdy jesteśmy już po pokaźnym fragmencie fabuły, a treść ogranicza się do błąkania bohatera, już wampira, po świecie w poszukiwaniu odpowiedzi. Niby jest cel (poznanie odpowiedzi), ale nieprzekonujący, odległy, nie wiadomo, co z niego ma wynikać. Gdzieś wcześniej działo się coś, lecz okazało się nie mieć znaczenia, jakby było dodatkiem – lub obowiązkiem, żeby prosty koncept, może nadający się na opowiadanie, rozbudować do rangi powieści.