Serialowy "Iron Fist" został zmieszany z błotem, choć pojawiają się też opinie, że nie jest wcale tak zły, jak go przedstawia duża część widzów i krytyków. Gdyby jednak twórcy w większym stopniu zainspirowali się komiksem o Dannym Randzie wydanym u nas przez Muchę Comics, moglibyśmy otrzymać lepszą produkcję, ciekawie wykorzystującą korzenie głównej postaci.
Ed Brubaker i Matt Fraction, scenarzyści pierwszego tomu "Nieśmiertelnego Iron Fista", rozumieli potrzebę nawiązania do przeszłości bohatera. Skoro wykorzystuje on techniki kung-fu, uczył się w mistycznej krainie K'un-Lun, walczył ze smokiem, a przed sobą miał wielu poprzedników, warto by te wszystkie elementy potraktować jako atuty. W efekcie dostaliśmy egzotyczne dzieło, którego przerysowane, nadnaturalne aspekty składają się na atrakcyjną mieszankę. Dobrze, że twórcy nie odcięli się od tego, co czyni historię Danny'ego tak wyjątkową w porównaniu do innych komiksów z uniwersum Marvela.
Czuć jednak podobieństwa do pewnej serii – "Hawkeye". Nie bez powodu – przy obu pracowała dwójka tych samych ludzi: Matt Fraction i David Aja.