John Constantine w drugim – i ostatnim – tomie Briana Azzarello jest bohaterem, wydawałoby się, niepowiązanych epizodów. Te jednak z czasem łączą się w jedną opowieść, mającą swoje korzenie jeszcze w pierwszej odsłonie, gdy słynny mag trafił do więzienia.
Scenarzysta pozostaje wierny swojej interpretacji Constantine'a. Magia nadal jest tu aspektem pobocznym, tajemniczym, nigdy szerzej nieeksploatowanym. W zamian Azzarello szerzej prezentuje brudną, lecz niefantastyczną, część świata. Pojawia się środowisko nazistów, pozbawiony kręgosłupa moralnego bogacz czy klimaty BDSM. Te ostatnie to także domena bohatera, który nie ma nic przeciwko tak ostrym zabawom.
Poprzednim razem zaakceptowałem styl Azzarello, bo historie śledziło się z prawdziwym zainteresowaniem i napięciem. W kontynuacji autor za bardzo chce połączyć wszystkie wątki, dąży do intryg, które są dyktowane emocjami, i prezentuje sprawy, które równie dobrze mogłyby się znaleźć w dramacie, a nie opowieści z rodzaju mrocznej fantasy czy grozy. Elementy fantastyczne znajdują się tak bardzo na uboczu, że gdzieś tam przepada nadnaturalny charakter "Hellblazera". Boli to tym bardziej, że sporo czasu zostaje poświęcone na mroczną erotykę oddziałującą na atmosferę (pikantne ilustracje) i charakteryzującą postacie, niż pełniącą jakąś rolę w fabule.