Sacred Fire to psychologiczne CRPG-ie (tak nie przesłyszeliście się) osadzone w starożytnej Kaledonii (rzymska nazwa dzisiejszej Szkocji). Nastały złe czasy dla dzielnych górali. Mimo, że mieszkańcom udało się odeprzeć najazd, wrogowie wycofali się na Mur Hadriana i wyczekują okazji do następnego ataku. W dodatku w stolicy twojego ludu do władzy dochodzi żądna zemsty królowa Morrigan. Mimo młodego wieku widziałeś już dostatecznie wiele cierpienia. Przyszłość twojej ziemi zależy od ciebie. Czy zjednoczysz plemiona i postarasz się zbudować stabilne państwo, czy może wykorzystasz ich gniew to zmiażdżenia Rzymian?
Dzięki wysiłkom fanów, najnowsza gra Iron Tower Studios została przetłumaczona na nasz rodzimy język. Polska wersja jest dostępna na platformach Steam i GOG dla wszystkich osób posiadających grę. Oprócz tego możemy zagrać w wersję francuską, hiszpańską, rosyjską i oczywiście angielską, więc granie w "Dungeon Rats" może być świetnym sposobem na szlifowanie umiejętności lingwistycznych. Teraz pozostaje nam tylko czekać na polską wersję "Age of Decadence".
W kontekście "Mass Effect: Andromeda" nie można pisać o łatwym starcie. Kilka dni temu branżowe kuluary zalały fragmenty rozgrywki, które bezlitośnie masakrowały słabe animacje postaci oraz komiczną wręcz mimikę twarzy, przywodzące na myśl raczej budżetowy tytuł zmontowany na szybko przez zespół amatorów niż produkcję za 40 milionów dolarów. Teraz przyszedł czas na pierwsze recenzje i cóż... do doskonałości daleko.
Okey, krytycy nie niszczą nowej części kosmicznej sagi BioWare, ale przez teksty przewija się gromkie "meh...". Według nich największym rozczarowaniem są właśnie rozliczne usterki techniczne, jak również dialogi oraz zadania, których jakość jest mocno mieszana. Sporo komplementów jednak padło po adresem emocjonującego system walki, a także różnorodnego świata gry. Potwierdza to tylko wcześniejsze przewidywania, że z "Mass Effect" nie zostało już raczej nic z cRPG i pozostała tylko przygodowa gra akcji. Szkoda, tym bardziej, że wśród recenzentów pojawiają się głosy, że to prawdopodobnie najgorsza gra w długiej historii kanadyjskiego studia...
Brandon Sanderson to jeden z bardziej rozpoznawalnych pisarzy we współczesnej fantastyce. Choć wstyd mi niezmiernie, nie miałem jeszcze okazji zapoznać się z jego twórczością. "Droga królów" i "Słowa światłości" stoją sobie spokojnie na półce, czekając na swoją kolej, jednak grubość tych tomów trochę mnie odstrasza, biorąc pod uwagę czas, jaki będę musiał poświęcić na zapoznanie się z tymi dziełami. W tak zwanym międzyczasie wydawnictwo IUVI przysłało mi do zrecenzowania "Piasek Raszida", co wywołało we mnie małą konsternację. Sanderson i powieść dla młodzieży? Do tego z tak idiotycznym tytułem serii jak "Alcatraz kontra Bibliotekarze"? Szybko jednak odłożyłem na bok swoje uprzedzenia – nie ocenia się w końcu książki po okładce (która, nota bene, graficznie prezentuje się smakowicie). A nuż po tej krótkiej lekturze zostanę zachęcony do sięgnięcia po poważniejszą twórczość autora?
Bitwa pod Termopilami przeszła do historii. Trudno znaleźć starcie, które byłoby lepiej kojarzone przez ludzi różnej narodowości. Zasługa to już samej natury Spartiatów. Byli urodzonymi wojownikami, wychowywanymi w celu obrony swojej ojczyzny – kto nie mógł pełnić tego obowiązku, ten ginął. Już ich sposób życia imponował – kto więc, jak nie oni, mogli zostać postawieni w beznadziejnej sytuacji, naprzeciw siebie mając dużo liczniejszego wroga, prawie bez szans na zwycięstwo... Mimo to walczących i prawie odnoszących wiktorię – przeszkodziła im w niej zdrada jednego człowieka. Heroiczne zachowanie stało się jednak legendą. Frank Miller posłużył się nią do stworzenia komiksu, dziś należącego do klasyki, a w 2006 roku zekranizowanego przez Zacka Snydera.
Zabiwszy pierwszą wyrośniętą jaszczurkę podczas misji "Budzenie Smoka", w Białej Grani będziemy świadkami scenki, która zatrzymała chyba każdego gracza – sporu odzianych w typowe dla swojej krainy Redgardów z lokalnym strażnikiem. Od nich dostaniemy również zlecenie na dostarczenie informacji o "pewnej redgardzkiej uciekinierce z Hammerfell". Powyższy quest możemy wykonać na dwa sposoby... W artykule nie wyjaśniam, jak go wykonać. Interesuje mnie jego cel i kwestia, kto robi nas w (smocze) jajo.
Zadanie zostaje nam powierzone na bardzo wczesnym etapie gry i od razu zostajemy wrzuceni na głęboką wodę geopolityki Tamriel. Zagubiony w tej sytuacji był chyba każdy grający, zarówno nowy w uniwersum TES, jak i jego weteran. Otóż... kto kłamie?
Nadal nie jestem przekonany do tego nostalgicznego pomysłu studia Blizzard związanego z wrzuceniem "gołej" klasy Nekromanty do "Diablo III". Za którą będzie trzeba dodatkowo zapłacić. Raz, że to ewidentne żerowanie na starych, dobrych czasach, co zawsze powodowało u mnie nieprzyjemny skręt flaków, bo trudno przejść obojętnie obok takiego chwytu. Dwa, iż jak pomysł wypali (a pewnie wypali – patrz punkt pierwszy) no to, bracia i siostry, w kolejnych produkcjach możemy spodziewać się podobnych atrakcji. Płacić za dodatkowe klasy albo traktować je jako zawartość ekskluzywną... brrrr... zaiste mroźna przyszłość.
Jednak może trochę przesadzam, to jednorazowa akcja i nikt nas nie testuje? Oby. Twórcy zapewniają, że włożyli wiele serca oraz pracy w klasę Nekromanty, a przekonamy się o tym już w drugiej połowie 2017 roku. Póki co, studio postanowiło uchylić niewielką część rąbka tajemnicy związanego z tą postacią. Szczegóły znajdziecie pod tym adresem, natomiast na krótki fragment rozgrywki możecie rzucić okiem w rozszerzeniu wieści.
Med postanowił się przebranżowić, rzucił recenzowanie na poczytnym portalu o tematyce fantastycznej i postanowił rozpocząć karierę mściciela, którego celem jest wytępienie zorganizowanej przestępczości. I to na poważnie – zakupił ciężarówkę pełną broni palnej, założył skórzaną kurtkę i kupił koszulkę z czaszką Totoro. Nie ma żartów. Zdradził, że w walce ze złem pomaga mu pięć tajemniczych głosów w jego głowie. Heeeeeej... Nikt nie mówił, że spędzenie prawie trzynastu lat na GE nie ma wpływu na zdrowie. Szkodzi gorzej niż papierosy...
...ale uzależnia jeszcze mocniej. Przejdzie mu i wróci. Zawsze wraca. Za bardzo nas kocha.
Wydane w 2005 roku "Pathologic" było grą niezwykłą. Historia 12 dni umierającego miasteczka zawierała wszystkie elementy dobrze napisanej historii. Rodzinne dramaty, trupy w szafie, miejscowi władykowie pociągający za sznurki, nieznaną grozę oraz tajemnicę. Jednak gra miała pewien dobry feler. Gameplay był niedopracowany i na dłuższą metę męczący. Jednak od czego jest serwis Kickstarter? Twórcy z studia Ice Pick Lodge bez większych problemów zebrali całą sumę i już w tym roku będzie miała miejsce premiera odświeżonej wersji "Pathologic". Zaś osoby, które do tej pory nie zagrały w oryginał mogą pobrać demo z serwisu Steam, aby na własne oczy przekonać się o wyjątkowości tego dzieła.