Komiksy
zabij albo zgiń #2

Wśród twórców komiksowych można wymienić przynajmniej kilku szczególnie wprawionych w kryminalnych historiach. Do ich grona bezsprzecznie zalicza się Ed Brubaker, autor m.in. "Gotham Central" i "Velvet". Póki co "Zabij albo zgiń" nie odstaje od przytoczonych serii.

W ramach przypomnienia – Dylan to młody mężczyzna, który jak dotąd nie może chwalić się życiorysem. Konflikty z bliskimi, nieszczęśliwa miłość i narkotyki to tylko wyrywek jego codzienności. Wszystko zmieniło się wraz z dziwnym demonem, którego musi karmić poprzez zabijanie jednej osoby miesięcznie. Konsekwencje złamania nakazu są o tyleż łatwe do przewidzenia, co okrutne – demon zasili się protagonistą. Komplikacje nadeszły szybko – zbieg okoliczności sprawił, że w pobliżu miejsca ostatniego morderstwa bohatera przebywała dwójka policjantów, którzy od razu podjęli próbę schwytania sprawcy. A to dopiero początek kłopotów.

Rozwój akcji był łatwy do przewidzenia. Co prawda komiks Brubakera dzieje się w Nowym Jorku, gdzie ponoć dzień bez morderstwa jest traktowany jak święto, ale i tak swymi czynami protagonista musiał wzbudzić zainteresowanie organów ścigania. Mimo to scenariusz nie zakłada zbyt prostej drogi do ujęcia przestępcy i Dylan znajduje w sobie pokłady intelektu i energii, by – niezbyt subtelnie – tuszować ślady zbrodni.

Komiksy

Doszło do niecodziennej sytuacji. Wycofany został nakład komiksu "Kajko i Kokosz – Szkoła latania" w anglojęzycznej wersji. Powód – literówka, która nadaje wypowiedzi jednej z postaci inne znaczenie...

kajko i kokosz

Jak widzicie na powyższym obrazku, Łamignat wypowiada słowa: "Where's my fiute?!" – tak przełożono zdanie: "Gdzie moja fujarka?!". Najprawdopodobniej zdarzyła się literówka, przez co zamiast "flute", oznaczającej fujarkę do grania, widnieje "fiute".

Komiksy

Magi: Labyrinth of Magic #11 – recenzja mangi

Dodał: , · Komentarzy: 0
magi: labyrinth of magic #11

Za nami kolejne tomy "Magi: Labyrinth of Magic", a bohaterowie co rusz muszą się mierzyć z coraz potężniejszymi wrogami. Z jakim rezultatem?

Alibaba, Aladyn, Morgiana i książę Hakuryu przetrwali wizytę w Labiryncie wyjątkowo nieprzyjaznego dżina. Czy to oznacza spokojny i zarazem triumfalny powrót do Syndrii oraz przekazanie Sinbadowi wieści o pomyślnym ukończeniu zadania? Oczywiście nie! Nasi bohaterowie wpadli z deszczu pod rynnę – pułapki zastawione przez Zagana zastąpiło trio równie mocno pragnące zdobyć metalowe naczynie z dżinem, by spełnić swoje plany.

Właściwie jedenastą odsłonę "Magi: Labyrinth of Magic" da się bardzo łatwo sprowadzić do krótkiego opisu prowadzonych walk. I nie ma w tym nic dziwnego, gdyż w cyklu Shinobu Ohtaki mieliśmy już okazję śledzić tomiki wypełnione tylko i wyłącznie pojedynkami. Tak samo i teraz bataliom nie ma końca. Szala przechyla się to na jedną, to na drugą stronę, ale trzeba oddać autorce, że dobrze radzi sobie z kreowaniem dramatyzmu bitew. Jednak można mieć pewne zastrzeżenia, bo o ile Aladyn wypada w tych starciach całkiem dobrze, to już Alibaba przypomina początkującego szermierza. W obliczu poprzednich dokonań, wsparcia w postaci mocy dżina i treningów w królestwie Syndrii niełatwo wybaczyć – nie pierwsze zresztą – umniejszanie jednego z kluczowych bohaterów.

Komiksy
batman – detective comics: syndykat ofiar

W "DC Odrodzenie" są serie lepsze i gorsze. Do tych pierwszych zaliczany jest "Batman – Detective Comics". Prawdę mówiąc, do tej pory wyżej od niego stawiałem "Batmana" Toma Kinga (dla niezorientowanych: równocześnie ukazuje się kilka serii z Batmanem). Nie jest idealny, ale jego drugi tom, "Jestem samobójcą", całkiem łatwo mnie kupił. Może to przez ten wątek miłosny z Catwoman? Sytuację zmienił "Syndykat ofiar", będący drugą odsłoną "Batman – Detective Comics".

Drużyna Mrocznego Rycerza zmaga się z problemami natury psychologicznej. Przytłaczają ich wątpliwości co do sensu prowadzonych działań oraz żałoba. Nie jest im jednak dane w spokoju przeżyć trudne chwile, ponieważ na horyzoncie pojawia się następne zagrożenie. Jest nim tytułowy Syndykat ofiar.

James Tynion IV umiejętnie kreuje gęstą, mroczną atmosferę. Każda z głównych postaci jest obarczona nieprzyjemną przeszłością. Musi się z nią zmierzyć, ale to nie należy do łatwych zadań. Scenarzysta pozwala nam zajrzeć bohaterom za maskę – dzięki czemu zaczynamy rozumieć ich intencje i traumatyczne doświadczenia. Już więc na tym etapie pojawia się mrok, wynikający z problemów emocjonalnych.

Komiksy
potter's field: cmentarz bezimiennych

John Doe zajmuje się przywracaniem tożsamości anonimowym trupom. Prowadzi śledztwa, które mają doprowadzić go do odkrycia, kto został pochowany – przy okazji dowiaduje się też, w jakich okolicznościach ten ktoś zginął. Na tym koncepcie opiera się komiks "Potter's Field: Cmentarz Bezimiennych".

Scenariusz Marka Waida jest dość prosty. Główny bohater podejmuje się szlachetnego i nieopłacalnego zadania, bowiem zaprowadza jakąś sprawiedliwość, a anonimowi zmarli zyskują na swoich nagrobkach imiona i nazwiska – ale on sam nie dostaje z tego żadnych pieniędzy. Ma siatkę agentów, którzy służą mu pomocą, lecz to nie tyle agenci, co pomocnicy – może to być reporter, koroner lub policjantka. Któż to ten John Doe? Nie wiemy. Człowiek zagadka. Nie znamy jego prywatnego życia, prawdziwych danych ani powodów, dla których podjął się swojej misji. Wiemy tylko tyle, że jest świetny w tym, co robi.

Istotniejsza wydaje się atmosfera wynikająca z mrocznego, brudnego świata niż sama historia. Dlatego "Potter's Field: Cmentarz Bezimiennych" to pozycja dla fanów pulpowych opowieści, nieskomplikowanych, nienastawionych na nagłe zwroty akcji lub wielowymiarowe postacie. Dominuje prostota, którą wspomagają niedopowiedzenia.

Komiksy

Może jeszcze za wcześnie, by mówić o Robercie Kirkmanie jako człowieku instytucji, ale z pewnością już teraz należy mu się miano jednego z najsłynniejszych twórców komiksowych ostatnich lat. Nie bez znaczenia są w tym przypadku serialowe adaptacje jego dzieł, czyli "Żywych Trupów" oraz "Outcast. Opętanie". Czy "Oblivion Song. Pieśń otchłani" ma szansę zaskarbić sobie przychylność podobnej rzeszy fanów?

oblivion song. pieśń otchłani

Na pierwszy rzut oka nowy komiks Kirkmana może przywoływać na myśl utwory postapokaliptyczne, lecz autor jedynie wspomaga się znanym z nich sztafażem. W końcu naukowiec Nathan Cole nie żyje w zniszczonym świecie, a jedynie przenosi się do alternatywnej rzeczywistości, do której dekadę temu trafiła także część Filadelfii wraz z liczną grupą mieszkańców. Protagonista odbywa eskapady w poszukiwaniu ocalałych ludzi i stara się sprowadzić ich z powrotem do normalnego świata. Sęk w tym, że nie może liczyć na pomoc ani ośrodków naukowych i przedstawicieli władzy, ani nawet bliskich mu osób. Do tego dochodzą grzechy przeszłości, nieustannie dręczące bohatera.

Komiksy

Pluto #1 – recenzja mangi

Dodał: , · Komentarzy: 0
Pluto #1

Motyw robotów, które coraz bardziej przypominają ludzi, pojawia się ponownie, tym razem w mandze zatytułowanej "Pluto". Historia bazuje na klasyce – "Atomie Żelaznorękim".

W niewyjaśnionych okolicznościach ginie uwielbiany Mont Blanc. Robot był znany ze swojego wielkiego serca – m.in. zaprowadził pokój w Azji – więc jego śmierć jest niepowetowaną stratą dla świata. Jednak na niej się nie kończy. Okazuje się, że grasuje morderca, którego tożsamość i intencje pozostają zagadką. Jej rozwiązania podejmuje się detektyw Europolu – Gesicht.

Śledztwo zapowiada się fascynująco. W pierwszym tomie oglądamy tylko jego początek, ale i na tym etapie można przekonać się, jak autor radzi sobie z prowadzeniem rasowego kryminału. Kolejne punkty przebiegają gładko i sprawnie. Chociaż pierwsze chwile nie powodują zaintrygowania, to wraz z postępem lektury czujemy się bardziej zainteresowani – głównie dlatego, że sprawa się gmatwa, wypada tajemniczo. Następne rozmowy tworzą mroczny i niejasny obraz, dzięki któremu czytanie "Pluto" przebiega szybko. Jednak udana kryminalna warstwa w drugiej połowie tomu ustępuje dramatowi.

Komiksy

Informacja prasowa

W kwietniu nakładem wydawnictwa Non Stop Comics ukaże się początek nowej serii – skandynawskiego fantasy pt. "Vei". Wyjdą także trzecie tomy "Giant Days", "Paper Girls" i "Tank Girl".

non stop comics

Pod znakiem zapytania stoi drugi tom "The Black Monday Murders". Jego premiera wstępnie planowana jest na koniec kwietnia, ale może to się jeszcze zmienić z przyczyn niezależnych od wydawnictwa.

Komiksy

Informacja prasowa

Wydawnictwo Egmont wydaje długo oczekiwaną antologię jednego z najciekawszych ilustratorów w historii polskiego komiksu. Album „Wehikuł czasu i inne opowieści” Waldemara Andrzejewskiego to zebrane w jednym tomie wszystkie, także dotąd też niepublikowane, komiksy stworzone przez artystę. Andrzejewski udowadnia tym albumem, że jego miejsce w panteonie najważniejszych polskich twórców komiksu – obok Rosińskiego, Christy, Pawel, Polcha, czy Kasprzaka – jest zasłużone. Wybór komiksów trafił już do sprzedaży.

wehikuł czasu i inne opowieści

Waldemar Andrzejewski to artysta grafik, jeden z najbardziej cenionych w powojennej Polsce przedstawicieli tej dyscypliny sztuki. Stworzył wiele dzieł graficznych, rysunkowych i malarskich, tworzył także ilustracje i okładki książkowe, plakaty filmowe i okolicznościowe, grafiki użytkowe i artystyczne, projekty banknotów, znaczków i kart pocztowych, znaków firmowych, herbów miast.

Komiksy

Saga #07 – recenzja komiksu

Dodał: , · Komentarzy: 0
saga #7

"Y: Ostatni z mężczyzn" to najdłuższa seria Briana K. Vaughana. Liczy sobie 60 numerów, ale została już zakończona, w przeciwieństwie do "Sagi". "Saga" dalej trwa, a jej siódmy tom zawiera zeszyty z przedziału 37-42. Za kilka miesięcy powinna nastąpić polska premiera ósmej odsłony – tymczasem czytelnicy w USA oczekują już "dziewiątki". Dlatego najprawdopodobniej liczba 60 zeszytów zostanie przekroczona.

Co oznaczają te suche fakty? Po pierwsze – jeśli chcecie wsiąść do pociągu zwanego "kosmiczna rodzina" oraz spędzić w nim dramatyczne i zabawne chwile, to najlepiej zrobić to teraz. Im seria bardziej się rozrośnie, tym większe opory możecie mieć przed zabraniem się za jej czytanie. Choć może Vaughan zrobi psikusa i zakończy ją lada chwila, kto wie? Po drugie – istnieje ryzyko, że rozrywka w którymś momencie stanie się obowiązkiem – bo skoro się zaczęło, to przydałoby się skończyć. Jednak to ryzyko uważam za bardzo niskie, ponieważ scenarzysta wraz z ilustratorką Fioną Steples nadal dobrze sobie radzą. Wypracowano pewne rozwiązania fabularne, które póki co pozostają skuteczne. A może to nie rozwiązania, tylko schematy? Clou się nie zmienia – komiks czyta się z przyjemnością.

Wczytywanie...