Po świetnym pierwszym tomie "Jessica Jones: Alias" miała tendencję spadkową. To wciąż była jedna z najlepszych superbohaterskich serii, punktująca zwyczajną bohaterką z problemami i kryminalnymi sprawami, ale nie do końca spełniająca oczekiwania wypracowane otwarciem. Na szczęście czwarta i finałowa odsłona tę tendencję zatrzymuje – to najlepszy album całego cyklu.
Dużo stron zajmują retrospekcje, które odkrywają traumatyczną przeszłość Jessiki. Do tej pory była ona skrzętnie skrywana, poprzestawano na nęceniu nią czytelnika. Teraz, gdy ją poznajemy, nie czujemy żadnego rozczarowania. Zarówno teraźniejsze, jak i wcześniejsze wydarzenia okazują się pełne emocji i zaskoczeń, tak jakby Bendis uznał, że w tych ostatnich zeszytach serii może sobie pozwolić na więcej.
To wrażenie, że scenarzysta jest zdolny do wszystkiego, ma niebagatelne znaczenie, bo dzięki temu komiks czyta się w napięciu. Drżymy o bohaterów, drżymy też o zwykłych ludzi, ponieważ może dojść do wstrząsających tragedii, skoro antagonistą tomu jest Kilgrave. Nieważne, czy oglądaliście serial Netfliksa, czy nie – Purple Man przykuje waszą uwagę, zwłaszcza że jego działania wpływają na innych superbohaterów Marvela. To podkreśla przewagę komiksowego uniwersum nad serialowym – wmieszanie w historię Jessiki drużyny Avengers z Iron Manem na czele to coś, na co aktualnie może sobie pozwolić tylko twórca komiksu. Powiedzieć, że działa to dobrze, to nic nie powiedzieć.