Drugi tom "Gdy zapłaczą cykady" rozpoczyna się w podobny sposób co pierwszy. Następuje restart – kto zginął lub zniknął, ma się dobrze, a bohater nie jest świadomy, że w wiosce Hinamizawa dochodzi do niewyjaśnianych śmierci. Czuje się tu świetnie i przyjaźni się z paroma dziewczynami, z którymi tworzy klub. Oczywiście do czasu, gdy sytuacja z sielankowej stanie się przerażająca.
Powtórka z rozrywki? Absolutnie nie. Fabuła "Księgi dryfującej bawełny" rozwija się w trochę innym kierunku, dochodzi do innych sytuacji, a akcent zostaje położony... tak, na inne postacie. Ściślej mówiąc, w centrum uwagi znajduje się Mion, natomiast Rena z pierwszego tomu, choć nadal ważna, zostaje odłożona na boczny tor. Dzięki temu poznajemy nowe poszlaki i informacje na temat tego, co się dzieje w Hinamizawie. One wcale nie wykluczają wiadomości z "Księgi uprowadzenia przez demony", tylko wraz z nimi tworzą pasjonującą zagadkę, która skłania do myślenia. Co jest zmyłką, a co jest tropem? Czy wpadliśmy w pułapkę założoną przez scenarzystę, która uniemożliwi znalezienie odpowiedzi?