Premiera „Darkspore” coraz bliżej, bo już za nieco ponad dwa miesiące, więc nie może dziwić, że twórcy starają się jak mogą, aby przekonać sceptycznych graczy do nowej marki. Najnowsza część serii „pamiętnika developerów” jest tego idealnym przykładem, gdyż próbuje nam przybliżyć jeden z najciekawszych i najlepszych elementów tej gry, który wyróżnia ją w licznym tłumie konkurentów. Oczywiście, nie może to być nic innego niż słynny edytor stworów.
Kreator to nie byle jaki, gdyż prócz własnoręcznego stworzenia naszego herosa od podstaw, będziemy mieli również sposobność samodzielnego przerobienia każdego przedmiotu, który znajdziemy w świecie gry. Pierwszy rzut oka pozwala nam myśleć, że możliwości „Darkspore” w tym aspekcie, będą niemalże nieograniczone...
Trzeba przyznać, że to zdecydowanie najmocniejszy element tego tytułu. Umówmy się, gry hack'n'slash nigdy nie były pod tym względem zbyt rozbudowane – pięć rodzajów twarzy, cztery kolory fryzur, trzy rodzaje zarostu... To jednak trochę mało do odpowiedniej personalizacji naszego herosa. Maxis stara się pokazać, że śmiało można zerwać z tą smutną tradycją i nie musi to być jakoś specjalnie skomplikowane czy czasochłonne. Dodajmy do tego jeszcze to, że elementy tej biologicznej układanki, pewnego rodzaju zabawy w Boga, mają faktyczny wpływ na statystyki naszej wirtualnej postaci. Nie jest to więc zwykły, pusty detal. Mniam!
Miejmy tylko nadzieje, że nie będzie to jedyna opcja, dla której warto zakupić „Darkspore”.