Jako zatwardziały „pecetowiec” pomysł na „czasowo ekskluzywne dodatki” zawsze uważałem za niezwykle perfidny, gdyż takie atrakcje zazwyczaj nie są przeznaczone dla komputerów osobistych. Wiem, że za tym stoją wielomilionowe umowy i kruczki prawne potentatów branży, którzy chcą zachęcić graczy do zakupu ich konsol. Jestem więc w stanie zaakceptować fakt, że na takie „Mass Effect” czy „Fable 3” na innych platformach trzeba czekać kilka miesięcy dłużej – takie są bezlitosne prawa rynku. Tylko zostawcie mi przynajmniej te DLC, bo musiałbym chyba spać na mamonie, żeby pozwolić sobie na zakup maszynek Microsoftu oraz Sony. Już i tak jako uczciwy gracz ledwo ciągnę koniec z końcem, kupując legalnie gry w sklepie, których ceny zbliżają się powoli do pułapu 200 złotych. Jak tak dalej pójdzie, to za niedługo ktoś wpadnie na pomysł czasowo ekskluzywnych łatek...
Dlaczego to piszę? Ponieważ takim wyjątkowym DLC ma być „Dead Money”, pierwsze rozszerzenie do „Fallout: New Vegas” – tytułu, który wręcz powalił mnie grywalnością i klimatem.
Fabuła będzie kręcić się wokół legendarnego skarbu kasyna Sierra Madre. Jako ofiara nieuczciwego interesu, będziemy musieli współpracować z trzema innymi śmiałkami, aby odkryć miejsce przechowywania wspomnianej fortuny. Czekają na nas nowe lokacje, przeciwnicy oraz wybory moralne. Nasze życie wisi na włosku i tylko od nas zależy jak zagramy kartami, które rozdał za nas los.
Data premiery została wyznaczona na 21 grudnia, a przyjemność ta będzie kosztować 800 punktów Microsoftu. Na ten moment DLC zadebiutuje tylko na konsoli Xbox 360. Co z pozostałymi platformami? Nie wiadomo.