Praca nad sekwencjami filmowymi w grach komputerowych to naprawdę niewdzięczny kawałek chleba. Kiedy oglądamy kilkudziesięciosekundowy materiał z obojętnym wyrazem twarzy, nie myślimy o tym, jak wiele wysiłku, litrów potu, pieniędzy i godzin wytężonej pracy kosztowało stworzenie takiego króciutkiego przerywnika. Trzeba mieć naprawdę ogromne umiejętności i olbrzymie dawki samozaparcia, aby wykoncypować filmik, który skutecznie podsyci atmosferę oraz podtrzyma gracza w odpowiednim napięciu. Pułapek czyha bowiem wiele – w końcu łatwo się zagubić w gąszczu kompleksowych planów, niuansów fabularnych, detali związanych z otoczeniem bohatera i żmudnych sesji motion capture.
Zazwyczaj jedyną nagrodą dla reżyserów za odwalenie kapitalnej roboty jest fakt, że w recenzjach krytyków czy opiniach graczy brakuje adnotacji o tym, jak strasznie dali oni ciała. Cisza jest swego rodzaju komplementem. Oczywiście, mamy tutaj pewne wyjątki od reguły (chociażby seria „Mass Effect”, gdzie trudno nie wspomnieć o kunszcie poszczególnych scen), lecz generalnie nie skupiamy się na tym elemencie, przy wystawianiu odpowiedniej „laurki”.
Czy ten aspekt rozgrywki w „Kingdoms of Amalur: Reckoning” olśni nas tak, że będziemy rozpływać się w zachwytach nad maestrią 38 Studios? Pożyjemy, zobaczymy. Póki co, warto rzucić okiem na kolejną część pamiętnika developerów, która dość wyczerpująco wyjaśnia, jak wyglądała praca nad tym etapem tworzenia gry.