Stało się. Dzisiejszego dnia do polskich kin trafił finał przygód najprawdopodobniej jednego z najpopularniejszych czarodziejów wykreowanych przez ten świat. A my, zgodnie z wcześniejszą obietnicą, serwujemy Wam recenzję ósmej części filmowej sagi opartej na książkach J. K. Rowling.
Nie okłamujmy się – filmy i książki opowiadające walkę Harry'ego Pottera z lordem Voldemortem były (i chyba nadal są) jednymi z największych kasowych hitów. O ile filmowe adaptacje były dla niektórych średnio udane, to, trzeba przyznać, że za każdym razem generowały one ogromne przychody. Nie powinien więc dziwić fakt, że filmowe "Insygnia Śmierci" zostały podzielone na dwie części. Przecież dzięki temu do wytwórni filmowej trafi jeszcze więcej pieniążków, które w tych czasach są siłą napędową każdego producenta. Z drugiej jednak strony, widz ma świadomość, że dzięki takiemu ruchowi reżyser zdołał przedstawić jeszcze więcej wydarzeń z książki. Bo ja, dla przykładu, często spotykałem się ze stwierdzeniem, że filmowe adaptacje są za bardzo "wykastrowane" względem książki.
Kończę z tym gdybaniem, bo to, co ja piszę, jest tylko moimi przemyśleniami, które wcale nie muszą być prawdziwe. Tak więc jeżeli jeszcze zastanawiacie się nad tym, czy "Harry Potter i Insygnia Śmierci: część II" jest wart wydania pieniędzy na bilet, to przeczytajcie recenzję Wiktula!
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz