Arcydzieło?
Staram się nie przechodzić obojętnie obok żadnej gry cRPG, gdyż jestem ich wielkim fanem. Tym bardziej, jeśli owa produkcja okrzyknięta jest arcydziełem i ewenementem na skalę światową, zanim jeszcze pojawi się na półkach sklepowych. Wiadomo – wówczas mój apetyt natychmiast rośnie. Tak właśnie było w przypadku gry wyprodukowanej przez studio BioWare. Czy "Dragon Age: Inkwizycja" zasłużyło na wielkie oklaski, które otrzymało? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie w poniższej recenzji.
Ej Ty! Ratuj świat!
Fabuła "Dragon Age: Inkwizycja" to nic innowacyjnego, ale też nie ma powodów, by jakoś szczególnie na nią narzekać. Podobnie jak w większości tego typu produkcji, tak i tym razem czeka nas świat do uratowania, sojusznicy do zdobycia i sprawy szarych mieszkańców do załatwienia. Podczas zabawy trafiamy do (znanej nam już z wcześniejszych części serii "Dragon Age") krainy Thedas. Na świecie nie dzieje się dobrze – Królestwo Ferelden cały czas boryka się ze skutkami Plagi Mrocznych Pomiotów, Orlais uwikłane jest w wojnę domową, a na całym kontynencie trwa ogromny spór między Templariuszami i magami. Żeby tego było mało, okazuje się, że doszło do rozdarcia granicy między światem materialnym a Pustką, co doprowadziło do inwazji demonów. Stworzony przez nas bohater trafia w sam środek wydarzeń, w których ginie jedna z najważniejszych osób w Thedas, zwana Boską. Szybko okazuje się, że staliśmy się wybrańcem, którego zadaniem jest stworzenie silnej, niezależnej politycznie Inkwizycji i pokonanie osoby odpowiedzialnej za cały bałagan, jaki powstał na świecie. Na pierwszy rzut oka brzmi to dość odpowiedzialnie i epicko. Gdy się trochę bliżej przyjrzeć – nieco banalnie, bo kto pierwszemu lepszemu obwiesiowi każe powołać organizację odpowiedzialną za być albo nie być całego kontynentu? Nie bądźmy jednak czepialscy, faktem jest, że zawsze ciężko wmówić graczowi, iż jego postać stała się tak ważna w kilka chwil, żeby nie było to nieco naciągane. Przyjmijmy więc, że prawdziwą fabułę poznajemy po tym jak kończy, a nie zaczyna.
Zostając jeszcze chwilę przy temacie wątku głównego. Muszę stwierdzić, że jest on niestety bardzo krótki. Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, iż stał się dodatkiem do ogromnego, otwartego świata. Temu bowiem, że jest on wielki, nie można zaprzeczyć. Przy grze spędziłem nieco ponad 130 godzin i zajrzałem praktycznie pod każdy kamień, by mieć pewność, że nie pominąłem żadnego z przygotowanych przez twórców smaczków, ale... No właśnie – jest tu pewne "ale" – większość z tego czasu spędziłem na eksplorowaniu świata, wypełnianiu zadań pobocznych czy przechadzaniu się po siedzibie Inkwizycji. Wątek główny zajął mnie może na 10% całego czasu, co jest stanowczo mizernym wynikiem. Szkoda, bo widziałem w nim spory potencjał i oczekiwałem bardzo ciekawego rozwinięcia, a dostałem nikłą ilość spotkań z głównym ZŁYM, którego motywów, zamiarów i charakteru tak naprawdę wcale nie poznałem. Kończąc temat głównego wątku, w tej kwestii "Dragon Age: Inkwizycja" nie jest ideałem.
Czy to nudne?
Gdybym był czytelnikiem tej recenzji, a nie jej autorem, zapewne od razu przyszłoby mi do głowy pytanie, czy w takim razie gra jest nudna i nie warta zachodu? Otóż w żadnym wypadku! Pamiętajmy, że produkcje tego typu to nie tylko kilka głównych zadań. Jak wspomniałem we wcześniejszym akapicie, "Inkwizycja" oferuje nam fantastyczny otwarty świat, który pozwala spędzić wiele godzin na jego eksploracji i badaniu. Do naszej dyspozycji zostało oddanych kilkanaście pobocznych lokacji, z których większość jest zupełnie niepowtarzalna i absorbująca. Zwiedzane przez nas tereny oferują różnego rodzaju misje, zamieszkujące je stwory oraz surowce i zioła. Przy okazji proponują też zupełnie nieciekawe misje powtarzalne typu "Znajdź, zabierz, przynieś" oraz, pojawiające się do znudzenia, szczeliny do Pustki – ale to już inna para kaloszy. Grunt, że mimo tych dwóch ostatnich niedoskonałości, zgodnie z zapowiedziami otrzymaliśmy naprawdę wspaniałe lokacje, które chce się odwiedzić i przeczesać do cna. Za to ogromny plus.
Poza wszystkimi lokacjami pobocznymi, nie wolno zapomnieć o Podniebnej Twierdzy, naszej bazie wypadowej. Jeszcze przed premierą pojawiły się pierwsze materiały dotyczące tego elementu rozgrywki. Gracze zachwycali się wówczas, że Twierdza zapiera dech w piersi i budzi głębokie nadzieje na ciekawe jej wykorzystanie. Trzeba przyznać, że to się udało. Jednak nie chciałbym pisać, dlaczego jest to lokacja tak ciekawa, byście sami mogli poznać jej uroki – zaznaczę tylko, że naprawdę warto trochę tam pobuszować.
Głównym atutem gier BioWare są towarzysze
Stwierdzenie, którego użyłem w podtytule tej części recenzji, jest chyba znane wszystkim, którzy mają do czynienia z gatunkiem cRPG. Dotychczas za każdym razem twórcy z BioWare tworzyli postacie zapadające w pamięci i sercu graczy, aż do teraz, kiedy... Nie no, żartuję. W tej materii nic się nie zmieniło. Otrzymaliśmy dziewięciu zupełnie unikalnych bohaterów z krwi i kości. Każdy z nich ma swoją własną osobowość i, co bardzo cieszy, ze wszystkimi warto spędzić czas na rozmowie, by poznać ich historię, problemy i charaktery. To samo tyczy się trzech doradców Inkwizytora, których wprawdzie nie możemy zabrać w podróż po Thedas, ale będących równie ważnym elementem zabawy, jak postacie grywalne. Jeśli chodzi o, związaną z towarzyszami, kwestię romansów – trzeba przyznać, że zostały potraktowane podobnie jak wątek główny. Niby są, niby mają potencjał, ale wszystko trwa tak krótko, że nie wiadomo właściwie, kiedy zdążyliśmy rozkochać w sobie naszego wybranka. Swoją drogą, Żelazny Byk, jednooki przywódca grupy najemników i pewnie ponad dwumetrowy woj, postacią biseksualną? Serio, BioWare? Wracając do sedna, bohaterowie jak zawsze przygotowani są z głową (i co najważniejsze z sercem), komentują nasze poczynania, mają uczucia, żywo reagują na decyzje, które podejmujemy – są świetni. Szkoda tylko tych nie najlepiej rozwiniętych romansów.
Żeby życie miało smaczek, raz alchemia, raz... stół narad
W tak ogromnej grze jak "Dragon Age: Inkwizycja" urozmaicenia to temat rzeka. Producenci przygotowali nam wiele ciekawych narzędzi, które dają radochę i satysfakcję. Zacznijmy może od rzemiosła. Produkcja oferuje nam trzy główne gałęzie w tej dziedzinie: pancerze, broń i alchemię. Zwracam szczególną uwagę na możliwość ulepszania przedmiotów, które stworzymy – zarówno wyposażenia, jak i mikstur, toników oraz granatów. Każdą z tych rzeczy można przy pomocy kolejnych surowców udoskonalać, dodając nowe efekty czy cechy. System craftingu to jednak nie jedyne urozmaicenie rozgrywki. Jako przywódca Inkwizycji mamy do dyspozycji stół narad, przy którym spotykamy się z naszymi doradcami i decydujemy, jak podejść do aktualnych problemów dotykających naszego kontynentu. W większości przypadków mamy do wyboru trzy propozycje rozwiązania danego zagadnienia – wojenne, dyplomatyczne lub przy wykorzystaniu sekretów i podstępów. O ile faktycznie bardzo często głowiłem się, jak podejść do konkretnych spraw, to szczerze mówiąc nie bardzo widziałem, żeby moje decyzje miały jakiś wpływ na świat gry. Wydałem rozkazy, często czekałem na możliwość wsparcia przez konkretnego doradcę (bowiem misje wykonywane są w czasie rzeczywistym i trwają od kilku minut do nawet kilkunastu godzin), a ostatecznie doszedłem do wniosku, że było to dokładnie wszystko jedno. Skoro już przy obowiązkach Inkwizytora jesteśmy, trzeba pamiętać o tym, że to nam przypada wydawanie w imieniu Inkwizycji wyroków wszelkim zbrodniarzom. Tutaj nasze decyzje faktycznie mają znaczenie i trzeba się kilka razy zastanowić, zanim wydamy osąd.
Mechanika i balans gry
Czas przejść do bardzo istotnej kwestii, czyli rozwiązań związanych z mechaniką "Inkwizycji". BioWare przygotowało dla nas dwie, zupełnie różne pod względem poziomu zaangażowania twórców w ich przygotowanie, rzeczy. Z jednej strony dostaliśmy bardzo przyjazny interfejs i wygodne, intuicyjne sterowanie używane podczas dynamicznej zabawy, a z drugiej beznadziejny, toporny i niegrywalny widok taktyczny. O ile więc bardziej interesuje was rozgrywka dynamiczna z wykorzystaniem aktywnej pauzy – powinniście być zadowoleni. Jeżeli zaś ktoś z was miał chrapkę na rozgrywki z wykorzystaniem ustalania pozycji swoich bohaterów oraz główkowania nad taktyką przy wykorzystaniu informacji o słabych i mocnych stronach przeciwników – niestety na dzień dzisiejszy musi pokornie czekać na lepsze dni, czyli zapowiadane patche, poprawiające ten wadliwy system. Być może w przyszłości będzie to coś wartego uwagi, dziś – zdecydowanie nie. Niemniej, żebym nie został źle zrozumiany, to jest tak naprawdę jedyny mankament, jeśli chodzi o mechanikę "Dragon Age: Inkwizycja". Poza systemem kamery taktycznej, wszystko zostało dobrze przemyślane i zaprogramowane.
Mówiąc o balansie gry, należy go chyba rozważyć na dwóch płaszczyznach. Pierwsza z nich to GRACZ vs KOMPUTER. W tym przypadku nie mam zupełnie żadnych zastrzeżeń. Producenci pomyśleli o myślących przeciwnikach, których siłą nie jest ilość, a zgranie i współpraca. Gracz ma możliwość regulowania poziomów trudności, których zmiana daje widoczne różnice w trudności potyczek. Dzięki temu zarówno osoby chcące czerpać przyjemność wyłącznie z zawartości fabularnej, jak i te wymagające trudnych, skomplikowanych i długich potyczek – znajdą coś dla siebie. Gorzej jest niestety z płaszczyzną KLASA POSTACI vs KLASA POSTACI. Podczas zabawy zaprosiłem do swojego oddziału szturmowego reprezentanta każdej klasy i specjalizacji, by móc przyjrzeć się im i zdecydować, kto mi najbardziej pasuje. Nie dam sobie jednak wmówić, że każda z tych klas ma równe szanse. O ile wszyscy magowie mają swoje plusy i minusy, to nie da się tego powiedzieć o wojownikach i łotrzykach. Wśród tych pierwszych, wybór postaci władającej bronią jednoręczną i tarczą będzie dla nas w efekcie zbawienny, a przyjęcie do drużyny wojownika z mieczem lub toporem dwuręcznym poskutkuje frustracją i ciągłym wczytywaniem rozgrywki. Dlaczego? Ponieważ o ile ten pierwszy jest praktycznie niezniszczalny (jasne, zadaje mniejsze obrażenia, ale przecież od tego są postacie stojące na drugiej linii), to ten drugi ginie w tempie natychmiastowym, gdy tylko zbliży się do wroga (i co z tego, że potrafi porządnie przyłomotać, kiedy rzadko ma ku temu okazję). Dokładnie tak samo ma się sprawa w przypadku łotrzyków władających łukiem oraz sztyletami. Pierwsi masakrują przeciwnika, drudzy zaś głównie trzymają się w bezpiecznej odległości od wroga, bo jeśli podejdą, to natychmiast zginą.
Strona graficzno-muzyczna
Pod względem graficzno-dźwiękowym "Inkwizycja" wypada bardzo dobrze. Nie można przyczepić się do proponowanych przez tytuł modeli obiektów czy postaci, ponieważ zwyczajnie cieszą oko i powodują, że z przyjemnością przemierza się stworzony przez grafików świat. Macie ochotę wybrać się nad piękny wodospad lub spędzić miłe chwile w cudownym lesie? Nic prostszego, bo gra po prostu to oferuje. Jedyne, czego w tym wszystkim brakuje, to możliwość wpływania na wygląd owego otoczenia. Chcecie coś zniszczyć? Mowy nie ma!
W kwestii muzyki mam podobne odczucia. Ścieżka dźwiękowa jest miła dla ucha i potrafi urozmaicić zabawę. Na wielkie oklaski zasługują pieśni bardów, których możemy wysłuchiwać w karczmie. To wręcz miód na uszy – aż chciało się je mieć na swoim odtwarzaczu, by z uśmiechem wysłuchiwać również wtedy, gdy nie ratujemy akurat świata.
Grać czy nie grać?
Czas na jakieś podsumowanie. Pisząc tę recenzję, jak zapewne zauważyliście, bardzo często wypominałem różne wady i niedociągnięcia, przy których zatrzymywałem się na dłużej, niż przy zauważanych przeze mnie dobrych stronach gry. Powodem nie jest to, że chciałem się wyżyć, a fakt, że jeśli coś jest dobre, to po prostu się o tym wspomina i wszystko jest w porządku, jeżeli natomiast wytykamy jakiś błąd, warto wytłumaczyć dlaczego i tak też starałem się czynić. Nie chciałbym, by gracze uznali, że "Dragon Age: Inkwizycja" jest grą słabą. Tak na pewno nie jest. Ma ona wiele świetnych rozwiązań, bardzo dobrze napisanych towarzyszy i genialnie przygotowany otwarty świat, o którym wspominałem już kilkukrotnie. Ma też kilka niedociągnięć, wśród których na pewno trzeba wymienić krótki wątek główny i nieprzemyślany tryb taktyczny. Kiedy jednak położylibyśmy wszystkie plusy i minusy tej produkcji na wadze, która miałaby wyjawić nam, które z nich przeważają, bez wątpienia byłyby to pozytywne strony tej gry. "Dragon Age: Inkwizycja" to tytuł bardzo dobry i warty spędzenia przy nim ponad stu godzin. Uważam jednak, że użycie słowa "arcydzieło" jest w tym przypadku zbyt pochopne. Jeżeli chcemy jeszcze kiedyś otrzymać od BioWare jakieś arcydzieło, to nie przymykajmy oczu na niedociągnięcia, bo popadną chłopaki (i dziewczyny) w samozachwyt i prawdziwej gry wszech czasów już nie zobaczymy. Na zakończenie chcę zaznaczyć, że moje odczucia odnośnie tej gry były zupełnie inne, kiedy zaczynałem zabawę z nią, a zupełnie inne są teraz, gdy przygoda jest już za mną. Wtedy, podobnie jak redakcje recenzujące produkcję chwilę po premierze, również powiedziałbym, że to cud – dziś mogę zaś powiedzieć, że zrecenzowałem coś, co naprawdę poznałem – a chyba o to właśnie chodzi.
Plusy
- Ogromny, otwarty świat
- Niepowtarzalne lokacje
- Ciekawy system rzemiosła
- Towarzysze z krwi i kości
- Obecność znajomych z wcześniejszych odsłon serii
- Grafika wykonana z sercem i profesjonalizmem
- Pieśni bardów
- Podniebna Twierdza
- Stół narad i wiele ważnych decyzji do podjęcia...
Minusy
- ... których skutków niestety nie widać
- Toporna kamera taktyczna
- Zbyt krótki wątek główny
- Kochliwi towarzysze - krótkie romanse
- Balans poszczególnych klas postaci
- Zbędne misje powtarzalne
Komentarze
PS - do minusów trzeba też koniecznie dodać koszmarne sterowanie na PC - choć coś mieli poprawiać w łatkach, więc nie wiem, jak to wygląda teraz. Mnie trafiał szlag, kiedy łotrzyk machał sztyletami w powietrzu, a wróg stał metr obok.
Myślę, że możemy niestety zapomnieć o długich dialogach. Pamiętam narzekania, że Szary Strażnik to niemowa. Ludzie przyzwyczaili się do dubbingu, a nagrywanie całych referatów jest ze względów budżetowych niemożliwe.
A, i jeszcze jedno - grałem krasnoludem, a w sumie to traktowali mnie jak człowieka. W porównaniu z Początkiem trochę mało smaczków, związanych z rasą/pochodzeniem. Liczyłem na spotkanie oko w oko z przyjaciółmi z Kartelu, a tu klapa.
Słuszne spostrzeżenie, że nagrywanie wielkich ścian tekstu byłoby zbyt kosztowne - chociaż zapewne można by było to rozwiązać podobnie jak kiedyś, tzn. ważniejsze dialogi zdubbingować, a mniej istotne puścić jako tekst. To chyba się kiedyś sprawdzało
Poza tym ciężko mi się zgodzić, że o DA:I było głośno. Może nie szukałam go jakoś specjalnie i to dlatego, ale miałam wrażenie, że społeczność je po prostu olała. Nie było takiego szału, spodziewałam się, że kilka miesięcy po premierze będę się skręcać, bo wszędzie będą o nim pisać, a ja nie będę mogła zagrać. Nie. Było cicho i pusto, w dodatku chyba szybko o tym zapomniano. Więcej się teraz mówi o Cities Skyline niż o Dragon Age'u przy jego premierze
Użytkownik Ati dnia piątek, 20 marca 2015, 10:40 napisał
W sumie racja :v
Dodaj komentarz