Piękna i Bestia

4 minuty czytania

Piękna i Bestia

Aktorskie wersje baśni i kultowych animacji to już chleb powszedni dla Disneya. Studio ostatnio bierze się za znane oraz kochane opowieści z dzieciństwa, pokazując je z zupełnie nowej perspektywy ("Oz Wielki i Potężny" czy "Czarownica") lub też "grzeczniutko", z wręcz nabożnym szacunkiem dla materiału bazowego ("Kopciuszek"). Film Billa Condona śmiało zalicza się do tej drugiej grupy, gdzie nacisk na konserwatyzm oraz uderzanie w nostalgiczne tony jest prawem, które stanowi rdzeń produkcji. Jedni zapewne odetchnęli z ulgą, inni będą trochę kręcić nosem na zbytnią hermetyczność, ale wszyscy z seansu "Pięknej i Bestii" powinni wyjść przynajmniej usatysfakcjonowani. Taka natura bezpiecznych produkcji, że nie wybijają się one zanadto ponad przeciętność i nie zaskakują, lecz także trudno tutaj w jakikolwiek sposób zrazić widza. Disney sprzedaje, ludzie kupują, igrzyska trwają. Tak to się kręci od lat.

Piękna i Bestia

Historia to szpalta dosłownie wyrwana ze scenariusza oscarowej animacji z 1991 roku. Mamy więc rzucenie klątwy na nieczułego arystokratę, który musi przyjąć bolesną lekcję o miłości i o tym, że prawdziwe piękno człowieka tkwi w jego głębi. Jest zjawiskowa Bella, która nie daje nałożyć sobie obyczajowych kajdan francuskiego prowincjonalnego miasteczka. No i oczywiście Gaston, zapatrzony w siebie oraz niezaznajomiony z pojęciem empatii samiec alfa, który smali cholewki do wspomnianej dzierlatki. To wszystko okraszone sporą ilością śpiewu oraz pastelową paletą barw, rażącą barokowym przepychem oraz sztucznością, przywodzącą na myśl klasyczne amerykańskie musicale.

Taka konwencja mogła się w dzisiejszych czasach okazać typowym strzałem w stopę, lecz siła nostalgii robi swoje. Z łatwością odnajdujemy się w tej baśniowej stylistyce, a co za tym idzie, szybko kupujemy to, co widzimy na ekranie. Tym bardziej, że całość została doskonale przemyślana i nie ma tu miejsca na przypadek. Kostiumy to absolutne dzieło sztuki oraz murowany faworyt do zagarnięcia tegorocznych nagród branżowych w swojej kategorii – o ich pięknie oraz wysmakowaniu można wysmażyć niejeden romantyczny poemat. Taneczna choreografia oraz partie wokalne hipnotyzują, powodując stopniowy opad szczęki. Nawet hermetyczna scenografia studia filmowego oraz rekwizyty, przyczyniają się do budowania urokliwej atmosfery.

Piękna i Bestia

Sęk w tym, że takie chirurgiczne przeniesienie animowanej opowieści do aktorskiego filmu budzi wątpliwości związane z aktualnością dzieła. Jasne, pewne uniwersalne prawdy nigdy się nie zestarzeją i jakakolwiek estetyka raczej ich nie zniekształci, lecz wiele rozważań oraz wniosków, jakie płyną z ekranu jest już pokryta naprawdę wiekowym kurzem. Ich nieaktualność budzi co najmniej śmiech, prowadząc do dysonansu poznawczego. Tym bardziej w czasach, gdy jesteśmy wręcz bombardowani silnymi kobiecymi postaciami, chwytającymi życie we własne ręce i nie czekającymi na księcia z bajki.

Piękna i Bestia

Cierpi na tym trochę postać Belli. Emma Watson doskonale sprawdza się jako słodka, inteligentna, jak również otoczona aurą niezmierzonego dobra bohaterka, lecz jest zbytnio zapatrzona w legendę swojej postaci i nie odchodzi od jej ikonicznego portretu nawet na pół milimetra, przez co odrobinę rozczarowuje. Jest dobrze i tylko tyle. Trochę inaczej jest w przypadku samej Bestii, której aparycja została strasznie ugrzeczniona, a na dodatek wypełniono w jej historii kilka białych plam, delikatnie uderzających w swojego rodzaju szantaż emocjonalny skierowany w kierunku widza. Po co?

Natomiast Luke Evans jako Gaston jest wręcz zjawiskowy. Gołym okiem widać, że bawił się wręcz wyśmienicie w roli narcystycznego i aroganckiego buca. Prawdziwą sztuką jest nadać absolutnie jednowymiarowej postaci charakteru, wręcz bezwzględnej osobowości, która czasem przeraża nawet jego najzacieklejszych wielbicieli. Aktor dosłownie kradnie każdą scenę, w jakiej się pojawia – kiedy trzeba wywołuje salwy śmiechu swoimi autoironicznymi postawami, a w innych momentach respekt przyciągający tłumy. Nie oszukujmy się jednak, na klasę głównego antagonisty równie mocno zapracował Josh Gad, wcielający się w przebojowego pomagiera, zapatrzonego w Gastona jak w obrazek, lecz nie ginącego w jego egotycznej aurze (a to naprawdę spora sztuka!). Piękna i Bestia Stanowią oni wręcz doskonały duet. Na marginesie warto wspomnieć, że wszystkie kontrowersje związane z Le Fou można włożyć między bajki. W "Pięknej i Bestii" nie ma ani jednej sekundy nachalnej propagandy, a drobne wtręty związane z seksualnymi preferencjami niektórych bohaterów czy innymi liberalnymi poglądami, znajdują się w cieniu poszczególnych scen i podane są między słowami, ze szczególnym wysmakowaniem. Ba, szczerze pisząc, to niewielkie dygresje, które wypadają całkiem pozytywnie i mają komediowy sens jako subtelne mrugnięcia okiem w kierunku dorosłego widza, wywołując u niego delikatny uśmieszek twarzy. Pisze to człowiek szczególnie wyczulony na problem politycznej poprawności współczesnego kina.

Kawał znakomitej roboty odwalili również aktorzy podkładający głosy pod poszczególnych bohaterów. Jeżeli istniałby branżowy odpowiednik Oscarów skupiających się na voice-actingu, to Ewan McGregor jako Płomyk miałby statuetkę tak pewną jak to, że Janusz Piechociński na swoim twitterze podzieli się statystyką związaną z eksportem polskich ślimaków za granicę – rzecz bezdyskusyjna. Głos Emmy Thompson wręcz zachwyca od ciepła, jaki bije od Pani Imbryk, natomiast pocieszni Ian McKellen oraz Stanley Tucci wywołują wyłącznie same pozytywne emocje.

Efekty specjalne mogłyby być lepsze, choć mają prawo się podobać. Mam jednak spore obawy o ich długowieczność, szczególnie CGI tytułowego bohatera, które nie wzbudza jakiegoś piorunującego wrażenia nawet dziś.

Piękna i Bestia

Klasycznie, nostalgicznie i "po bożemu" – tak można w skrócie określić aktorskie podejście do animacji z 1991 roku. "Piękna i Bestia" czaruje nas baśniowym klimatem, doskonałymi utworami musicalowymi oraz wysmakowanymi kostiumami, lecz podchodzi do kultowego dzieła ze zbyt nabożną czcią. Bezpieczne podejście gwarantuje zyski i zadowolenie widzów, ale czy obraz wryje się w umysły tak mocno jak znakomity poprzednik? Szczerze wątpię.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...