Przynajmniej na jakiś czas. Poszło oczywiście o hajs i to gruby.
Jeszcze trzy dni temu Sony chwaliło się, że "Spider-Man: Daleko od domu" okazał się najbardziej kasowym filmem w historii studia, spokojnie przebijając granicę ponad miliarda dolarów wpływów. Działo się to w cieniu negocjacji z Disneyem, który pomimo udostępnienia swojej całej biblioteki herosów, otrzymywał tylko 5% przychodów (liczonych od pierwszego dnia wyświetlania w kinach) z produkcji z popularnym pajęczakiem w roli głównej. Układ, trzeba obiektywnie stwierdzić, średni i renegocjacje były tylko kwestią czasu.
Niestety, te spaliły na panewce i rozmowy zostały zerwane, co oznacza, że sympatycznego Toma Hollanda i jego wersji Petera Parkera nie zobaczymy w najbliższym czasie w Kinowym Uniwersum Marvela. Rzecz jasna obie strony już zaczęły zrzucać na siebie winę za zaistniały stan rzeczy, zapewne z myślą o poprawie własnej pozycji negocjacyjnej w przyszłych potencjalnych rozmowach (bo że te nastąpią za tydzień/miesiąc/rok jest pewne). Pożyteczni głupcy szybko się znaleźli, więc petycje nawołujące do różnego rodzaju bojkotów zaczęły wyrastać w sieci jak grzyby po deszczu. Najzabawniejsze są te nawołujące Sony do natychmiastowego sprzedania praw za psie pieniądze. Istna beczka śmiechu, ale dzisiaj dzień optymisty, więc może dlatego niektórzy fani poczuli kawaleryjską fantazję.
Jak to wygląda z perspektywy gigantów? Disney stawia się w pozycji ofiary i twierdzi, że to on odwala całą brudną robotę a śmietankę spija kto inny. Z kolei Sony uważa, iż było skłonne do kompromisów, ale to studio spod szyldu Myszki Miki stało się zbyt pazerne. Prawda leży zapewne pośrodku, a cierpi jak zwykle – widz.
Dlatego że paradoksalnie obie wytwórnie doskonale sobie poradzą. Disney ma teraz tylu bohaterów i tak napięty komiksowy grafik, że utrata pajęczaka jest jak ukąszenie komara – nieprzyjemne i irytujące uczucie, ale niezbyt bolesne. Z kolei Sony na wypromowanym Spider-Manie wciąż może wyczesać niezłą kasę. Tym bardziej, że posiada również niemałą bibliotekę antagonistów, którzy będą chętni utoczyć krwi Parkerowi. Plus "Venom 2" z Tomem Hardym jest w produkcji, więc trudno o lepszy moment na wprowadzenie go do tego widowiska. Deadpool spokojnie sobie radził bez najpopularniejszych marvelowskich herosów i egzystował na uboczu tego świata, to Spider-Man polegnie? Wątpliwe.
Koniec końców, będzie dobrze. Chłopcy trochę ochłoną, przestaną się obrzucać gównem, schowają honor do kieszeni i ponownie się dogadają... prędzej czy później. James Gunn też miał już nigdy nie wrócić do "Strażników Galaktyki", a po czasie okazało się, że jednak nic nie stoi na przeszkodzie.
Komentarze
Dodaj komentarz