Z pamiętników Ser Thomasa Volothampa XXIV.
Jeżeli zdecydujecie się zapytać jakiegokolwiek zacnego obywatela, żyjącego na terenach położonych po zachodniej części majestatycznej rzeki Kolorado, o frakcję zwaną Legionem Cezara, to w dziewięciu na dziesięć przypadków jego reakcja będzie niesłychanie gwałtowna, wręcz paniczna, a wyczerpujący opis tej organizacji zostanie okraszony słowami powszechnie uważanymi za obelżywe. W sytuacji dziesiątej ewentualności lepiej rozważnie dobierajcie słowa i uważnie pilnujcie swojej szklanki whisky, gdyż waszym przemiłym rozmówcą jest albo jeden z zaufanych szpiegów Cezara, albo kompletny szaleniec, który zażył o jedną działkę "Odlotu" za dużo.
Nie da się ukryć, że reputacja dziarskich legionistów nie należy do najlepszych i na każdą wzmiankę o ich czynach, co bardziej przesądne osoby spluwają za lewe ramię, równocześnie okręcając się trzy razy wokół własnej osi. Ba! Wielokrotnie zdarzyło się, że na proszonych przyjęciach u prezydenta Kimballa zostałem niemalże zlinczowany przez moich partnerów konwersacyjnych za to, że popełniłem głęboki nietakt, racząc ich sprośną anegdotką związaną z Cezarem i jego świtą! W ich mniemaniu, to zgraja socjopatycznych dzikusów, którzy z pieśnią na ustach spaliliby każdą namiastkę cywilizacji, przy okazji krzyżując lub paląc na stosie każdego męża na obszarze stu mil, a w ramach relaksu uprawialiby sodomię z jego psem, zgwałcili żonę i niewolili biedną dziatwę. Tak, tak... wiem! Typowa zaściankowa postawa, która wyrosła na urodzajnym gruncie stereotypów, półprawd oraz łgarstw krętaczy mieniących się poszukiwaczami przygód. Niestety, nie każdy może posiadać tak lotny i tolerancyjny umysł jak Ser Thomas Volothamp XXIV, stąd też podjąłem się niełatwego zadania szczegółowego oraz obiektywnego opisania struktur frakcji, aby uniknąć dalszego szerzenia mitów, które były w końcu jednym z determinantów upadku "Starego Świata".
Zacznijmy może od podstawowych informacji, które powinny wstępnie naświetlić, z jaką organizacją mamy do czynienia, a na późniejszym etapie będą grały rolę stabilnych fundamentów, pomagających rozwinąć mi pewne aspekty tej społeczności.
Legion Cezara to autokratyczna, ultra-reakcyjna i utylitarystyczna wspólnota, ściśle opierająca się na zasadach dawnego Imperium Rzymskiego. Głównym założycielem był Edward Sallow, który powołał do życia tę organizację w 2255 roku, przyjmując tym samym miano Cezara Odrodzonego Imperium Rzymskiego. Jego oddziały odznaczają się perfekcyjną organizacją, opartą na ściśle sprecyzowanych szczeblach społecznych, głęboko zakorzenionych w antycznej kulturze, a także ślepą lojalnością, graniczącą z fanatyzmem. Badając genealogię poszczególnych członków tego społeczeństwa, można dojść do klarownej konkluzji, że nie różni się ona niczym od przeszłości typowych obywateli RNK – ich ojcowie należeli do prymitywnych wspólnot plemiennych lub kiepsko zorganizowanych społeczności, które zostały kulturowo bądź militarnie zaanektowane.
Ciężko jest jasno sprecyzować terytorium, które kontroluje ta frakcja, gdyż jeszcze nikomu nie udało się dostarczyć klarownych danych na ten temat. Oszczędnie szacuje się, że głównymi obszarami jej bytności są cztery dawne stany – Utah, Kolorado, Nowy Meksyk oraz Arizona ze stolicą we Flagstaff. Niemniej, granice te są bardzo elastyczne i zmieniają się z miesiąca na miesiąc w wyniku drapieżnego rozwoju, wynikającego z ogromnych ambicji Cezara oraz jego doradców. Dlatego też dzielni chłopcy z RNK, strzegący Zapory Hoovera czy wydający swój marny żołd na wszelakie uciechy cielesne w Nowym Vegas, na granicy horyzontu mogą zaobserwować świetliste łuny po drugiej stronie rzeki Kolorado. Wszyscy eksperci, z którymi miałem przyjemność rozmawiać, byli przekonani o tym, że zachód jest naturalną ścieżką ekspansji Legionu Cezara, a wspomniana zapora jest kluczowa do utrzymania stabilności wewnątrz wiecznie głodnego Imperium.
Symbolem Legionu Cezara jest złoty byk na czerwonym polu, odwołujący się do starożytnych tradycji i wartości wyznawanych przez słynny X Legion Juliusza Cezara, uznawanego za jedną z najlepszych jednostek piechoty przed wynalezieniem prochu strzelniczego.
Divide et impera – droga do potęgi Legionu Cezara
Wierzcie lub nie, ale kilkanaście miesięcy temu udało mi się uzyskać prywatną audiencję u samego Cezara i wypić z nim lampkę przedwojennego czerwonego wina. Głównie mówił on, a ja starałem się gorliwie chłonąć każde jego słowo, tylko od czasu do czasu poruszając jakąś kwestię, gdy zdobyłem aż tyle kurażu, aby otworzyć usta, będąc pod naciskiem czujnego wzroku jego osobistej gwardii – Pretorian.
Historia narodzin Legionów Cezara rozpoczyna się na piaszczystych i nieprzyjaznych terenach dawnego stanu Arizona. Edward Sallow i jego przyjaciel, Bill Calhoun, otrzymali ciężkie i niewdzięczne zadanie od organizacji zwanej "Uczniami Apokalipsy", które skupiało się na dalekiej wyprawie na wschód, gdzie mieli studiować oraz kompleksowo skatalogować tamtejsze języki plemienne. Pewnego dnia ich drogę przeciął Joshua Graham, mormoński misjonarz, który okazał się być również niezrównanym specjalistą w dziedzinie dialektów plemiennych i po krótkiej konwersacji, zdecydował się dołączyć do tej dwójki. Edward wspominał tamte czasy z wyraźną nutką nostalgii w głosie, zaznaczając, że w pewnym momencie jego ekspedycja trafiła na przedwojenne ruiny, które szczęśliwym trafem okazały się wypełnione książkami będącymi w nieskazitelnym stanie. Szczególnie przypadły mu do gustu te traktujące o historii starożytnego Rzymu, a dwie pozycje miały kluczowy wpływ na jego przyszłe losy – "Zmierzch i upadek Cesarstwa Rzymskiego" Edwarda Gibbona i "Commentarii" Juliusza Cezara. Choć przyznał, że znał dobrze dzieje tej cywilizacji, to wiedza zawarta w tych lekturach rzuciła na nie nowe światło i zmieniła jego sposób postrzegania rzeczywistości w wielu kwestiach.
Niestety, każdy, kto choć raz oderwał się od matczynej spódnicy Republiki Nowej Kalifornii, dobrze wie, że pustkowia nie rozpieszczają podróżników i śmierć z pragnienia jest tutaj równie prawdopodobna, co wyzionięcie ducha w wyniku nadmiernej ilości ołowiu w organizmie. Zaufajcie mi, na odludziu jest wielu "samarytan", którzy z prawdziwą gorliwością zaaplikują nam kolejne dawki! Kilka tygodni po połączeniu sił, nasze trio, stojące na czele dziewięcioosobowej ekipy, zostało pojmane przez plemię "Czarnych Stóp" i przetransportowane do ich obozu, gdzie byli przetrzymywani dla okupu, co można traktować jako szczęście, zważywszy na to, że kanibali i sodomitów na pustkowiach nie brakuje. Niemniej Sallow określił warunki bytowe, jakie tam zastał, jako uwłaczające i niegodne istoty ludzkiej.
Dzikusy, jak to dzikusy – nie znają cywilizowanych sposobów rozwiązywania konfliktów i słodyczy płynącej z kuluarowych konfrontacji czy ostrej wymiany argumentów. Szybko okazało się, że "Czarne Stopy" są w stanie wojny z siedmioma innymi plemionami, a ich położenie nie należało do najlepszych. Nie wchodząc w szczegóły, w wyniku katastrofalnych wyborów i braku odpowiedniego uzbrojenia, przegrywali ten konflikt. Sallow podjął ryzykowną decyzję, choć w jego mniemaniu była ona jedyną słuszną. Postanowił wspomóc swoich oprawców za pośrednictwem fachowej wiedzy, jaką posiadał. Zdawał sobie sprawę, że jeżeli ten klan polegnie, oni umrą wraz z nim – zawierucha wojenna przypomina bardziej płonący burdel niż obiad w restauracji i nikt nie dopytuje się tutaj o nieistotne szczegóły przynależnościowe. Poza tym po cichu liczył na wdzięczność plemienia, które w ramach nagrody zwróci mu wolność. Stopniowo zdradzał dzikusom niezbędne informacje, których wcześniej nie znali – tajniki konserwacji i zwiększenia parametrów broni, akcji dywersyjnych przeprowadzanych w małych grupkach na tyłach wroga, tworzenia prowizorycznych materiałów wybuchowych czy błyskawicznego uderzania w najsłabsze ogniwa wroga. Cała strategia została oparta na starożytnej zasadzie divide et impera – dziel i rządź. "Czarne Stopy" były pod wrażeniem sukcesów, jakie przynosiła taktyka Edwarda Sallowa i postanowiły ogłosić go swoim przywódcą. To właśnie wtedy przyjął miano Cezara.
Nowo mianowany władca szybko postanowił zasiać na tym niezwykle płodnym gruncie kolejną koncepcję, tak zwanej wojny totalnej. Kiedy podbił pierwsze, najsłabsze plemię, zaproponował wszystkim ocalałym mężczyznom w sile wieku, aby dołączyli do jego armii, natomiast resztę, w tym kobiety i dzieci, skazał na śmierć. W obliczu konfrontacji z kolejnym klanem, postanowił pokazać ich emisariuszowi miejsce kaźni, oświadczając bez zbędnych dywagacji, co czeka wrogów Cezara. Wiedział dobrze, że dla dzikusów walka była chlebem powszednim, aczkolwiek nigdy nie konfrontowali się na taką skalę. Jego strategia okazała się dla nich czymś zupełnie nowym i potwornie przerażającym, natomiast on uważał ją tylko za element najzwyklejszej "gry w wojnę". Zdawał sobie również sprawę, że nawet zjednoczone plemiona nie są w stanie przeciwstawić się kreatywnej taktyce, wiedzy oraz perfekcyjnej organizacji Legionu Cezara. Ostatecznie pokonał wszystkie siedem plemion – wybijając je w pień lub włączając w struktury frakcji.
Cezar i Joshua Graham, znany wtedy już jako "Legat Malpais", wykorzystując doświadczenie i środki, jakie uzyskali podczas wspomnianego wcześniej konfliktu, rozpoczęli agresywny rozwój Legionu Cezara, wprost przygważdżając swoją potęgą kolejne plemiona. Przez dekady walczyli i wchłaniali kolejne klany, wymazując ich dawną tożsamość i kształtując w zorganizowaną formację, która na oczach Cezara przemieniła się w doskonałe oraz fanatycznie mu oddane społeczeństwo post-nuklearne. Do 2271 roku, frakcja ta podbiła następne 86 plemion, co spowodowało, że stała się ona najpotężniejszym i największym graczem na wschód od rzeki Kolorado. Jednakowoż to jej nie wystarczyło i prąc nadal na zachód, natrafiła na Strażników Pustkowi, którzy mieli swoje własne zdanie na temat ładu oraz porządku w post-apokaliptycznej Ameryce. Nie trzeba być omnibusem, aby się domyślić, że obie organizacje błyskawicznie skoczyły sobie do gardeł i poczęły wyciągać dość znamienne argumenty, które zazwyczaj trzyma się głęboko w kaburach. Cóż to była za wojna, bajzel nie z tej ziemi! Strażnicy dzielnie się bronili, ale nie mogli się równać z ówczesną potęgą Legionu Cezara i zostali praktycznie wybici, co zręcznie wykorzystał gabinet prezydenta Kimballa, wcielając się w rolę swatki Strażników Pustkowi z Republiką Nowej Kalifornii. W 2277 roku Cezar pokazał prawdziwe kły, dając czytelną informację każdemu mieszkańcowi zachodniego brzegu rzeki Kolorado, jaki jest następny cel jego organizacji. W okolicach Nowego Vegas i Zapory Hoovera zbudował potężną sieć obozów wojennych, które mają pełnić rolę głównej bazy wypadowej podczas ekspansji Nevady. To właśnie na pustyni Mojave po raz pierwszy starły się strefy wpływów Legionów Cezara i Republiki Nowej Kalifornii. Trzask było ponoć słychać nawet w samym San Francisco.
Wbrew powszechnie rozpowszechnianym informacjom, którymi karmi nas łże-elita i wykształciuchy siedzące w kieszeni prezydenta Kimballa, pierwszy konflikt z Legionem Cezara nie należał do prostych i czystych operacji. Nasi dziarscy chłopcy wielokrotnie przelewali krew za swoją republikę i dzielnie stawiali opór, jednakowoż doświadczeni legioniści okazali się trudnym orzechem do zgryzienia. Wielu oddało swoje życie, większość okupiła tę wojnę głębokimi ranami fizycznymi i psychicznymi. "Legat Malpais" okazał się inteligentnym dowódcą i sztab generalny Republiki Nowej Kalifornii ewidentnie pokpił kwestię wywiadowczą. Kiedy wojska Cezara ruszyły, aby przejąć niezwykle newralgiczny punkt strategiczny na Zaporze Hoovera (jedyna solidna przeprawa przez zdradliwą rzekę Kolorado oraz placówka dostarczająca elektryczność całemu regionowi), nawet legendarny 1. Batalion Zwiadowczy czy bitni Strażnicy RNK nie byli w stanie powstrzymać szturmu na tamę. Oddziały Legata stopniowo przejmowały groblę, lecz trzeba zaznaczyć, że każdy jej metr okupywały hektolitrami krwi i kilogramami gnijącego mięsa. Po długiej i morderczej wymianie ognia, bitwa dotarła do punktu krytycznego, gdy głównodowodzący siłami RNK na czele z Szefem Hanlonem (dowódca Strażników RNK), zdecydowali się na wykonanie taktycznego odwrotu i ulokowanie swoich wojsk na zachód od zapory, w okolicach miasteczka Boulder City. Podczas przeprowadzania tego niezwykle trudnego manewru, snajperzy mieli za zadanie wyszukiwać i unieszkodliwiać oficerów Legionu (rangi Decanusa lub Centuriona), w celu spowolnienia naporu wroga.
Jednak gdy legioniści wyczują strach i zasmakują krwi swoich przeciwników, tak łatwo nie odpuszczają, prąc na przód tak szybko, jakby na końcu drogi czekała chętna dzierlatka, a nie uzbrojony po zęby wróg. Zazwyczaj jest to ogromny atut, lecz tym razem okazał się on zabójczy. Legat nie wyczuł pętli powoli zaciskającej się na jego szyi i wpadł prosto w pułapkę. Wydał rozkaz do ataku na Boulder City, nie zdając sobie sprawy, że wzdłuż drogi ucieczki, a także w samym miasteczku, oddziały RNK podłożyły kilogramy C4 i innego świństwa, które wybucha na samo pierdnięcie! Kiedy główne siły Legionu wpadły do grodu, zaskoczone niezwykle słabym oporem ze strony przeciwnika, sztab republikański poklepywał się po plecach za wymyślenie przedniego konceptu i zdetonował ładunki. Fajerwerki nie z tej ziemi, okoliczni padlinożercy mieli co jeść jeszcze przez najbliższe kilkanaście miesięcy i Hanlon powinien dostać również order zasługi za dbanie o lokalną faunę. Tak czy siak, fortel przyniósł pozytywne rezultaty i wojska RNK przeprowadziły kontratak. Dalsze losy są znane wszystkim – powrót do status quo, podrażniona duma Cezara, medale i uściski dłoni dla sztabu RNK.
Imperator był wściekły i Legat szybko przekonał się, że powiedzenie "łaska pana na pstrym koniu jeździ" jest nadal aktualne. Cezar postanowił zrobić z niego dobitny przykład, że niekompetencja i brak rozwagi są w jego idealnym społeczeństwie czymś niedopuszczalnym. Rozkazał obtoczyć biednego Legata w smole, podpalić go, a następnie wrzucić w czeluści Wielkiego Kanionu. Zakazał również wymieniać jego imię oraz nakazał wymazać je ze wszystkich kronik. W tanich spelunach czy na szlakach handlowych często można usłyszeć historię, że prawej ręce Legionu udało się jednak oszukać kostuchę... przeżyć przerażającą karę jego władcy i przyjaciela... nie ma jednak na to żadnych dowodów. Dziś praktycznie nikt go już otwarcie nie wspomina, oprócz niewolników i nieopierzonych legionistów, którzy nadali mu miano "Popielca".
Cezar nie zrezygnował jednak z Zapory Hoovera i Nowego Vegas. Mamy rok 2281 – wojska Legionu zostały zreorganizowane, będąc tak silne i harde jak nigdy wcześniej. Zrównanie z ziemią kilku baz wojskowych RNK (m.in. Posterunku Strażników "Charlie" i Bazy Searchlight), a także przejęcie miasteczka Nelson, są tylko niewinnym preludium przed działaniami, jakie planuje Legion.
Facile intellegitur nos ad coniunctionem communicationem esse natos – Społeczeństwo w państwie Cezara
Każdy, kto czytał moje artykuły czy polemiki, wie, że nie jestem autorem, który owija fakty w bawełnę i macza je w pachnących perfumach. Opieram się wyłącznie na sprawdzonych informacjach, jestem bezstronnym obserwatorem, który tylko od czasu do czasu dorzuci swoje trzy grosze. Nie będę ukrywał, że społeczeństwo Legionu Cezara zbudowane jest na okrucieństwie, niewolnictwie i wyzysku ludów południowo-zachodnich terenów Ameryki. Wzrost populacji opiera się tutaj głównie na zasadzie podboju nowych regionów, gdzie obdziera się tamtejsze plemiona z ich dawnej tożsamości, zamieniając młodych ludzi w posłusznych legionistów, a płodne kobiety w niewolnice służące do rozrodu. Z drugiej strony, nie da się ukryć, że frakcja ta, w pewnym sensie, dba o dobro swoich obywateli i podróżnych (o ile respektują oni jej twardy kodeks). Zapewnia bezpieczeństwo, pomoc socjalną, poczucie sprawiedliwości i stabilności w ramach obowiązującego prawa, wykształcenie, kulturę czy możliwości do rozwoju. Wszyscy bezstronni eksperci potwierdzą w tym momencie, że niewiele jest miejsc na post-nuklearnych pustkowiach, gwarantujących choć namiastkę takiej opieki.
Kłamstwem też jest rzekomy fakt, iż Legion Cezara czerpie satysfakcję z wszelakich okrucieństw, które są mu przypisywane (m.in. znakomicie udokumentowane wyrżnięcie miasteczka Nipton) i popełnia je, aby zaspokoić swoje pierwotne żądze. Wręcz przeciwnie, przemoc jest tutaj tylko jednym ze środków do osiągnięcia celu (wymuszenie posłuszeństwa, złamanie morale wrogich wojsk, sterroryzowanie ludności cywilnej). Każdy atak, demolka, rzeź czy inny okrutny czyn, jest powiązany z perfekcyjną organizacją i drobiazgową analizą sytuacji polityczno-społecznej.
Jak już wspominałem, każdy zdrowy młodzieniec jest siłą wcielany do służby wojskowej, gdzie przechodzi podstawowe przeszkolenie i jest kształtowany na przykładnego obywatela Imperium. Podstawowym, a w praktyce jedynym, zadaniem kobiety przed menopauzą jest rodzenie dzieci (Cezar lub Legat zarządzają doborem odpowiednich partnerów). Jednakowoż w kronikach Legionu natrafiłem na pewne precedensy, gdy starowinki lub mężczyźni nie posiadający odpowiednich predyspozycji fizycznych, zostali przydzielani do bardziej zaszczytnych funkcji w społeczeństwie. Możemy tutaj wymienić osobistych kapłanów Cezara, którzy odgrywają kluczową rolę w funkcjonowaniu frakcji, odbierając dzieci ich biologicznym rodzicom i wychowując je w duchu zasad Legionu. Reszta ludzi, którzy wychodzą poza te ramy lub odrzucają obowiązujące prawo, jest sprowadzana do rangi niewolnika lub zabijana podczas masowych egzekucji.
Społeczeństwo Legionu jest oparte na modelu hierarchicznym. Każdy człowiek nie będący w żadnym stopniu związany z frakcją, uważany jest za Nieczystego (bez żadnych wartości moralnych). Natomiast ludzie, którzy jawnie sprzeciwili się doktrynie Cezara, są nazywani Plugawcami (traktującymi etykę i obyczajowość jak szmatę, w którą można wytrzeć buty). Niedawno schwytani lub kupieni ludzie (co również jest rzadkością, niemniej zdarzają się sytuacje, gdzie w ruch wchodzą kapsle i umowy, a nie karabin i maczeta), otrzymują miano jeńców i uznawani są za najniższą jednostkę społeczną, nie posiadającą żadnych praw. Każdy z nich poddawany jest pewnemu okresowi testowemu, w którym kompleksowo oceniana jest przydatność danej jednostki jako niewolnika. Jeżeli nie spełniają podstawowych wymagań, zabija się ich.
W niewolników przemieniani są ludzie, których nie można wyszkolić na lojalnych legionistów. Oczekuje się od nich wypełniania podstawowych cnót sługi (Honestas, Industria, Prudentia – Uczciwość, Pracowitość, Roztropność) i wypełniania każdej zachcianki swojego pana, bez zadawania zbędnych pytań. Wszyscy otrzymują nowe imię, aby na zawsze zapomnieli o niegodnym życiu, jakie kiedyś wiedli. Mają również nakaz noszenia charakterystycznych łachmanów z czerwoną literą "X" na środku klatki piersiowej. W fazie kształtowania niewolnika i sprawdzania jego przydatności, zostają zakuwani w metalowe obroże (posiadające specjalistyczny mechanizm zapobiegający ucieczce). Dopiero później, gdy zostaje złamana ich wola, transportuje się ich w głąb terytorium Legionu, gdzie usuwa się ów "środek zapobiegawczy". Dzieci niewolników są zabierane siłą, zaraz po narodzinach, i oddane pod opiekę kapłanów, którzy wychowują je w duchu doktryny Cezara. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby potomek sługi stał się pełnoprawnym legionistą – oczywiście, o ile spełnia odpowiednie predyspozycje fizyczne.
Legioniści są główną siłą tej frakcji i stanowią trzon społeczeństwa. Oczekuje się od nich przestrzegania nadrzędnych cnót oraz ślepej lojalności wobec Cezara. Kolejne szczeble w karierze wojskowej zależne są od indywidualnego nastawienia każdego legionisty. Wiadomo – wykazanie się w walce jest promowane, a tchórzostwo przypłaca się życiem.
Co ciekawe, obywatele Legionu Cezara, prócz widocznej odrębności kulturowej, posługują się również innym językiem. Podczas konwersacji z legionistami możemy zaobserwować typowe zjawisko makaronizmów, czyli wplatania obcych wtrąceń do wypowiedzi. Jak przystało na spadkobierców Imperium Rzymskiego, każdy członek tej frakcji powinien płynnie posługiwać się łaciną i nie chodzi tutaj o jej podwórkową wersję! Standardowym zwrotem powitalnym jest romańskie pozdrowienie "ave" (witaj, bądź pozdrowiony) [ˈaweː], natomiast podczas pożegnania możemy usłyszeć słówko "vale" (żegnaj). W przypadku, gdy zrobicie na jakimś członku Legionu wybitnie pozytywne wrażenie, zostaniecie określeni jako "amicus" (przyjaciel, towarzysz). Jednak lepiej nie afiszować się takimi znajomościami na zachodnim brzegu rzeki Kolorado, gdyż przez to możecie zostać zaproszeni na prywatkę w Camp McCarran, gdzie zostaniecie zalani pytaniami na temat swoich nowych ziomków. Randka z porucznik Boyd może okazać się niestety niezbyt przyjemna, gdyż ta kocica zdecydowanie lubi ostre gierki!
Należy również zaznaczyć odmienność dykcji poszczególnych zwrotów. Członkowie Legionu wymawiają imię swojego przywódcy jako /’kaisar/, natomiast mieszkańcy pustkowi oraz nestorzy frakcji wolą używać anglizowanej formy /ˈsiːzər/. Podobną różnicę możemy zaobserwować w przypadku określania całej zbiorowość tej organizacji – podczas gdy my popełniamy popularny błąd zwąc ich "legionnaires" (co jest de facto dopuszczalnym słówkiem, aczkolwiek tylko wtedy, gdybyśmy zwrócili się do członka przedwojennej francuskiej Legii Cudzoziemskiej), oni używają dalece poprawniejszego zwrotu "legionaries".
Kolejnym aspektem, odróżniającym Legion Cezara od bandy socjopatycznych dzikusów, jest silnie rozwinięty system ekonomiczny. Ba, nawet kupcy, którzy zdają się nie zwracać uwagi na galopującą biurokratyzację i machają z uśmiechem na ustach flagą RNK, otwarcie przyznają, że warunki stworzone przez Cezara są iście rajskie. Wszystko dzięki dbałości o bezpieczeństwo karawan i dróg handlowych. Prawda jest taka, że na terenach kontrolowanych przez naszą szlachetną republikę nie dość, że można dostać kulkę równie łatwo jak znaleźć chętną dziewkę na Stripie (zarówno od zaćpanych rabusiów, jak i zawistnych konkurentów), to jeszcze trzeba płacić dość nieprzyjemne myto (cena jest zależna od stopnia korupcji lokalnej świni, która dopchała się do koryta). Natomiast pod sztandarem byka – hulaj dusza, tylko raz na jakiś czas przekazujesz mały procent Imperatorowi, pijąc za jego zdrowie. Jakość też jest widoczna gołym okiem – znakomicie odrestaurowane drogi, zerowe zagrożenie ze strony bandytów (nawet kompletne szajbusy pomyślą trzy razy zanim zaatakują konwój pod protekcją Legionu), a i czujni żołnierze patrolują regularnie szlaki. Wielu handlarzy, z którymi miałem przyjemność rozmawiać, nie ukrywali swojej frustracji wynikającej z wewnętrznego konfliktu – serce każe być wierne Republice, lecz rozum mówi, aby uścisnąć dłoń Cezara.
Jednym ze skutków prężnie rozwijającej się ekonomii jest własna waluta, jaką posiada Legion. Pomimo tego, że na zachodnich terenach rzeki Kolorado niewielu pała sympatią do tej frakcji, to nie znalazłem jeszcze kupca, który odrzuciłby monety bite przez imperatorską mennicę. Pieniądz to pieniądz, a na pustkowiach ze świecą szukać tak stabilnego środka płatniczego. System walutowy Legionu opiera się na dwóch monetach – denarze (srebro) i aureusie (złoto).
Aktualny kurs kupna jednego denara wynosi cztery kapsle. Rozszyfrowanie symboliki tej monety jest niezwykle proste. Na jej rewersie możemy podziwiać wizerunek młodego Cezara, który został okraszony napisem "Caesar Dictator" – "Dyktator Cezar". Natomiast odwracając ją, widzimy postacie Cezara, Joshuy Grahama oraz Billa Calhouna i zwrot "Magnum Chasma", co w luźnym tłumaczeniu oznacza "Wielką Szczelinę" lub "Wielką Otchłań" – odniesienie do Wielkiego Kanionu jest aż nazbyt widoczne. Oczywistą inspiracją dla projektantów tej waluty była niezwykła podróż Edwarda Sallowa, na końcu której został mianowany Cezarem, a także tryumf w "Wojnie Siedmiu Plemion" i ochrzczeniu siebie jako dyktatora.
Aktualny kurs kupna jednego aureusa wynosi sto kapsli. Na rewersie widnieje wizerunek Cezara w podeszłym wieku, który został okraszony napisem "Aeternit Imperi" – "Wieczne Imperium". Natomiast na rewersie zauważymy symbol byka, oficjalny symbol Legionu, oraz frazę "Pax Per Bellum" oznaczającą intencję tej frakcji – "Pokój Poprzez Wojnę".
Intrygującym faktem jest również religijność Legionu Cezara. W naszej zaiste gorzkiej rzeczywistości, trudno znaleźć oparcie wśród dawnych bogów i ich zasad. W końcu ludzkość zaliczyła już jeden Sąd Ostateczny, a rzetelne raporty nic nie wspominają o nieśmiertelnych zstępujących na Amerykę czy Czterech Jeźdźcach Apokalipsy rozbijających się po barach. Można nadmienić, że senatorowie opozycji nazywają administrację Kimballa sektą, która zamieniła RNK w czyściec na kółkach, ale skończmy z tymi krotochwilami...
W 2250 roku Cezar ogłosił siebie Synem Marsa, zesłanego na Ziemię przez swojego boskiego ojca, aby ją podbić. Religią dominującą jest więc kult rzymskiego boga wojny. Niestety, moje kompleksowe badania nie pozwoliły mi znaleźć odpowiedzi na pytanie, czy Legion czci cały panteon, jak jego przodkowie kilkanaście wieków temu, czy też ograniczył się tylko do samego Marsa. Cokolwiek by nie pisać, społeczeństwo skupione wokół tej frakcji wierzy, że sam bóg oczyścił Ziemię ogniem, ażeby przygotować ścieżkę dla Cezara, który ma wyswobodzić ludzkość z okowów barbarzyństwa i chaosu. Najsmutniejsze jest to, że prawdę o tym fałszu znają tylko najbardziej zaufani ludzie Imperatora, reszta obywateli nie ma pojęcia o przeszłości swojego wodza i tego, że fundamentem dla tego społeczeństwa były książki o starożytnym Rzymie.
Si vis pacem, para bellum – potencjał militarny Legionu
Jak już wielokrotnie wspominałem, głównym fundamentem, na którym opiera się społeczeństwo Legionu Cezara, jest wojsko. Sztuka wojenna wydaje się być jedyną drogą ekspansji wiecznie głodnego imperium, a sam Cezar zdaje się sądzić, iż czymś koniecznym do przywrócenia cywilizacji ludzkiej dawnej chwały jest wojna i narzucenie swoich praw. Dlatego też rekrutacja i służba wojskowa odgrywają tutaj tak znaczącą rolę, a najznamienitsi żołnierze są najbardziej zaufanymi doradcami Imperatora, którzy pełnią de facto najważniejsze funkcje w tej frakcji.
W przeciwieństwie do ogólnie znanego nam systemu rang, który obowiązywał w "Starym Świecie" i został z powodzeniem przeszczepiony do Republiki Nowej Kalifornii, większe znaczenie ma tutaj doświadczenie wojenne danego żołnierza. Rekruci są najsłabszą jednostką w Legionie (moi koledzy badacze sugerowali mi, że jest to współczesny odpowiednik Hastati – włóczników znanych z czasów Gajusza Mariusza), to najczęściej młodzi absolwenci obozów wojskowych, którzy nie wsławili się niczym spektakularnym w boju. Trudno jest ukryć fakt, że często sprowadza się ich do roli "mięsa armatniego", które ustawia się w pierwszej linii, aby osłabić przeciwnika lub odkryć jego pozycję. Ich uzbrojenie jest podstawowe (zwykłe tuniki i maczety), więc nie wymaga się od nich zbyt wiele. Każdy rekrut, któremu uda się przeżyć odpowiednio wiele bitew czy misji samobójczych, może liczyć, że wkrótce zostanie zauważony przez swoich podkomendnych i uznany za legionistę w randze Decanusa lub zwyczajnie zostanie ustawiony na dalszej linii.
Kolejnym szczeblem w hierarchii wojskowej Legionu są tak zwani weterani (tutaj też moi zacni koledzy naukowcy zauważają podobieństwa do rzymskich Triarii). To jedne z najbardziej doświadczonych i bitnych oddziałów w całej armii, który składa się na tylną straż. Cezar i jego Legat decydują się na ich wykorzystanie tylko wtedy, gdy rekruci i legioniści nie są w stanie wypełnić wyznaczonych im celów. Tych starych wiarusów deleguje się do dobicia wycieńczonego długotrwałą walką wroga.
Na dodatek Legion posiada kilka oddziałów, wykorzystywanych do zadań specjalnych. Frumentarii to szpiedzy Cezara, którzy do perfekcji opanowali sztukę infiltracji, dywersji i podstępu. Do ich głównych zadań należą między innymi: wyszukiwanie słabych ogniw obrony przeciwnika, sianie fermentu w szeregach wroga czy wlewanie trucizny do umysłu wiecznie trwożnego plebsu. Inną jednostką, o której warto wspomnieć, są Pretorianie, którzy zajmują się osobistą ochroną Cezara (rzadziej Legata). Natomiast Vexillarius kroczy dumnie po polu bitwy ze sztandarem w dłoniach, dając znak do walki lub wyznaczając punkt zborny legionistom.
Na czele wojska stoi Cezar, lecz rękami jego "boskiej woli" jest Legat i jego Centurioni, marzenie każdego snajpera w 1. Batalionie Zwiadowczym. Niezwykle rzadko pojawiają się na polu bitwy, gdyż ich siła, wiedza i doświadczenie są bezcenne dla Legionu. Utrata choćby jednego z nich oznacza katastrofalne konsekwencje dla całej operacji militarnej i powoduje chaos w oddziałach imperatorskich. Grozy dodaje im fakt, że zamiast zwykłego opancerzenia, ubierają na siebie skrawki różnorodnych pancerzy pokonanych przeciwników, które grają rolę swoistego trofeum – wzbudzają respekt wśród podkomendnych i strach w oddziałach wroga.
Legioniści słyną ze swojego zdyscyplinowania i ciężko się temu dziwić. Armia Legionu to nie miejsce na podstawowe prawa człowieka; tutaj wymagane jest ślepe posłuszeństwo i chorobliwa perfekcja. Każdy rozkaz przełożonego wykonywany jest automatycznie, bez zadawania zbędnych pytań, gdyż sprzeciw grozi poważnymi konsekwencjami. Karą za podważanie autorytetu dowódcy jest najczęściej ukrzyżowanie lub "darcie pasów" przed obliczem Cezara. W wypadku kompletnego braku dyscypliny, Legat może zdecydować się na tak zwane "dziesiątkowanie" – co dziesiąty legionista zostaje zakatowany na śmierć przez swoich współtowarzyszy. Nie może zatem dziwić, że każdy żołnierz Cezara woli popełnić samobójstwo niż trafić do niewoli nieprzyjaciela – kara za okrycie się hańbą jest zaiste straszliwa.
Paradoksalnie, dyscyplina i bezwzględne posłuszeństwo wobec przełożonych jest największą słabością armii Legionu. Powoduje to brak inwencji i elastyczności działania wśród zwykłych żołnierzy wobec dynamicznie zmieniającej się sytuacji na polu walki. Podkomendny powinien mieć też własny mózg, a nie czekać, aż dowódcy podetrą mu nos. Tym bardziej, jeżeli dziarscy snajperzy przeciwnika postanowią sprezentować Legatowi oraz jego Centurionom nowy otwór w głowie – łańcuch dowodzenia rozpada się w mgnieniu oka i do bitnego wojska zaczyna wkradać się anarchia.
Nie ulega jednak wątpliwości, że dzięki morderczym treningom i chorobliwemu dążeniu do perfekcji, Legion stanowi siłę, której nie można lekceważyć. Od każdego legionisty wymaga się doskonałości w posługiwaniu się bronią białą i palną. Do podstawowego wyposażenia żołnierza zaliczamy przede wszystkim maczetę i włócznię do rzucania (widoczna inspiracja rzymskim gladiusem i pilum), które może nie są skuteczne w walce na otwartym polu, ale podczas ataków z zaskoczenia czy dywersji na tyłach wroga (jakby nie patrzeć głównych fundamentach strategii Legionu), sprawdzają się znakomicie. Na dodatek powodują paskudne obrażenia, które prowadzą najczęściej do trwałego kalectwa, a nic tak nie osłabia morale jak żywy przykład gniewu Cezara. Natomiast jeżeli chodzi o broń palną, to jej rodzaj zależy od zadania, do jakiego są wydelegowani żołnierze; na przykład Frumentarii korzystają z karabinów myśliwskich, a Decanusowie preferują kowbojskie wielostrzałowce. Każdy legionista otrzymuje również własny pancerz stylizowany na modłę rzymskiego uzbrojenia lorica hamata lub lōrīca segmentāta.
Brak zaawansowanego uzbrojenia i nowoczesnych maszyn w Legionie, wiąże się z głęboką niechęcią Cezara do jakiegokolwiek przejawu technologii. Imperator uważa, że ma ona negatywny wpływ na każdego człowieka, osłabia go od środka, stopniowo czyni bezbronnym, a także była przyczyną wybuchu Wielkiej Wojny. Gardzi również robotyką, ponieważ obrzydza go sama myśl walczących między sobą maszyn, podczas gdy mężczyźni przyglądają się wszystkiemu z boku i obrastają w tłuszcz. Jednakowoż wszyscy, którzy uważają, że frakcja składa się z bandy tępych dzikusów, którzy jedynej przewagi upatrują w swoim bestialstwie, liczebności i fanatyzmie, mogą przejechać się na tej opinii jak Kimball na traktacie Nowego Vegas. W rzeczywistości przemysł w państwie Cezara kwitnie – na masową skalę produkuje się standardowe rodzaje broni i amunicję do niej, a wszelakie fortyfikacje są arcydziełem architektury, gdyż składają się z odpadów porzucanych na pustkowiach (a mimo to są zadziwiająco funkcjonalne i przerażająco stabilne). No i należy wspomnieć o jednym – choć lwia część armii Legionu posiada standardowe uzbrojenie, to jej elita zdaje się nie podlegać tym ograniczeniom. Ostatnio również słyszałem pogłoski o intensywnej wymianie korespondencji z Van Graffami, która ma zakończyć się lukratywnym kontraktem na broń energetyczną, ale wolałem nie pytać o szczegóły u źródła, gdyż chciałbym, aby moja trumna zawierała kompletne ciało, a nie kupę tłuszczu je imitujące.
Co intrygujące, Cezar przyznał, że jego Frumentarii wykorzystują urządzenia Stealth Boy w przypadku bardziej skomplikowanych zadań wywiadowczych i jego armia posiada pokaźny skład tych zespołów. Potwierdza to tylko pogląd, że pomimo tego, iż Imperator gardzi technologią, to nie stoi ona w sprzeczności z jego wizją cywilizacji doskonałej. Jest ona po prostu pewnym jego składnikiem, a nie fundamentem jak w przypadku innych frakcji. Legionu nie interesuje energia produkowana przez Zaporę Hoovera czy neony Nowego Vegas. To tylko symbole naturalnej "drogi na zachód", które będą świadczyły o ostatecznej porażce i hańbie Republiki Nowej Kalifornii w Nevadzie.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz