Dragon Age: Rozłam

4 minuty czytania

Z pewnością BioWare liczyło na o wiele lepsze wyniki marketingowe "Dragon Age II", budując swoje nadzieje na ogromnym sukcesie pierwowzoru. Niestety, nowemu tytułowi zarzucano, że jest zbyt konsolowy, że to już nie to samo, bo producenci zatracili swój zmysł tworzenia, oddając cześć Mammonowi. Trend ten jednak nie dotyczy książek autorstwa Davida Gaidera, głównego scenarzysty gry. Każda kolejna część jest równie dobra, chociaż nie jest to lektura zbyt wyrafinowana. Ot, kolejne heroic fantasy, które czyta się łatwo i przyjemnie. "Dragon Age: Rozłam" to już trzecia powieść rozgrywająca się w świecie Thedas, która ukazała się całkiem niedawno nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

Akcja książki rozgrywa się niemalże rok po wydarzeniach poznanych w "Dragon Age II" oraz aż dziesięć lat po heroicznym pokonaniu Arcydemona Urthemiela. Tym razem zostajemy przeniesieni do pięknego i słynnego Orlais, do Val Royeaux, o którym tak często wspominała Leliana. Cała fabuła skupia się wokół Białej Iglicy będącej siedzibą orlesiańskich magów, gdzie od pewnego czasu dochodzi do poważnych morderstw, co sprowadza do wrót Kręgu Maginów samego Wielkiego Poszukiwacza Prawdy, czyli kogoś w rodzaju Świętej Inkwizycji. Jednym z głównych bohaterów powieści jest czarodziej Rhys, medium w średnim wieku, który natknął się na niewidzialnego chłopca Cole'a mającego niepośledni związek z zabójstwami dokonywanymi wewnątrz wieży.

W przeciwieństwie do dwóch pozostałych tytułów z serii rozgrywających się w przeszłości, w tym przypadku autor mógł rozwinąć skrzydła wyobraźni, co też uczynił. W książce pojawiają się postacie dobrze znane graczom oraz czytelnikom. Począwszy od Wynne i Shale, poprzez Pierwszego Zaklinacza Irvinga, a kończąc na Fionie, która objęła stanowisko Wielkiej Zaklinaczki. Akcja powieści trzyma w napięciu i jest dynamiczna, szczególnie jej końcowa partia. Nie zabrakło pojedynków, rozlewu krwi czy ucieczek. Zwroty akcji również nie są czymś wyjątkowym, co cieszy, nadając pewnego tempa fabule. Nie da się przewidzieć następnego posunięcia bohaterów czy zdarzeń, które mogą wyniknąć z ich czynów. Co prawda niektóre wątki mogą nużyć, powodując u czytelnika liczenie stron do kolejnego rozdziału, ale zdecydowanie warto się przemęczyć, bo zakończenie jest satysfakcjonujące.

Należy nadmienić, że narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw – Rhysa oraz Cole'a. Taki zabieg stylistyczny umożliwia spojrzenie na te same wydarzenia z różnych punktów widzenia. Zapewnia to również dynamizm kolejnych scen i wzbogaca tytuł pod względem literackim. Na szczęście autor nie stara się na siłę opisywać krajobrazów i doznań wizualnych. Opisy są proste i łatwe w wyobrażeniu, dzięki czemu czytelnik skupia się na głównym wątku, będącym najważniejszym punktem, i nie męczy się, czytając wymuszone charakterystyki łąk, lasów czy architektury.

Postaci występujące w "Dragon Age: Rozłam" są kompleksowe. Każda z nich ma swoje oddzielne zdanie i unikalny charakter. David Gaider nadał im konkretną osobowość, dzięki czemu nie są oni wyłącznie tłem dziejących się wydarzeń, ale również odgrywają mniej lub bardziej znaczące role. Ta zasada tyczy się też głównego antagonisty książki, Wielkiego Poszukiwacza Prawdy Lamberta. Nie jest on negatywną, złą postacią, lecz człowiekiem mającym swoje powody, by pałać niechęcią do magów. Często w filmach, jak i książkach, stykam się z bohaterami, którzy są "źli" tylko dlatego, że są źli. Brak w tym jakiegokolwiek wyjaśnienia. Próby zrozumienia ich charakteru i światopoglądu nie są nam dostępne, przez co stają się tylko manekinami, niewiele wartymi kukłami, które istnieją, by pozytywny bohater miał kogoś do pokonania. Autor poświęcił psychologicznemu studium Lamberta kilka stron, dzięki czemu inkwizytor stał się namacalny i bardziej ludzki. Czytelnik może nawet spróbować postawić się w jego pozycji i zrozumieć jego postępowanie oraz poglądy, na które duży wpływ miały wydarzenia z przeszłości. Właśnie dzięki takim zabiegom cenię Davida Gaidera. Za jego sprawą "Dragon Age: Początek" wywarło na mnie pozytywne wrażenie ze strony fabularnej. Świat Thedas nakreślony był ostrymi liniami, wydawał się realny, gdzie polityka i religia odgrywają ważną rolę. Gdzie teyrn Loghain, uznawany za negatywną postać, jest w rzeczywistości bohaterem tragicznym, rozdartym pomiędzy miłością do rodziny królewskiej Theirinów a swoistą lojalnością wobec samego Fereldenu.

Żałuję jednak, że tak mało uwagi poświęcono samemu Orlais, chociaż cała książka rozgrywa się na terenie tego charakterystycznego imperium. Wielka Gra, istny bal intrygi, została jedynie ledwo wspomniana. Dowiedziawszy się, że najnowsza część serii będzie tyczyła się Val Royeaux, miałem nadzieję, że będę miał okazję do nieco szerszego zgłębienia specyfiki tego kraju. Moja fascynacja nim rozbudziła się w momencie, gdy Leliana opowiadała, jak to nadeszła moda na noszenie żywych ptaków we włosach. Wydało mi się to tak abstrakcyjne i ciekawe. Znacznie bardziej interesujące niż nieco barbarzyński Ferelden.

Bez wątpienia David Gaider jest bardzo dobrym pisarzem i scenarzystą. Potrafi stworzyć wyjątkowe postaci o wyróżniającej się osobowości. "Dragon Age: Rozłam" jest pozycją klasyfikującą się o oczko wyżej od poprzednich tytułów serii. Znacznie bardziej przypadła mi do gustu. Możliwe, że za sprawą lokalizacji i pojawienia się dobrze znanych twarzy, ale również dzięki złożoności wydarzeń. Nieczęsto zdarza się, by książki stricte fantasy wzbudziły we mnie aż takie zainteresowanie, ale być może uległem marketingowemu chwytowi BioWare. Niemniej jednak powieść oferuje rozrywkę na porządnym poziomie i nie powinna zawieść czytelników, szczególnie iż kierowana jest głównie do osób zaznajomionych ze światem "Dragon Age". Jest ona warta polecenia tym, którzy czerpali przyjemność z obu gier z tego uniwersum i chcą dowiedzieć się, jaką ścieżką podążą twórcy podczas produkcji "Dragon Age III", gdyż wątek z zakończenia książki warty jest kontynuowania.

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
8.33 Średnia z 9 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Fajnie, po Lelianie z DA2, KRÓLU Alistairze z jakiegoś komiksu mamy kolejnych 'nieśmiertelnych' z DA Origins - Wynne i Shale Jak miło, że Bioware nie zlewa naszych wyborów z gier. Sytuacja Morrigan i reszty postaci jest w takim razie bardzo łatwa do przewidzenia.

Jedno mnie tylko intryguje, po jaką cholerę mamy dokonywać pseudo-wyborów, często o ogromnym znaczeniu jak zostaną one potem kompletnie zignorowane. A przecież wybory i ich import stanowiły jeden z głównych elementów kampanii reklamowej serii DA.

Odnoszę wrażenie, że DA Origins to wg Bioware rzecz mocno wstydliwa, po której należy zatrzeć wszelki ślad. Zapieprzanie z czasem do przodu w DA2 tylko to potwierdza.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...