"Chew" to niezwykła seria. Podczas lektury ostatnich dwóch czy nawet trzech części towarzyszyło mi uczucie przeciągania najważniejszych wątków i – co za tym idzie – odwlekania nieuchronnej konfrontacji Tony'ego Chu z wampirzym kolekcjonerem nietypowych zdolności. Mimo to czytałem dalej i bawiłem się świetnie, niemal zupełnie ignorując wszelkie przejawy zbaczania z przewodniej linii fabularnej.
W kolejnych tomach przeciwko Wampirowi stawali niemal wszyscy, od agenta Colby'ego aż po nastoletnią córkę Tony'ego Chu. Jednakże chyba żaden miłośnik serii nie miał wątpliwości, że w starciu z kolekcjonerem ważną rolę odegra również tytułowy cybopata. W "Krwawej kiszce" fabuła dostaje prawdziwego kopa, chociaż pierwsze strony mogą wskazywać na zupełnie odmienny stan rzeczy. Szybko staje się jasne, że to tylko finałowe odliczanie przed długo wyczekiwanym pojedynkiem i czytelnik jest świadkiem swego rodzaju zbrojenia się do tej walki. I jak to w przypadku "Chewa" zwykle bywało, tak zbrojenie, jak i walka są uroczo karykaturalne.