Po ostatniej wizycie w Londynie myślałam, że już nigdy więcej do niego nie zawitam. Ostatecznie za mokro tam dla mojego futra, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że rzeki tego miasta najzwyczajniej w świecie chodzą po jego ulicach. Ale tak to czasem bywa, że po prostu trzeba. Wiedziona przeczuciem przezornie zaopatrzyłam się w zatyczki do uszu, ale doprawdy, na niewiele się to zdało. Jak tym razem skończyła się londyńska (i pewnie nie ostatnia...) przygoda?
Byłam trochę zdziwiona ilością pozytywnych recenzji, o jakie się potykałam, szukając informacji na temat "Rzek Londynu". Jak zapewne pamiętacie, nie rozpływałam się z zachwytu nad tą pozycją, klasyfikując ją jako co najwyżej średnią. Nie mam w zwyczaju porzucać raz rozpoczętych cyklów (z nielicznymi wyjątkami), toteż sięgnęłam również po "Księżyc nad Soho". Powiem jedno: jest lepiej.