Opowiem wam pewną historię...
Jak doskonale wiecie, mamy w redakcji Babę-Sępa, nieustannie zadręczającą nas i wtykającą dziób w nieswoje sprawy. Nikt oczywiście nie ma odwagi jej tego powiedzieć – wszyscy, niczym w standardowej polskiej szkole, trzymają gęby na kłódkę i nie wychylają się.
Kilka tygodni temu, przy wspólnym obiedzie, Tamc. nieopatrznie podzielił się z resztą redakcji swoimi planami – zamierzał wypłynąć na morze i wieść żywot uczciwego marynarza. Kiedy tylko Baba-Sęp to usłyszała, kategorycznie zażądała, aby włączono ją do załogi. Na nieśmiałe argumenty, iż słabo przypomina kapitańską papugę, w ogóle nie zwracała uwagi. Tamc., chociaż na ogół poczciwy i dobroduszny, odmówił koleżance z redakcji. I doskonale wiedząc, czym taka odmowa się kończy, poderwał się od stołu i ruszył biegiem w stronę wybrzeża, gdzie czekał nań zacumowany statek.