Jeśli coś ma się szybko skończyć, to na pewno nie cykl "Kronik Wardstone", bowiem obecnie mam przyjemność recenzować część oznaczoną cyferką 10 pt. "Krew stracharza", a w planach wydawniczych brylują już trzy kolejne tomy. Jak przystało na starego wyjadacza świata, w którym główne role odgrywają stracharz, Tom, Alice i Grimalkin, z radością wziąłem się za lekturę, by przekonać się, co tym razem naszykował dla czytelników Joseph Delaney.
Kręgosłup fabuły we "Krwi stracharza" stanowi kwestia, która od dłuższego czasu nie daje spokoju bohaterom – zastanawiają się oni, w jaki sposób mogą ostatecznie pokonać Złego. Jak wiadomo, sytuacja nie jest tragiczna, ponieważ Grimalkin wciąż nosi ze sobą odciętą głowę Szatana, lecz napór ze strony jego sług rośnie z każdym dniem i Tom, Alice oraz stracharz muszą szybko ustalić plan działania. W tym celu dwójka młodych bohaterów udaje się do Wieży Malkinów, gdzie spoczywa skrzynia, skrywająca przedmioty zostawione przez matkę Toma i przeznaczone wyłącznie jego oczom. Właśnie tam uczeń stracharza dowiaduje się, co należy uczynić, by finalnie wygrać starcie z Mrokiem...
Jak się czyta "Krew stracharza"? Muszę się wam otwarcie przyznać, że zabrałem się za lekturę, a po kilkudziesięciu minutach czytania zanotowałem na kartce z wszelkimi swoimi uwagami do recenzji, iż akcja rozkręca się powoli i albo wydarzy się coś, co zdecydowanie podkręci tempo i podniesie poziom, albo dojdę do wniosku, że autor przynudza. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo się ucieszyłem raptem parę stron dalej, kiedy Joseph Delaney – zupełnie jakby czytał w moich myślach – wyciągnął z rękawa tajemniczą kartę i tak rozegrał wydarzenia, że przeszyły mnie dreszcze emocji, a całość nagle nabrała zupełnie innych, nowych i wciągających w czytanie barw. 1:0 dla autora. Od tej chwili było tylko lepiej i w pewnych momentach Brytyjczyk rozkręcał się na tyle, że akcja przypominała tę rodem z jakiegoś dobrego thrillera.
Jako że jest to już dziesiąta część cyklu "Kronik Wardstone", przydałby mu się pewnego rodzaju powiew świeżości i takowy stanowi pojawienie się w lekturze nowej postaci – Judda Brinscalla. Osoba byłego ucznia stracharza zdecydowanie ubarwia tę historię i dodaje nowego smaczku. Jak nietrudno się domyślić, głównemu wątkowi towarzyszy nieodłączny element kilku ostatnich tomów – indywidualna i wewnętrzna walka Alice z Mrokiem. Dziewczyna balansuje na granicy i, choć stara się trzymać "dobrej" strony, niekiedy jest zmuszona do walki z Mrokiem użyć właśnie Mroku, ku smutkowi swemu, Toma i starego Gregory'ego.
Co ciekawe, w trakcie lektury wydarzenia niejednokrotnie nawiązują do "Bestiariusza stracharza" – książki, która istnieje naprawdę i która występuje w samej opowieści, stanowiąc jedyny tom, jaki pozostał z biblioteki stracharza. Bohaterowie nie tylko się do niej nierzadko odwołują, ale i sami ją czytają, by się dokształcić. Widać, że Joseph Delaney ma na uwadze swe dzieło, stanowiące dodatek do cyklu, i czasem we "Krwi stracharza" rozgrywa zdarzenia tak, że ma się potrzebę, aby sięgnąć po "Bestiariusz stracharza" i uzupełnić wiedzę, której w danym momencie brakuje bohaterowi – kilka razy Tom otwarcie przyznaje, że na szybko przejrzał tę książkę i nie bardzo pamięta, co tam jest napisane. Jednak by to uczynić, wcześniej należy sięgnąć do portfela i wzbogacić swą kolekcję o tę pozycję. Czy to dobrze, czy źle, oceńcie sami. Jakby nie było, muszę pochwalić autora, ponieważ przez większą część tej literackiej podróży nie bardzo się wie, jak ostatecznie zakończy się historia, a to tylko zwiększa przyjemność z czytania. Dobre wrażenie zrobiło na mnie również wykorzystanie tytułu "Krew stracharza" i śmiało mogę się przyznać, że do samego końca nie wiedziałem, jak zostanie on wykorzystany w kontekście rozgrywających się wydarzeń.
Ostatnią kwestią, którą chcę poruszyć, jest wydanie samo w sobie, czyli to, co dostajemy do ręki. O ile mogę pochwalić fakt, że na początku książki znajdują się krótkie opisy kluczowych postaci, przypominające, kto jest kim i co mu zawdzięczamy, mapę, dzięki której łatwiej śledzi się część wydarzeń, znane z "Bestiariusza stracharza" symbole stracharza, nadające odpowiedniego klimatu, czy przyjemne dla oka grafiki przed każdym z rozdziałów, o tyle samo wykonanie produktu jest fatalne. Już pomijam kilka literówek, które udało mi się wytropić, ale jak można wydać książkę, w której część stron jest wydrukowana normalnie, a część wygląda tak, jakby tusz był na wykończeniu? Jeszcze żeby był to pojedynczy incydent, ale w sumie zajmuje to kilkadziesiąt stron. Ba, niejednokrotnie natknąłem się na miejsca, w których pojedyncze litery czy wyrazy były w porównaniu do reszty pogrubione, a mistrzostwo świata stanowi dla mnie fakt, że trzy kartki, na które składają się strony od 205 do 210, są z dołu bardziej przycięte i mniejsze od reszty. Nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że to jakieś przykre zrządzenie losu i leżące na półkach sklepów oraz księgarni książki są "normalne", bo to, co trzymam w rękach, normalne nie jest.
Zbliżając się wielkimi krokami ku końcowi, zaznaczę, że oceniam tę książkę wyłącznie pod kątem tego, co wnosi ona do cyklu i co gwarantuje miłośnikom "Kronik Wardstone", a że Joseph Delaney stanął na wysokości zadania i napisał ciekawą lekturę, śmiało zachęcam was do jej przeczytania. "Krew stracharza" to nie tylko obowiązkowa pozycja dla wszystkich fanów twórczości Brytyjczyka, którą trzeba przeczytać z przymusu, ale powieść gwarantująca dużo frajdy i radości. Mnie nie pozostaje nic innego, jak z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego tomu.
Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz