Licealiści myślą pewnie – "cholerni studenci, mają jeszcze wakacje, a my już do szkoły". Mylicie się! Wrzesień to czarny miesiąc na uczelni dla tych, którzy zostali pojmani przez wrogie wojska podczas czerwcowych bitew. Teraz muszą uciec z akademickich sal tortur, by w październiku móc spotkać swoich kompanów, którzy mieli więcej szczęścia.
Na szczęście, tym razem byłem jednym ze szczęśliwców, ale mimo to wrzesień nie oznacza dla mnie laby. Niestety, wymagane praktyki zżerają masę czasu, chociaż niewiele dają mi pod względem naukowym, ale niedawno poznany przepi p. Marzeny na tartę też się przyda! Dlatego też cieszę się, że znalazłem chwilę, by podzielić się moją recenzją "Sagi o Rubieżach", Argentynki Liliany Bodoc.
PS. Prawdziwi szczęśliwcy to tegoroczni maturzyści z mega-wakacjami. Ale niech wiedzą, że szczęście ma swój kres!
Globalizacja, przenikająca coraz więcej aspektów naszego życia, spowodowała, iż również, o zgrozo, wymyślone światy, będące efektem unikalnej dla każdego wyobraźni, zlały się w podobne do siebie twory, kalki, kopie. Przez co od dłuższego czasu trawi mnie poczucie wtórności, marnego naśladownictwa oraz zaniku inwencji twórczej. Dlatego też zaintrygował mnie pierwszy tom "Sagi o Rubieżach" Liliany Bodoc i jej argentyńska wizja fantastycznego świata.
Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Czytaj dalej...