Zawsze oceniając daną rzecz, niezależnie czy chodzi o grę, książkę czy film, staram się, aby moja recenzja była jak najbardziej obiektywna. Dlatego właśnie podchodzę do każdego produktu z obojętnym nastawieniem, co pozwala mi na dokładne zweryfikowanie jakości i odpowiedzenie sobie na pytanie: "czy warto?". Jednak w przypadku "Legendy Kella", autorstwa Andy'ego Remica, moje podejście było nieco inne. Spowodowane to było faktem, iż książka ta jest samym początkiem trylogii "Kronik Mechanicznych Wampirów", co od razu obudziło we mnie skrajnie sprzeczne uczucia i skojarzenia, związane z zupełnie nieudaną opowieścią Jeamienie Frost pt. "W Grobie", oraz debiutancką powieścią "Dziwna sprawa Skaczącego Jacka" Marka Hoddera, która bardzo mi się spodobała. Zatem czy warto sięgnąć po "Legendę Kella"?
Patrząc przez pryzmat wcześniej wspomnianych pozycji, byłem ciekaw, z jakim światem przedstawionym się spotkam. Już praktycznie na samym początku okazuje się, że nie jest on pod żadnym aspektem podobny do tych, jakie poznałem we wcześniej wymienionych przeze mnie książkach. Autor przenosi czytelnika do fantastycznej krainy Falanoru, gdzie rządy sprawują sprawiedliwi ludzie. Bohaterem opowieści jest tytułowy Kell, będący utytułowanym mężczyzną w sędziwym wieku. We wcześniejszych latach swojego życia był on walecznym wojownikiem, odnoszącym same spektakularne sukcesy, które przyniosły mu dużą sławę, a jego imię było na ustach wszystkich obywateli Falanoru. Pomimo faktu, iż lata świetności Kell ma dawno za sobą, wielu ludzi darzy go wielkim szacunkiem. Jednak bohater nie narzeka na nadmiar prywatności, gdyż jego specyficzny, dość konserwatywny charakter spowodował, że obecnie kontaktuje się tylko ze swoją wnuczką Nienną, która jest wierną fanką swojego dziadka.
Spokój mężczyzny zostaje szybko zaburzony za sprawą nadejścia zimy i zarazem niespodziewanego ataku z północy śmiercionośnej Armii Żelaza, siejącej zniszczenie wszędzie, gdzie się zjawi. Początkowo przeciwnik nie stanowi zagrożenia, jednakże w mgnieniu oka czyni z życia obywateli piekło, a dowodzący tą potęgą Generał Graal pragnie tylko upadku Falanoru. Okazuje się, że jedynym ratunkiem dla gatunku ludzkiego jest nieustraszony Kell, stawiający dzielny opór, pomimo swojej dyspozycji. Podczas nerwowej wędrówki bohatera do króla, poznaje Saarka – złodziejaszka, żyjącego z rabunków i ciągłych romansów z bogatymi kochankami. Początkowo ich relacje nie należą do przyjacielskich, co jest spowodowane innymi spojrzeniami na świat, ale wspólny cel czyni z nich zgrany duet, niebojący się wielkiej armii Żniwiarzy, będącej mechanicznymi wampirami, żywiącymi się krwią.
Jakby tego było mało, Remic opowiada także o kobiecie imieniem Anukis, która jest Vaszynem, czyli mechanicznym wampirem. Jej losy nie są usłane różami, ponieważ ludzie nienawidzą jej za niecodzienną moc – regenerację. Jak się później okazuje, Anukis została stworzona przez Wielkiego Zegarmistrza imieniem Kradek-ka, twórcę rasy Vaszynów. Wampirzyca postanawia za wszelką cenę odnaleźć ojca, by poznać prawdę o swoim istnieniu. Jednak jest to cel trudny do osiągnięcia, gdyż inni Zegarmistrzowie nie chcą do tego dopuścić, stosując na niej bolesne tortury, a Vashell – wielka miłość Anukis – staje się jej największym wrogiem.
Jak sami widzicie, akcji temu tytułowi nie brakuje, lecz ilość wątków może budzić niepokój, a zarazem pytanie: "czy wszystkie są ciekawe i interesujące"? Odpowiadam bez cienia wątpliwości – jak najbardziej. Już po przeczytaniu prologu, ukazującego nadchodzącą armię Żniwiarzy, wiedziałem, że tylko cud może powstrzymać ten tytuł od bycia dobrą książką. Autora należy pochwalić za sposób, w jaki opowiada całą historię. Nadaje praktycznie każdej scenie tajemniczy nastrój, co czyni powieść jeszcze bardziej wciągającą. Autora należy także pochwalić za tempo akcji. Jest to o tyle ważne, gdyż bez poświęcenia temu elementowi uwagi historia drastycznie traci na wartości, a cała powieść staje się nijaka i miałka. Remic nie ma z tym żadnych problemów, co skutkuje spójnymi i interesującymi scenami.
Z tyłu książki dowiadujemy się, że "Legenda Kella" nie jest debiutanckim dziełem Brytyjczyka, a on sam uprawia pisarskie rzemiosło od kilku lat. Siła jego wszystkich powieści tkwi w emocjonujących walkach, dzięki którym stał się jednym z najlepszych pisarzy z gatunku "Military Fiction" w swoim kraju. Remic w przypadku "Legendy Kella" nie uczynił wyjątku. I bardzo dobrze, ponieważ sceny batalistyczne są niewątpliwie najlepszą stroną książki, dzięki czemu polecam tę książkę z przyjemnością. Można w nich dostrzec wielki potencjał autora – każda potyczka emanuje szczegółowością. Szczerze powiedziawszy, dawno nie czytałem tak dobrych scen walki! Jednak nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć o relacji bohatera z Ilianną – toporem potrafiącym przemawiać w myślach Kella. Przypomniało mi to o Lirarcorze z "Baldur's Gate 2". Kell czuje strach, a zarazem pożądanie do wyjątkowej Ilianny, bo w orężu drzemie ukryta moc, która potrafi uczynić z właściciela wielkiego herosa kosztem nieopanowanego szału. Relacja między wojownikiem a bronią, choć zauważalnie gorsza ze względu na niewyjaśnioną przeszłość, również dodaje uroku "Legendzie Kella".
Zastanówcie się, czym byłaby wasza ulubiona pozycja bez wyrazistych i wyjątkowych bohaterów. Z pewnością niczym. Andy Remic nie zapomniał o tym i wykreował postacie całkowicie odmienne. Szczególnie spodobał mi się Kell i jego konserwatywne, jednakże ciekawe spojrzenie na świat. Również Saark, pomimo początkowego cwaniactwa i chciwości, przypadł mi do gustu, za sprawą tajemniczej przeszłości. Na szczęście autor nie skupił się tylko na postaciach pierwszoplanowych. Idealnym przykładem jest wątek Anukis, nie będący w ogóle związany z perypetiami głównych bohaterów. Początkowo jednak zastanawiałem się, po co autor zdecydował się włączyć ją do historii. Brytyjczyk w bardzo dokładny sposób ukazał cierpienie i odrzucenie kobiety przez kulturę Mechanicznych Wampirów. Zdziwiła mnie tylko jej naiwność w stosunku do ukochanego, chociaż jak wiadomo, miłość jest ślepa. Także postać króla Falanoru czy córki Kella, choć pozornie nieistotne, znacząco urozmaicają historię.
Zapewne kiedy otworzyłeś stronę z tą recenzją, od razu przewinąłeś na dół, aby zobaczyć moją końcową ocenę. Teraz dziwi cię, dlaczego jest ona tak niska, pomimo licznych zalet? Od początku odrzucał mnie świat przedstawiony, który jest najwidoczniej piętą achillesową Remica. Autor wszelkie scenerie ukazał zbyt ogólnie, przez co miałem problemy ze zweryfikowaniem tego, gdzie bohaterowie się obecnie znajdują. Lecz ten mankament jest niczym w porównaniu do tego, iż "Legenda Kella" to powieść niezbyt innowacyjna. Czytając łatwo doszukać się prostych schematów, przez co akcja, chociaż dynamiczna, stawała się dość przewidywalna. Często podczas lektury mówiłem sobie, że "to już było", a ten fakt zniechęcał mnie do dalszej lektury.
Jakiś czas temu spotkałem się z twierdzeniem, że Fabryka Słów traktuje każdą powieść osobno pod względem wydania. Teza ta początkowo wydała mi się całkiem trafna, jednak odkładając "Legendę Kella" na półkę zauważyłem spore podobieństwo do powieści Marka Hoddera, o której wspominałem wcześniej. Największą jej wadą jest niewątpliwie boczna okładka, bardzo podatna na zagięcia. Cała reszta prezentuje niezły poziom. Ilustracja na okładce, choć "pożyczona" z pierwowzoru, cieszy oko.
Czas na podsumowanie mojej obszernej recenzji. Nie wszystko jest tu idealne, aczkolwiek nie żałuję żadnej minuty spędzonej nad "Legendą Kella" Andy'ego Remica. To kawał dobrej fantastyki i pomimo wad, osiem "kostek" w dziesięciopunktowej skali jest w pełni zasłużone. Polecam tę powieść, szczególnie, że rok szkolny się zaczął.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz