Wydawało się, że w drugim tomie "Bękartów z Południa" akcja pójdzie mocno do przodu – bo choć na jej tempo w poprzedniej odsłonie nie można było narzekać, to przedstawiona historia, jak się okazało, była zaledwie wprowadzeniem do czegoś więcej. To "więcej" wciąż nie zostaje jednak zaprezentowane, zamiast tego mamy okazję zapoznać się z największym sukinsynem Południa – Eulessem Bossem, rządzącym hrabstwem Craw.
"Bękarty z Południa" nie są lekką, przyjazną serią. To mocna i brutalna lektura, więc jeśli wulgaryzmy, sceny przemocy i niemoralnie postępujące postacie to dla was za dużo, lepiej skreślcie komiks Jasona Aarona i Jasona Latoura z listy "do przeczytania". Chociaż nie powiedziałbym, że jakieś momenty wywołują niesmak (aczkolwiek przewija się orgia... alkoholików?), to stworzony obraz pozostaje tak samo brzydki jak w pierwszym tomie. Tyle że ta "brzydota", zarówno wizualna jak i poszczególnych charakterów, właśnie przyciąga.
Jednym zdaniem – realia się nie zmieniły. Pozostajemy w hrabstwie Craw, gdzie władzę sprawuje trener Boss, a ludzie żyją kolejnymi meczami futbolu. Sport pełni bardzo istotną rolę, ponieważ jest najważniejszy dla antagonisty komiksu – a to właśnie na nim skupili się twórcy. Na przemian śledzimy retrospekcje i wydarzenia aktualne, ale przewagę mają te pierwsze. Dzięki ukazywaniu przeszłości poznajemy motywacje Bossa oraz jego drogę z pogardzanego chłopaka, syna zakały hrabstwa i prawdopodobnie prostytutki, do despotycznego włodarza. Tym samym postać nabiera groźniejszego wyrazu i możemy lepiej zrozumieć jej postępowanie. Czy ktoś zdoła położyć kres jej panowaniu? Tego dowiemy się w kolejnych częściach.