Istnieli albo nie istnieli.
Na wyspie albo nie na wyspie.
Ocean albo nie ocean
połknął ich albo nie.
Vitanee: Bul bul bul, Noire gdzie jesteś, bul bul? Gdzie my się znalazłyśmy? Tam, przy rafie koralowej się coś świeci, popłyńmy w tamtą stronę!
Noire Panthere: Chyba muszę wziąć z tobą rozwód! Znaczy, eee, wyprowadzić się i zabrać lwią część księgozbioru. Dopiero co ratowałam ci skórę wyciągając ją z wody, to znów w niej jestem. I kto mi teraz to futro będzie suszył i czesał?!
V: Oj no, nie moja wina, że w czasie twojego nurkowania podmieniono jeża. Na świstoklik! I teraz proszę, jesteśmy pod wodą, a to miasto przed nami to chyba Atlantyda. Trza było jeża pilnować!
N: Komu to mówisz?! Sama sobie jeża pilnuj, ja tam jeżowego towarzystwa mam dość, bo ileż można na te kolce uważać?! Jeszcze mi się w łapy powbijają! I zaraz, hej, moment. Atlantyda? TO miasto...? Hm, może jednak nie będzie tak źle...
Atlantis. Po raz pierwszy opisane przez Platona miasto pod wodą. Zatopione. A jednak istnieje i ma się dobrze. Tu rybki ławicą przepływają, tam jakiś konik morski dziubie trawę, podwodną oczywiście, kałamarnica leniwie wymachuje macką, a żółwie grają w bilard. No żyć, nie umierać. Szkoda tylko, że pod wodą...
V: Hmm, z tego co pamiętam, to Atlantydyjczykowie, czy jak im tam, o, Atlantydzi są do nas przyjaźnie nastawieni. Ba, nawet traktują przybyszów z kosmosu, znaczy, te, z powierzchni planety jak bogów! Chodź, sprawdźmy, czy łatwo być bogiem...
N: Prędzej Atlantydczycy. Nie wiem, co to za łamańce językowe wymyślasz... I co to za sprawdzanie? Oczywiście, że łatwo, wystarczy, że spojrzysz na mnie ziew Albo na Ba'ala, choć ten to raczej łatwo nie miał... No ale nie był kotem.
V: Wpływając do miasta Dlaczego oni wszyscy mają białe włosy? Myślisz, że to potomkowie Geralta? Wydawało mi się, że był bezpłodny... Chyba muszę jeszcze raz sięgnąć po Miecz przeznaczenia, albo Krew elfów. Szukaj gdzieś zamku. Jako czarodziejce winni mi są wikt i opierunek.
N: Ee, na pewno nie jego, chyba że sobie radośnie pobrykał, zanim go zmutowali. Szlag, czuję się za bardzo odsłonięta, wszędzie jasno, biało, a ja tu taka czarna plama, idealny cel do ustrzelenia. Skandal. Jak już, to pieski powinny wystawiać się na cel, nie ja!
V: Dobra. Lepiej mi powiedz dlaczego tamten gość karmi kruki. WIDZISZ?! PODWODNE KRUKI. Czego to te młode cywilizacje nie wymyślą... O, a tu posąg jakiegoś przystojniachy. Takiego to bym nie wyrzuciła z... ee znaczy na randkę chętnie bym się z nim wybrała.
N: Eee... no cóż, nie da się ukryć, że jest to pewna... niezgodność, podobnie jak to, że w najlepsze możemy rozmawiać. I oddychać. Pod wodą. Właściwie ciekawe, czy mają tu jakąś bibliotekę? Zdobyć coś z ich zbiorów – a to byłby rarytas!
V: To oni nie zatrzymali się na etapie glinianych tabliczek? Takie tomicho, jakich pełno w domu, byłoby lekko... ciężkie. A co byś chciała wziąć takiego?
N: Nie znasz się. Co bym chciała? Hm, może po prostu pierwszą księgę? Ciekawe, co też w niej się znajduje.
Czy było komu kogoś słuchać kogo?
Czy było komu walczyć z kim?
Działo się wszystko albo nic
tam albo nie tam.
V: Pewnie glony. Mnie zastanawia, w jaki sposób oni tu rozpalają ognicha. I dlaczego ten ogień nie parzy. Patrz Pantero, jestem w ogniu. Znudziło mi się tu. Może znajdziemy jeża, znaczy ten, świstoklik i wrócimy do domu?
N: Dobry pomysł. Od zbyt długiego przebywania w wodzie jakieś infekcje można podłapać czy tam przeziębienia. Tylko gdzie znajdziemy ten świstoklik? Hmmm. Może pod tym pomnikiem siedmiu smoków?
V: Czyli podsumowując, uciekłam do Hogwartu tylko po to, żebyś odszukała mnie tam z jeżem, który okazał się być świstoklikiem, przeniósł nas do Atlantydy tylko po to żebym zrozumiała, że chcę do domu? Hm.
N: Hm. Na to wychodzi. Nie, żebym w ogóle miała zamiar zabierać ciebie do tego miasta grzechu, bo za niewinność to na pewno nie zostało zalane. W każdym razie, brawo. Tak, chcesz do domu. I mam nadzieję, że więcej nie zechcesz tak niecnie uciekać!
V: Patrz, tam płynie jeż. Wait, coś tu nie pasuje, a, no tak, płynie... Mniejsza. Łap go i wracajmy do domu. Pewnie za nami tęsknią. Jak zwykle.
Jak na złość, jeż nie chciał dać się złapać. Slalomy, ósemki, wolty... Cóż to się działo! Pół biedy, gdyby dziewczyny nie miały całkiem sporej publiczności... A tak, cóż, całkiem sporo wstydu można było się najeść, bo kto to widział, nie móc złapać takiego niepozornego jeżyka?! Aż w końcu... ale to już temat na zupełnie inną historię.
Na skróty:
Komentarze
Dodaj komentarz