"Powrót do Ostagaru" daje nam szansę na tytułowy powrót do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, poznaliśmy większą część ważniejszych postaci i byliśmy świadkami istotnych wydarzeń, które miały duży wpływ na historię Fereldenu. Chociaż chęć zemsty może być silnym motorem napędowym do ponownego odwiedzenia murów twierdzy, to ważniejszym powodem, by to zrobić, jest oddanie szacunku tym, którzy polegli, broniąc swego królestwa.
Wszystko rozpoczyna się od wieści o rzekomym uciekinierze spod Ostagaru. Jak się później okazuje, posiada on kilka ciekawych informacji na temat ważnych dokumentów króla Cailana, wciąż znajdujących się w monarszym namiocie. Jako pełnoprawny Szary Strażnik, oczywiście nie wypada pozwolić, by Mroczne Pomioty położyły swe ohydne szpony na własności królestwa, więc niezwłocznie udajemy się do ruin warowni.
Dane nam będzie nie tylko odwiedzić rumowisko samej twierdzy, ale również Wieżę Ishal oraz podziemne korytarze ciągnące się pod wzgórzem. Niestety wielkość wszystkich lokacji nie jest satysfakcjonująca. Bazują one głównie na systemie irytujących labiryntów i lawirowaniu pomiędzy zawalonymi murami oraz belkami nośnymi. Jak można było się spodziewać, cały obszar obfituje w zastępy Hurloków i Genloków wszelakiej maści. Uświadczyć można nawet obecność kilku elitarnych osobników oraz pojedynczego Ogra – tego samego, który zabił nadzieję Fereldenu, kierującego się marzeniami o rycerskim życiu króla Cailana oraz naszego mentora, Duncana. Z nim samym powiązane jest jedyne osiągnięcie wprowadzone przez ten dodatek. Jest on również głównym oponentem w tym DLC, wraz z Genlokiem Nekromantą, i, mówiąc szczerze, nie należy do najtwardszych przeciwników. Zdolna drużyna jest w stanie pokonać go w kilka minut. Z tego powodu pozostaje pewien niesmak, gdyż "Powrót do Ostagaru" jest w dużej mierze skupiony na sferze walki, więc oczekiwałem, że finalna potyczka będzie o wiele bardziej spektakularna, a przynajmniej wymagająca kilku, kilkunastu mikstur uzdrawiających i lyrium. Niestety okazuje się, że było to marzenie ściętej głowy.
Pośród kolejnych trucheł demonicznych pomiotów natknąć można się głównie na pomniejsze skarby i mało znaczące żelastwo, lecz mamy również okazję zerknąć do wnętrza intrygującej skrzyni magów. Na szczęście można natrafić na potężniejsze przedmioty dla każdej z klas, przez co nie da się odczuć pominięcia. Chociaż nic z tych rzeczy nie przebije tego, co możemy znaleźć u konkretnych kupców lub pośród skarbów w dalszych przygodach, to przywdzianie zbroi samego króla i dzierżenie broni Duncana jest pewnym smaczkiem, który cieszy zarówno oko, jak i wewnętrzną próżność.
Aspekt fabularny w "Dragon Age: Początek" stoi na wysokim poziomie, lecz sam dodatek nie wprowadza prawie nic nowego do historii, prócz malutkiego wątku monarchy Fereldenu. Dialogów jest tu jak na lekarstwo. Warto ze sobą zabrać wyłącznie Wynne, Alistaira, Mabari oraz Loghaina, gdyż to oni są powiązani z tym miejscem i nie omieszkają podzielić się z nami swoimi przemyśleniami. Szczególnie zabawne są dialogi pomiędzy czarodziejką a młodym rycerzem. W pewnym momencie nawet lekko ocierają się o flirt. DLC daje również możliwość zwerbowania do drużyny psa, jeżeli nie zrobiło się tego wcześniej, a przecież warto mieć przy sobie tak wiernego towarzysza.
Bez żadnych konsekwencji można stwierdzić, że to DLC nie polega na podziwianiu pięknych widoków bądź emocjonalnym podejściu do wydarzeń sprzed kilku dni. Główną ideą jest rozbijanie kolejnych czaszek, zbieranie łupów oraz nabijanie poziomu doświadczenia. Od momentu wkroczenia w obręb ruin aż do ich opuszczenia jest się w ciągłym ogniu walki. Gdy nie jesteśmy w boju, przygotowujemy się do kolejnego starcia albo decydujemy na założenie przedmiotu A bądź B.
Przebycie wszystkich lokacji, wybicie rzeszy wrogów i zmierzenie się z Ogrem zajmuje raptusom ok. 30 minut, a tym bardziej powolnym może godzinę. To niewiele, bardzo niewiele. Rozumiem, że cena rozszerzenia (400 pkt. = 15 zł) nie jest zbyt wygórowana, lecz jednocześnie nie jest adekwatna do zawartości i renomy, jaką posiada BioWare. Na pewno studio mogło się jeszcze trochę bardziej postarać, by podciągnąć wątek fabularny, nawet jeżeli podwyższyłoby to koszta o te kilka złotych, bo naprawdę warto.
"Powrót do Ostagaru" nie wprowadza nic rewolucyjnego do świata "Dragon Age: Początek", w przeciwieństwie do późniejszych DLC. Nie sugeruję, że jest to nieudany projekt, ale z pewnością mógłby być lepszy, obfitować w więcej treści i wydarzeń, które miałyby wpływ, przynajmniej w małym stopniu, na główny wątek. Jest to po prostu hack&slash w starym dobrym stylu, gdzie nie liczy się sposób wchodzenia przez drzwi, tylko impet, z jakim roztrzaska się zawiasy. Zdecydowanie można stwierdzić, że "Powrót do Ostagaru" jest przeznaczony dla niskopoziomowych postaci, które nie zagłębiły się jeszcze w fabularne wątki, a najlepiej gdyby dopiero opuszczały Lothering, gdyż wtedy w pełni wykorzystają potencjał przedmiotów i zaznają trudności w walce.
Plusy
- Dobry ekwipunek dla niskopoziomowych postaci
- Możliwość zwerbowania Mabari
- Ciekawe dialogi konkretnych towarzyszy
Minusy
- Krótki czas rozgrywki
- Niewiele wnosi do głównego wątku
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz