Dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego Rebis mamy dziś dla was kolejną recenzję książki, tym razem "Smoczych Kości". Autorem recenzji jest Rangramil. Korzystając z okazji informuję również o starcie konkursu związanego z tą pozycją – do wygrania 5 egzemplarzy. Zapraszam do czytania recenzji i udziału w konkursie!
Zacznijmy od tego, od czego prawie wszyscy zaczynają książkę – okładki. Muszę przyznać, że jest całkiem ładna, utrzymana w odcieniach brązu i złota, a wszelkie litery, z których składają się tytuł i nazwiska twórców, wytłoczono, więc książkę z przyjemnością bierze się do ręki. Jak w niewielu dziełach, które miałem okazję czytać, grafika jest powiązana z treścią. Patrzę i od razu wiem, że będzie o smokach i morzu.
Trochę gorzej sprawa ma się z tyłu, gdzie też jakiś niezależny publicysta ładuje coś od siebie, podkreślając ciekawe elementy i zdradzając co nieco z fabuły, byle tylko czytelnikowi włączyły się ślinianki. Jest w tym jakiś cel – jak obślinisz książkę w księgarni, musisz ją kupić. Jednak już po kilku stronach lektury dostrzegam spory błąd – mianowicie, przekręcone zostaje imię głównego boga bohatera. Niby nic, nie przekłamuje to fabuły, ale wywołuje refleksję: piszący czytał tę książkę czy tylko o niej słyszał?
Trudno, jakiś gryzipiórek walnął się, to nie przekreśla przecież książki? No nie, ona sama to robi. Z konsternacją przypominam sobie, że już czytałem książki tego tandemu. W końcu Margaret Weis i Tracy Hickman są autorami serii Dragonlance i trylogii Miecz mroku. Doskonale pamiętam, że ci autorzy mieli wielką wyobraźnię i z łatwością porywali mnie tworzonymi przez siebie światami. Niestety nie mogłem tego samego powiedzieć o stylu narracji i fabule. Tak jest i tutaj. "Smocze kości", pierwszy tom z nowego cyklu "Dragonships", przede wszystkim nie powalają akcją. Fakt, jak zwykle dostajemy barwne tło, wypełnione dziesiątkami legend i miejsc z nimi związanych, ale... Dobra, zacznijmy od początku.
Czytaj dalej...