„Z mgły zrodzony” to kolejny tytuł wszystkim dobrze znanego pisarza, Brandona Sandersona. Powieść jest jednym z najwcześniejszych dzieł laureata nagrody Hugo. Została napisana w 2006 roku, jako druga w dorobku autora, podczas gdy jego najbardziej znany cykl, "Archiwum Burzowego Światła", ukazał się cztery lata później. I to ma znaczenie, ponieważ między seriami jest ogromna różnica.
Ostatni Imperator jest nazywany „Skrawkiem Nieskończoności” – częścią samego Boga, kawałkiem Jego świadomości. Jest nieśmiertelny, ale – co zaskakujące – wcale nie nieomylny. Od tysiąca lat uciska skaa, czyli najbiedniejszą grupę społeczną, a swoje rządy opiera na arystokracji. Tłamsi wszelkie rebelie za pośrednictwem Inkwizytorów, a przy pomocy Zakonu sprawuje kontrolę nad prawie każdym aspektem życia społecznego.
Brandon Sanderson stał się jednym z moich ulubionych pisarzy właśnie za sprawą cyklu „Archiwum Burzowego Światła”. Znakomita seria (na razie dwutomowa) została oceniona przez mojego redakcyjnego kolegę, jak również przeze mnie, na 10 – i w pełni na to zasługiwała. Podchodziłem do „Z mgły zrodzonego” z takim samym entuzjazmem i nie zawiodłem się, choć nie dostałem dokładnie tego, czego naprawdę oczekiwałem.
Nie twierdzę, że książka jest słaba, wręcz przeciwnie, ale w porównaniu z „Archiwum” po prostu musi ustąpić. Przez te kilka lat, które dzieliły tworzenie obu tytułów, Sanderson doskonalił pisarski styl, czego efektem są dziewięciusetstronicowe tomy. Natomiast w „Zrodzonym” można dostrzec nieścisłości i nierealistyczne sytuacje, na przykład: Zrodzeni z mgły bardzo rzadko się rodzą, ale gdy prosta dziewczyna ze slumsów odkrywa w sobie tę moc, nikt nie jest zdziwiony! Wszyscy przyjmują to ze spokojem, tak samo jak to, że ta sama prosta dziewczyna zabija – wtedy również nikomu nie drgnie powieka.
Można też zauważyć, że Sanderson doskonalił swój warsztat w trakcie pisania recenzowanej pozycji! Jej końcowa część jest o wiele lepsza niż początkowa, nie wspominając o niesamowicie zaskakującym i otwartym zakończeniu, pozostawiającym czytelnika w ogromnym podekscytowaniu. To pozwala sądzić, że autor przygotował jeszcze niejedną niespodziankę, którą – mam nadzieję – może zaskoczyć.
Powieść czyta się lekko i przyjemnie – chociaż brak tutaj filozoficznych oraz moralnych rozważań, które tak bardzo ceniłem w „Archiwum”, to książka nie traci na tym wiele, gdyż jest wypełniona innymi zaletami – czytelnik dostaje chociażby więcej scen walk, które naprawdę zapierają dech w piersiach. Dlatego warto przemyśleć, czego się szuka, zanim podejmie się lekturę.
Cieszę się, że swoją przygodę z Sandersonem zacząłem od „Archiwum” – stąd właśnie mnogość porównań obu tytułów. Niezapoznanym z twórczością autora polecam jednak zacząć chronologicznie, czyli najpierw od recenzowanej pozycji, a potem płynnie przejść do nowszych książek. Tych, którzy już znali pisarza, nie trzeba zachęcać – nazwisko mówi samo za siebie.
Zwykle pomijam ten element w recenzjach, bo zazwyczaj nie ma on znaczenia, ale tym razem muszę o nim wspomnieć: wydanie – już kolejne, moim zdaniem o wiele lepsze od poprzedniego – zostało wykonane perfekcyjnie. Wspaniała, tajemnicza, przyciągająca wzrok okładka bezsprzecznie zachwyca. Do tego strony zostały delikatnie, prawie niezauważalnie zagięte przy zszyciu, co powoduje, że egzemplarz nie będzie się składał w trakcie czytania. Z takim rozwiązaniem spotkałem się po raz pierwszy i muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczyło.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część, Sanderson nie pozostawił mi bowiem wyboru zakończeniem. Mam nadzieję, że „Studnia wstąpienia” okaże się równie dobra, a tymczasem polecam sięgnąć po „Zrodzonego z mgły” wszystkim fanom fantastyki, którzy mają ochotę jeszcze raz przeżyć epicką opowieść – na pewno nikt nie będzie zawiedziony.
Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz