Z mgły zrodzony

4 minuty czytania

Brandon Sanderson zadebiutował w 2005 roku książką "Elantris", którą przypadkowo kupiłem na lotnisku. Było to fantasy zupełnie inne niż to, do którego się przyzwyczaiłem. Bardziej zbliżone do przygód Robinsona Crusoe, niż do dzieł R.A. Salvatore'a (twórcy m.in. postaci Drizzta Do'Urdena), gdzie sceny walki potrafią ciągnąć się przez dwadzieścia stron. Znając już styl Sandersona, bez wahania sięgnąłem po jego następną książkę, „Z Mgły Zrodzony”, która okazała się być bardziej politycznym dramatem, niż zwykłą pozycją z gatunku fantasy.

Akcja rozgrywa się w Ostatnim Imperium, którym włada (uwaga!) Ostatni Imperator. Struktura społeczna jest tam dosyć prosta. Większość ludzi to skaa, czyli niewolnicy – tego książka w zasadzie nie wyjaśnia, nigdzie nie ma słowa o tym, że to po prostu ludzie, wręcz przeciwnie – czytając mamy ciągłe wrażenie, że jest to jakaś inna rasa, która czymś się wyróżnia. Resztę społeczeństwa stanowi szlachta oraz administracja. Najważniejsi są w niej inkwizytorzy, przerażające istoty, które zamiast oczu mają stalowe kolce i dysponują ogromną mocą.

To jednak nie wszystko, świat zdaje się być dosyć apokaliptyczny. Z nieba ciągle spada popiół, który niszczy plony. W nocy pojawia się mgła, wprawiająca ludzi w przerażenie. Sądzą oni, że czają się w niej upiory. Sanderson, podobnie jak w "Elantris", starannie przygotowuje swoje uniwersum – w książce jest nie tylko mapa, ale też słownik oraz opis mocy magicznych, do których dojdziemy za chwilę.

Najpierw jednak pora przedstawić naszych bohaterów. Autorowi udało się wykreować co najmniej dziesięć (jeśli nie więcej) wyrazistych postaci, których opisanie zajęłoby mi kilka stron, więc skupię się na dwojgu głównych. Pierwszą z nich jest Kielsier – złodziej, który odważył się okraść samego imperatora. Został złapany i wysłany do Czeluści – kopalni, w której niewolnicy wydobywają Atium, tajemniczy metal pozwalający na krótki czas przewidywać przyszłość. Drugą bohaterką jest żyjąca w szajce złodziejskiej Vin. Dziewczyna jest kompletnie nieświadoma drzemiących w niej magicznych umiejętności.

Skoro doszliśmy do magii, warto zauważyć, iż Sanderson wykreował jej własną odmianę – allomancję. Polega ona na spalaniu metali, takich jak miedź czy brąz, które dają specjalne moce. Dają one takie możliwości, jak chociażby odbijanie się od innych metali, dzięki czemu można prawie że latać, czy też wykrywanie innych, palących metal. Korzystanie z nich ma jednak swoje ograniczenia – nie każdy to potrafi, niektórzy mogą spalać tylko jeden metal – co czyni ich swojego rodzaju specjalistami, np. Zbir (tak się nazywa ta profesja) spala cynę z ołowiem, dzięki czemu jest niezwykle silny. Są również Mgliści, potrafiący spalić każdy metal, i tak się składa, że są nimi bohaterowie, których wcześniej wymieniłem. Samo spalanie polega na fizycznym spożyciu metalu, np. jego opiłków.

Przyszedł czas na małe wprowadzanie do fabuły. Nasi bohaterowie tworzą kilkunastoosobową drużynę, której celem jest obalenie Ostatniego Imperatora. Mają śmiały plan i wraz z rozwojem akcji, każda dotąd niemożliwa rzecz okazuje się możliwa – i wcale nie jest to wada! Sanderson w świetny sposób ukazuje nam tok wydarzeń, będący po prostu przekonującym. Oczywiście, bohaterowie robią czasami głupie rzeczy, które nie są jednak denerwujące. Czytając książkę, odnosimy wrażenie, że osobiście stajemy wobec wroga nie do pokonania, jednak z każdą kolejną stroną rośnie przekonanie, iż zwycięstwo jest możliwe do osiągnięcia.

Brandon Sanderson idzie nawet dalej, bo chociaż ta książka jest początkiem trylogii, to... sama w sobie jest trylogią. Stawia bohaterów w najgorszych możliwych sytuacjach i kiedy myślimy, że to już koniec, dostajemy kompletnie satysfakcjonujące rozwiązanie ich problemów. Powiem szczerze, gdybym miał zdradzić cokolwiek więcej, kompletnie zrujnowałbym wam przyjemność czytania tej książki. Jest to pozycja, która was naprawdę wciągnie i zagra na waszych emocjach, niczym Chopin na fortepianie.

Teraz pora na wady – trzeba się naprawdę czepiać, by je znaleźć. Przede wszystkim, książka się trochę dłuży, czasami po prostu chce się przeskoczyć kilka stron dalej, przejść do innego wątku. Niektóre postacie są lekko denerwujące. Omnipotencja głównego bohatera, Kielsiera, razi naiwnością, bo w niektóre wydarzenia nie sposób uwierzyć. Jednakże, pomimo tych wad, jest to świetna historia fantasy. Chociaż się staram, to naprawdę trudno jest mi znaleźć fabularne luki. Nawet zakończenie, które można by było uznać za przesadzone czy zbyt „hollywoodzkie”, niesie ze sobą poważne konsekwencje – nic nie jest czarno-białe ani proste.

Autor ma niezwykły talent do kreowania światów, jednak muszę powiedzieć, że nie wykracza on poza 700 stron tekstu. "Z Mgły Zrodzony" doczekał się dwóch kolejnych części – "Studni Wstąpienia" i "Bohatera Wieków". Niestety, są one nieporównywalnie gorsze. Niemniej jednak, tę książkę trzeba potraktować jako samodzielne dzieło, z genialną fabułą i niezwykłym uniwersum. Intryga w nim zawarta jest tak świetnie napisana, że nie sposób się od niej oderwać. Mam nadzieję, że kiedyś powstanie ekranizacja albo gra komputerowa, która odwzoruje to, co przedstawił nam Brandon Sanderson. Chociaż z drugiej strony, nie przeżyłbym sytuacji, w której zrobiono by jakiegoś komercyjnego gniota z czegoś pierwotnie tak dobrego.

Na zakończenie tej recenzji, muszę się przyznać, że nie udało mi się zdradzić wam nawet ułamka elementów fabuły czy świata, w którym rozgrywa się akcja „Z Mgły Zrodzonego”. Ta książka jest po prostu niesamowicie wielka, a stworzoną w niej rzeczywistość można by opisywać godzinami – nazwałbym ją zjawiskową, gdyby nie zakrawało to na przesadę. Obowiązkowa pozycja dla każdego fana fantasy!

Ocena Game Exe
9.5
Ocena użytkowników
9.5 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...