Babcia i dziadek. Chyba każdy traktuje ich jako symbol wszelkiego dobra i miłości. Babcia i dziadek to osoby, które pozwalają ci na wszystko to, czego zabraniają rodzice. Babcia i dziadek zawsze się martwią i troszczą o swego wnuczka, dbając, aby niczego mu nie brakowało. Będą dawali tobie jedzenie zawsze, nawet gdy powiesz „nie jestem głodny/a”. Ale co się stanie, gdy nie są tymi osobami, które znamy bądź pamiętamy?
Manoj Nelliyattu Shyamalan, czyli po prostu M. Night Shyamalan to reżyser, który jak mało kto wywołuje kontrowersje ze względu na swój dorobek filmowy – ale nie jak Uwe Boll, który zdaniem wielu robi po prostu słabe filmy. Jego największym dziełem, mówię o panu M. Night, jest jak dotąd „Szósty zmysł”. Tak, moi drodzy, ten sam film, o którym właśnie myślicie – z Brucem Willisem i młodziutkim wtedy Haleyem Joelem Osmentem. Na potwierdzenie tego, że jego karierę czeka świetlana przyszłość, na ekrany kin wyszły potem „Niezniszczalny”, „Znaki” oraz „Osada” (wszystkie sygnowane przez Filmweb jako thrillery). Były to filmy dobre, ale zdaniem wielu miały zbyt zawiłą fabułę, co sprawiało, że coraz częściej Shyamalan był postrzegany jako reżyser, który do końca nie wie, w jaki sposób przedstawić historię albo tworzy coś dziwnego. I wtedy zaczęły się schody, bo „Kobieta w błękitnej wodzie” czy „Ostatni Władca Wiatru” były tak słabymi filmami, że zostały zjedzone praktycznie żywcem, tak przez krytyków jak i widzów. Jego najnowsze dzieło miało nas zabrać z „wizytą” do pewnych dziadków i... zastanawiam się, czy M. Night Shyamalan przypadkiem nie przedstawił nam swego trudnego dzieciństwa, patrząc na to, w jaki sposób potrafi przekazać historię?
Dzieci potrafią zająć cały wolny czas, więc czasem trzeba się ich pozbyć, aby gdzieś wyjechać. Do takiego wniosku doszła Loretta Jamison (w tej roli Kathryn Hahn), matka dwójki prawie dorosłych dzieci, która postanowiła wyjechać na wakacje, a swe pociechy oddać pod opiekę dziadków, których nigdy wcześniej nie widzieli, a to za sprawą konfliktu córka-rodzice. Dzieciaki jednak widzą w tej wizycie plusy i zgadzają się na wyjazd, który postanawiają nagrać, aby uwiecznić ich pierwsze rodzinne spotkanie. Jednak to, co miało być miłym kilkudniowym wyjazdem do rodziny, zamienia się w serię dziwacznych wydarzeń, których szczyt następował w nocy. Czy ich zachowania można tłumaczyć starczym wiekiem, czy może dziadkowie nie są tymi, za których się podają?
Trzeba powiedzieć, że do tego filmu podchodziłem z pewnymi nadziejami i przyznam szczerze, że nie zawiodłem się, ale od początku. „Wizyta” jest typowym przykładem gatunku „found footage”, który w opinii wielu widzów jest już zbyt oklepanym stylem i najzwyczajniej w świecie przejadł się zarówno kinomaniakom jak i samym „krytykom”. Jednak ten styl sprawdza się tu wręcz idealnie. Wszystko wygląda przez to bardzo fajnie, a zaletą filmu są m.in. wywiady, jakie dzieci przeprowadzają ze swoimi dziadkami. Młodzież stara się wydobyć informacje na temat relacji, jakie ich łączą z mamą i nadaje to filmowi naturalności.
Kolejnym atutem filmu jest przedstawienie historii. Brak niepotrzebnych osób, które nic nie wnoszą do opowieści, a tylko „zaśmiecają” napisy końcowe. Świetnie spisali się główni aktorzy tego dzieła. Naprawdę trudno jest mieć zastrzeżenia do gry aktorskiej, bo wszyscy zdali egzamin na 5. Mam kłopoty z tym, kogo bardziej wyróżnić. Brawa należą się dla Shyamalana, który jest jednocześnie scenarzystą filmu, za wykreowanie, a może rozpisanie takich postaci. Mamy młodego Tylera (Ed Oxenbould), który marzy o karierze rapera, a wszystkie podejrzane dźwięki jest gotów sprawdzić tylko i wyłącznie, jeżeli jego siostra Becca jest w pobliżu. Co do starszej z rodzeństwa (Olivia DeJonge), to widać, że stara się kreować na tę „dorosłą” w młodocianym duecie, ale nie zawsze uda jej się ukryć prawdziwe uczucia. Świetnie zostali zagrani dziadkowie, którzy całkiem logicznie tłumaczyli swoje dziwaczne zachowania. Starczy wiek czy też choroby to jest w pewnym sensie norma, jeżeli chodzi o dziadków.
Wielki plus dla twórców za wykreowanie atmosfery strachu, niepewności i lęku, która sprawiała, że oglądanie filmu nie było zwyczajnym odbębnieniem 90 minut, ale z zaciekawieniem oczekiwało się kolejnych, nietypowych zachowań „Nana” i „Pop Popa” (określenia na babcię i dziadka w filmie). Duża też w tym zasługa scenerii – wiejski domek na odludziu dobrze wykonał rolę miejsca, gdzie niby jest spokojnie, ale to cisza przed burzą. Dodatkowo w trakcie oglądania widzimy, że reżyser co jakiś czas puszcza do nas oczko, chowając w kolejnych scenach nawiązania do „Jasia i Małgosi” czy też japońskiego „Ring”. Niby nic wielkiego, a cieszy.
Z pewnością film nie jest czymś wybitnym i nie kreuje czegoś nowego, jeżeli chodzi o horrory, ale jest bardzo porządnym dziełem. Mamy dobrze opowiedzianą historię, bohaterowie zachowują się logicznie (!) i z każdą kolejną sceną jesteśmy coraz bardziej ciekawi, jak to wszystko się dalej potoczy. Dużo zalet i nieliczne wady sprawiają, że dzieło zasługuje na to, aby się z nim bliżej zapoznać i docenić to, co zaserwował nam M. Night Shyamalan. Z pewnością jednak nie chciałbym się udać z „wizytą” do takich dziadków.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz