Lekturę nowej książki rozpocząłem w piątek i mniej więcej po tygodniu dotarłem na ostatnią stronę. To nieśpieszne tempo doskonale pasuje do "Wilczego tropu", bowiem trafiła mi się pozycja na swój sposób miła, niekonfliktowa, choć nad Wisłą melduje się po raz drugi. Cóż, musiałem zmierzyć się z zadaniem zrecenzowania pierwszego tomu serii, która pojawiła się na rynku w 2008 roku, a więc już jakiś czas temu. Nie od dziś wiadomo, że to właśnie czas jest jedyną siłą zdolną pokonać wszystko, stąd też postanowiłem sprawdzić, jak też "Wilczy trop" poradzi sobie w rękach dość leniwego czytelnika.
Początek całej historii Anny Latham pasuje jak ulał do bieżącej sytuacji na świecie, która nie maluje się w zbyt jaskrawych barwach. Wielokrotnie poniżana, gwałcona, okradana, wreszcie przemieniona wbrew swojej woli oraz skazana na kiepską pracę próbuje przetrwać w miejskiej dżungli Chicago. W stadzie wilków tego typu zachowania są rzadkością, zaś cała ta sytuacja jest przedstawiana Annie jako zupełnie normalna. Wszystko zmienia nagłówek w prasie odnośnie tajemniczego morderstwa oraz telefon do szefa wszystkich wilkołaków w Ameryce Północnej.