Załoga z problemami pod przywództwem młodego i ambitnego kapitana. Przygody, bitwy i abordaże. Bunty na statku. Spotkania z obcymi rasami. Szczypta technologicznego bełkotu. Charaktery postaci na podstawie znanych szablonów. Pragnienie wiktorii w imię Boga, honoru i ojczyzny. Tych elementów w książce „Wezwał nas honor” znajdziecie pod dostatkiem. Jak jednak powieść prezentuje się jako całość?
Oficer Max Robichaux za swoje zasługi i dokonania awansuje na kapitana kosmicznego okrętu noszącego nazwę „Cumberland”. Poprzedni dowódca statku pozostawił po sobie mnóstwo problemów, z którymi teraz Max musi się jak najszybciej zmierzyć. Szczególnie, że ma do wykonania ważną misję. Jego zadanie dotyczy patrolu w Wolnym Korytarzu, gdzie Krag, z którymi ludzkość prowadzi międzygwiezdną wojnę, kupują niezbędne materiały wojenne. Na szczęście Robichaux nie jest osamotniony – otrzymał kilku cennych i inteligentnych ludzi, mających pomóc mu w doprowadzeniu okrętu do optymalnego stanu oraz osiągnięciu celu.
Historia w „Wezwał nas honor” pełni niezbyt istotną rolę. Nie spodziewajcie się niczego nowego w militarnym s-f autorstwa Paula Honsingera. Pisarz nie próbuje odkryć Ameryki, za to opiera swoją powieść na popularnych dla tego typu tytułach elementach. Wystarczy, że bohater książki, Max Robichaux, budzi coś na kształt sympatii, aby czytelnik kibicował mu w jego staraniach. Wystarczy, że z chęcią balansuje na krawędzi ryzyka, więc jego przygody ekscytują i oferują niezłą rozrywkę dla wielbicieli gatunku. Wystarczy, że pozostałe postacie są bogate w szereg pozytywnych cech, w tym najważniejszą: kreatywność, dlatego radzą sobie w prawie każdej sytuacji i możemy wraz z nimi cieszyć się zwycięstwami. Ujmując to w skrócie: „Wezwał nas honor” nie wyróżnia się z tłumu, lecz trudno zarzucić mu coś poza przewidywalnym graniem na schematach.
Mimo że w gruncie rzeczy debiut Honsingera to militarne s-f, potyczki są pisane na tyle oszczędnym językiem, że byle laik powinien zrozumieć tekst. Oczywiście pojawia się charakterystyczny żargon żołnierski, lecz nie jest nawet w takim stopniu skomplikowany, żeby trzeba było zaglądać do słownika umieszczonego na końcu książki. Podobnie ma się z opisami i dialogami dotyczącymi technologii statku czy wykonywania nim jakichś manewrów. Wszystko jest czytelne i momentami banalnie wręcz proste. Wiem, że to nie ten sam kaliber, ale nawet niech nikt nie próbuje się zrażać do powieści osadzonych w przyszłości z kosmicznymi podróżami po „Ślepowidzeniu” czy „Ogrodach Księżyca”. Zdecydowanie łatwiejsze będzie rozpoczęcie przygody z gatunkiem s-f właśnie od „Wezwał nas honor”. Pytanie, co z wyjadaczami, którzy dzieła Petera Wattsa wciągają w kilka nocy?
Musicie sami odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo całość dodatkowo cierpi na niedostatek rozmachu. Rozwiązywanie problemów na statku trwa przez większą część książki i przebiega ono tak okrutnie schematyczne, że niektórzy mogą być znudzeni poziomem autora. Kreatywnością popisał się jedynie przy tworzeniu uniwersum. Co prawda wszyscy wiemy, kto jest dobry, a kto zły, nie zabraknie gadki o patriotyzmie, honorze czy Bogu, zaś postacie wręcz rzucają się w obronie tych wartości w otchłań śmierci... I ten idealny obraz żołnierzy nie niszczy nawet kilka egzekucji czy zdrad. Jednak to nie charakterystyka ludzkości, która wreszcie wyruszyła na podbój... Nie, skreśl. ...na pokojową eksplorację kosmosu (w końcu ludzie mają być tymi dobrymi, dlatego nie mogą wykazywać się agresywnością w stosunku do obcych) stanowi zaletę książki. A co? Jak zwykle: kosmici.
Paradoksalnie Honsinger nie od razu chwali się interesującym pomysłem na obcych. Początkowo można nawet dojść do wniosku, że wyróżniają się oni wyłącznie odmienną fizjonomią. Ot, łeb jakiś włochaty, do tego dziwny język, a czasem jeszcze wyższa technologia. Jednak jak się tak lepiej przyjrzeć, to myśli jak człowiek, kieruje się tymi samymi niskimi pobudkami i, jeśli za bardzo będziesz pyskował, z miłą chęcią strzeli ci w łeb. I gdzie ta aura tajemnicy? Przecież pisarz obdarł kosmitów ze wszystkiego, co najlepsze! Dopiero później wizja Honsingera nabiera więcej sensu i zaczyna intrygować. Pojawia się parę pytań egzystencjalnych i, kto wie, może w następnych tomach otrzymamy na nie satysfakcjonujące odpowiedzi.
Czyli tak: oczekujesz czegoś nowego, to spokojnie możesz wypisać „Wezwał nas honor” z listy książek do przeczytania, bo mimo jednej ciekawej idei, autor idzie po linii najmniejszego oporu, serwując przystępną, prostą i przewidywalną powieść. Osobiście nie odczuwałem żadnego przymusu „czytania dalej”, choć powiedzenie, że byłem znudzony, mijałoby się z prawdą. Po prostu jakoś się to czytało, czasami szybciej, czasami wolniej. Kilka żartów mnie rozbawiło, było parę lepszych momentów wybijających się z tego jednostajnie niezłego obrazu, ale po lekturze nie czuję się ani odrobinę bogatszy o poznanie nowej historii i bohaterów. Prawdopodobnie za rok nawet zapomnę, z jakiego powodu wybuchła wojna między Krag a ludźmi...
Dziękujemy wydawnictwu Drageus za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz