Nie tak całkiem dawno w Polsce ukazała się trzecia, a przy tym przedostatnia (nie, to jeszcze nie koniec), książka z serii „Siedem Królestw”, której autorką jest amerykańska pisarka – Cinda Williams Chima. „Tron Szarych Wilków”, bo o nim mowa, opowiada dalszą historię dwójki bohaterów – Hana Alistera oraz Raisy ana'Marianny – następczyni tronu królestwa Fells. Osoby, które przeczytały poprzednie części, bez wątpienia sięgną również i po tę, ale… zastanówmy się, czy aby na pewno warto to robić. A dlaczego nie? Dlatego, że w książce nie dzieje się praktycznie nic ciekawego. Całą fabułę można spokojnie streścić w trzydziestu słowach.
Jeśli chodzi o postacie, to widać znaczącą poprawę w stosunku do poprzedniej części, gdyż jest tu trochę mniej heroizmu bohaterów, ale z kolei zauważalny jest brak jakiegokolwiek “rusztowania” dla nich w postaci fabuły. Książka nie przypomina również powieści, które mają w zwyczaju wprowadzić czytelnika w nowe uniwersum, tak, żeby w kolejnych tomach akcja mogła się rozkręcić, gdyż jest to trzecia część, a tym samym, wiemy już wystarczająco dużo. To, co wydaje mi się, że otrzymałem, jest tak naprawdę pięciusetstronnicowym prologiem przed prawdziwym rozwinięciem książki.
Akcja tej części rozpoczyna się bezpośrednio po wydarzeniach z „Wygnanej Królowej”. Księżniczka Raisa jest ścigana. Szaleńczo próbuje wrócić do Fells, aby pogodzić się ze swoja matką, zanim całe królestwo podda się nikczemnemu wpływowi drania, jakim jest Wielki Mag Lord Gavan Bayar. Han natomiast jest na tropie Raisy, dalej nieświadomy tego, że dziewczyna, którą znał pod nazwiskiem Rebecca Morley, jest następczynią tronu. Kiedy prawda wychodzi na jaw, stawia to przyszłość ich związku pod znakiem zapytania.
Na życie Raisy czyha wiele niebezpieczeństw, podjęto kilka prób zamachów na jej życia, a Han niemal ginie. Mimo że autorka próbuje wprowadzić w fabułę nastroje "grozy", stanowczo jej to nie wychodzi. Czytelnikowi ciężko jest się przerazić i utwierdzić w przekonaniu, że któryś z bohaterów mógłby rzeczywiście zginąć. Ich podróż przejawia wszelkie rodzaje napięcia, ale wszystko to jest swego rodzaju zasłoną, z dużą ilością machania rękami, jako iż Raisa po raz kolejny staje przed ogromnym dylematem, którym jej życie uczuciowe. I nie, nie jest to już więcej trójkąt miłosny, lecz w pełni rozwinięty pięciokąt stałych, niespokojnych miłosnych rozmyślań.
Problemom sercowym Raisy autorka poświęca zdecydowanie za dużo miejsca, na czym cierpi fabuła oraz pozostali bohaterowie. Z punktu widzenia Raisy – przyszłej królowej – jest to wątek niewątpliwie istotny, jednak rozbudowanie go do tak monstrualnych rozmiarów szkodzi książce, gdyż co rusz jesteśmy zasypywani kolejnymi rozterkami bohaterki.
Myślę, że największym minusem "Tronu Szarych Wilków" jest to, że cała akcja rozgrywa się gdzieś z boku. Inne postacie przychodzą i informują Raisę oraz Hana o tym, co wydarzyło się gdzieś daleko, podczas gdy główni bohaterowie uwikłani są w miłość i politykę. Kiedy tylko pojawiają się jakieś okazję zaistnienia akcji i zwiększenia napięcia, są one zawzięcie spychane na bok. W pewnym momencie Raisa ma pozorną możliwość kontynuowania swojej podróży do domu albo ratowania swojego przyjaciela i wybiera ścieżkę, której koniec jest przewidywalny.
Pomimo olbrzymiej ilości wad, można być całkowicie pochłoniętym w świecie stworzonym przez autorkę. Cinda Williams Chima kreuje bardzo dynamiczne i żywe uniwersum. Lecz czy jest to wystarczający powód, aby kontynuować czytanie tej serii? Myślę, że sprawa ma się podobnie jak z „Wygnaną Królową”. Czytałeś i lubisz? Nie powinieneś się zawieść. Czytałeś i nie lubisz, nie kontynuuj.
Dziękujemy wydawnictwu Galeria Książki za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz