
Spółka ZeniMax Media w końcu zdecydowała się uczynić krok, który prędzej czy później spodziewał się ujrzeć każdy fan kultowej serii „The Elder Scrolls”. Tak jest, tym razem to nie ploteczki wyssane z brudnego palucha Todda Howarda lub anonimowe donosy australijskich branżowych czasopism, lecz całkowicie pewna wieść. Okładka czerwcowego wydania czasopisma „Game Informer” jest więcej niż wymowna.

Czy jestem podekscytowany? Raczej nie, bo po przeczytaniu wspomnianej zapowiedzi (upublicznić jej tutaj nie mogę z oczywistych względów, ale kto szuka, ten nie błądzi…), „The Elder Scrolls Online” prezentuje się jako typowe MMO oparte o świat fantasy, które nie wyróżnia się niczym wyjątkowym oprócz drobnych detali. Choć nie ukrywam, że ciekawi mnie, jak studio poradzi sobie samodzielnie z tytułem, którego różnorakich głupotek i braków, nie będą mogli załatać po premierze sami gracze. Koniec końców to scenie modderskiej firma zawdzięczała tak zadziwiającą żywotność swoich ostatnich tytułów, a gdy ten czynnik wypadnie z obiegu… Cóż, może być tak jak z „The Old Republic”, czyli po początkowym podnieceniu i zachłyśnięciu się światem gry, emocje będą pikować w dół, tak jak liczba subskrybentów.
Jednak pożyjemy, zobaczymy, obejrzymy pierwsze filmiki z rozgrywki, pogramy i dopiero wtedy sprawiedliwie osądzimy. Póki co, czas na garść informacji.