Raport mniejszości

4 minuty czytania

okładka, raport mniejszości

Wszyscy znajomi wiedzą, że od dawna jestem ogromnym fanem Philipa K. Dicka. Pisarz ujął mnie pod wieloma względami, między innymi ciągłym poddawaniem w wątpliwość realności naszej rzeczywistości oraz zadawaniu pytania "czy wszyscy jesteśmy ludźmi?". Nie da się ukryć, że na twórczość Amerykanina z pewnością wpłynęły jego liczne eksperymenty z narkotykami. Czytelnicy moich recenzji na pewno wiedzą już, że w 1974 roku do jego życia wtargnął Bóg, a przynajmniej ktoś, kogo Dick za niego uważał. Od tego momentu dzielił osobowość z Thomasem, chrześcijaninem prześladowanym przez Rzymian w I wieku naszej ery. Później wydarzenie to autor szczegółowo opisał w powieści "Valis", nadając sobie alias Koniolub Grubas. Jak można nie uznać kogoś takiego za fascynującego? Pisarz stworzył również sporo opowiadań – "Raport mniejszości" to już czwarty, przedostatni tom opowieści, powstałych – w tym wypadku – w latach 1954-1963.

Nie da się ukryć, że Rebis dobrze wybrał historię, która reklamuje tę księgę. "Raport mniejszości" Spielberga z Tomem Cruisem w roli głównej zapadł w pamięć nie tylko fanom kina science fiction. Nie ma co się dziwić – mimo małej objętości, materiał źródłowy jest naprawdę bogaty. Dick prezentuje nam świat przedstawiony, w którym praktycznie wyeliminowano poważne przestępstwa. Było to możliwe dzięki powstaniu Biura Prewencji Kryminalnej (BPK) i zatrudnieniu w niej trzech upośledzonych prekognitów, przepowiadających, kto być może za tydzień popełni na przykład morderstwo. Mnogość wątków oraz pytań, jakie stawia przed nami autor, mogłaby spokojnie wystarczyć na parę powieści albo filmów. Policjanci aresztują osoby, które de facto nie złamały prawa, więc obozy zapełniają się niedoszłymi kryminalistami. Czy faktycznie doszłoby do tego przestępstwa? Ciekawie zaczyna jednak robić się wtedy, gdy jasnowidze oskarżają szefa BPK, Johna Andertona, o możliwe przyszłe morderstwo. Zwrotów akcji tu nie brakuje, a zakończenie zadowoli największych malkontentów. Jak na Philipa K. Dicka przystało, akcja meandruje, wyrywając się logice i jest zupełnie nieprzewidywalna.

W zbiorze znajdują się także dwie opowieści, które przerodziły się w późniejszych latach w pełnokrwiste książki. Jedną z nich jest "Czas Wesołej Pat" – przedstawiona w niej historia traktuje o postapokaliptycznym świecie, gdzie dorośli zachowują się jak dzieci i vice versa. Farciarze, czyli osoby, które przetrwały wojnę jądrową, za jedyny cel życia obrali zabawę w tytułową Wesołą Pat – z marsjańskich zrzutów żywności i innych niezbędnych do przetrwania rzeczy wybierają tylko takie, które w jakikolwiek sposób przydadzą się do rozbudowy zestawu lalek. Tymczasem ich latorośle biegają po radioaktywnych terenach, polując na zmutowane zwierzęta i doskonaląc różne umiejętności. Ta niepozorna opowiastka z fascynującym zakończeniem przerodziła się parę lat później w tak niezwykłe dzieło, jak "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" – tam koloniści na Marsie używali narkotyków, aby przez chwilę stać się Perky Pat. Co ciekawe, cały ten pomysł powstał tylko dlatego, że córki Dicka bawiły się lalką Barbie i nieustannie chciały dokupywać do niej najróżniejsze gadżety.

raport mniejszości

Drugim opowiadaniem-prekursorem jest "Co mówią umarli". W tym tekście dowiadujemy się, że zmarł szanowany biznesmen, zajmujący się wieloma szemranymi sprawami, ale jednocześnie nieskąpiący grosza biednym ludziom. Przedsiębiorcę wkrótce po śmierci przewieziono do moratorium, gdzie miano go wskrzesić do stanu półżycia, dzięki czemu jeszcze przez jakiś czas, dopóki nie ustałyby jego fale mózgowe, mógłby kierować swoją firmą. Jak to bywa, coś idzie nie tak i mężczyzny nie udaje się ożywić. Fakt ten jednak zbiega się z przejęciem każdego medium na świecie – radia, telewizji, telefonów – przez tajemniczy głos, dochodzący gdzieś z głębokiego kosmosu. Wszystko wskazuje na to, że należy on do zmarłego biznesmena... Pisarz po raz kolejny bawi się w zadawanie pytania: "A co jeśli...". Historia jest bardzo ciekawa, ale trochę kuleje w niej zakończenie – być może to skłoniło Amerykanina do skonstruowania na jej kanwie mojej ulubionej powieści – "Ubika". Jeśli ją czytaliście, to ta opowieść też powinna przypaść wam do gustu.

W odróżnieniu od poprzednich trzech zbiorów, tutaj praktycznie każdy tekst bardzo mi się podobał. Widać, że Dick wyrobił sobie już swój styl – tym razem ramy czasowe, w których powstały opowiadania, są szersze, bowiem pisarz stopniowo przerzucał się na pisanie dłuższych form. To pozytywnie odbiło się na jego opowieściach. W tym tomie zaliczymy naprawdę niezłą przejażdżkę rollercoasterem. Przeczytać tu możecie o alternatywnych światach, dobrze punktujących polityczne realia, w których żył Amerykanin. Są kosmici, roboty, psionicy i podróże w czasie – słowem: wszystko, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Moją ulubioną historią jest tu "Na modłę Yancy'ego". Trafiamy tam na księżyc o nazwie Kalisto, którego ustrój według raportów komputera Federacji Dziewięciu Planet dryfuje w kierunku totalitaryzmu. Tak właściwie nie wiadomo nawet, dlaczego tak się dzieje, jedynie widać, że mieszkańcy stopniowo zaczynają się do siebie upodabniać. Federacja wysyła tam więc policjantów, aby zbadali ten stan rzeczy. Ta opowieść stanowi mistrzowską próbę pokazania, jak w nienachalny sposób można sterować społeczeństwem – zdecydowanie polecam!

raport mniejszości

Ciekawostkę tego zbioru stanowi przedmowa, do napisania której Rebis wybrał Nikołaja Karajewa. Ten rosyjski dziennikarz w interesujący sposób przedstawia odbiór powieści Dicka w swojej ojczyźnie, a ponadto celnie i zwięźle ocenia oraz podsumowuje dokonania Amerykanina. Dobra jest również przedmowa do amerykańskiego wydania autorstwa Jamesa Tiptree Jr. Zwraca on uwagę na to, że Dick zawsze opisuje, jaką dany bohater ma pracę. Dosyć zabawne spostrzeżenie, ale faktycznie prawdziwe. Pokazuje to, że pisarz miał specyficzne poglądy na rzeczywistość i dlatego często jego teksty wydają się po prostu dziwne. W związku z tym również wyróżniam w tym zbiorze jeden, ale za to poważny mankament – mimo że opowiadania są ciekawe, w wielu zakończenie jest po prostu nijakie, urwane, jakby Dick nie za bardzo potrafił spiąć je ładną klamrą. Nie chodzi tu o cliffhangery czy kompozycję otwartą – czasami miałem wrażenie, że dana opowieść zwyczajnie się kończy, bo autor wstał zrobić sobie kawę i już nigdy nie powrócił do pracy nad tekstem. W paru przypadkach brakowało mi jakiejś puenty, czegoś, co sprawiłoby, że historia stałaby się piękną całością.

"Raport mniejszości" to świetny zbiór opowiadań Philipa K. Dicka. Z pewnością spodoba się nie tylko fanom fantastyki naukowej, bowiem pisarz nie przywiązywał zbytnio wagi do przedrostka "science" – jak to zabawnie podsumował James Tiptree Jr: "W przypływach optymizmu gotów jestem przyznać, że autor prawdopodobnie wie, co się dzieje, gdy wetknąć wtyczkę lampy do gniazdka i ją włączyć". Być może z tego powodu Dick wielokrotnie odbijał się od drzwi wydawnictw, publikujących ten rodzaj fantastyki. Pewnie do tej pory plują sobie w brodę, patrząc na popularność pisarza. Jeśli wcześniej nie mieliście z nim styczności, myślę, że "Raport mniejszości" to doskonała okazja, aby to nadrobić i zastanowić się, czy nie zapoznać się z jego kolejnymi dziełami. A jeśli chcielibyście się ponadto dowiedzieć, co też wspólnego miał Amerykanin z córką Stalina, to sięgnijcie po tę powieść.

Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
8.5 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...