Przypływy Nocy

3 minuty czytania

Twórczość Stevena Eriksona albo się kocha, albo nienawidzi. Autor potrafi tak wymęczyć czytelnika swoją "Malazańską Księgą Poległych", że wzbudza w nim ona ból głowy bądź masochistyczne pragnienie sięgnięcia po kolejną część. Dzieje się tak za sprawą odmienności kolejnych tomów. "Ogrody Księżyca" wprowadzają w bogaty świat cyklu i zapoznają z grupą bohaterów, by w drugiej odsłonie znacznie odciąć się od wszystkiego i przenieść miejsce akcji, wprowadzając jednocześnie kolejne rzesze postaci. Następujące po nich tomy niewiele zmieniają w tej materii, wciąż wprowadzając mętlik w głowach czytelników. Nie inaczej jest z "Przypływami Nocy", piątym tomem sagi, który prezentuje nowy kontynent wraz z grupą nieznanych wcześniej postaci.

Kolejnym kontynentem, na którym rozgrywa się historia książki, jest Lether, mroźna kraina północy. Na nim to rozgrywa się konflikt między dwiema cywilizacjami – ludzkim Imperium Letheryjskim oraz plemionami Tiste Edur, zwanymi Dziećmi Cienia. Letheryjczycy uważają, że siłą napędową świata jest pieniądz, a biedota to rak na zdrowej tkance społeczeństwa. Pazerność mieszkańców królestwa nie ogranicza się wyłącznie do jego granic. Podbijanie okolicznych terenów za pomocą siły militarnej i podstępów jest na porządku dziennym, nic więc dziwnego, że chciwe spojrzenia Letheryjczyków skierowały się wreszcie na nieco prymitywny lud łowców, Tiste Edur. Wojna zdecydowanie nie będzie łatwa, szczególnie że uwikłani są w nią sami bogowie, tajemnicze przepowiednie i przeklęty miecz.

przypływy nocy, trull sengar, onrack
Trull Sengar wraz ze swym towarzyszem Onrackiem,
autorstwa slaine69

"Przypływy Nocy" przedstawiają wydarzenia sprzed tych ukazanych w pierwszym tomie sagi. Wydarzenia prowadzone są z perspektywy dwóch rodów – Beddictów i Sengarów. Pojawia się również postać Trulla, ukazanego już w "Domu Łańcuchów", dzięki czemu czytelnik ma możliwość śledzenia poczynań bohatera, które doprowadziły go do sytuacji z czwartego tomu. Samych postaci pobocznych jest co nie miara i trudno właściwie określić, które persony można uznać za mniej ważne. Cechą charakterystyczną całej sagi jest fakt, że Erikson zręcznie kreuje każdego przedstawionego bohatera, zamazując granicę wyróżniającą postacie pierwszo- od drugoplanowych.

Autor ponownie wplótł w typowy fantastyczny świat trudną tematykę pogoni za bogactwem i niszczeniem kultury na drodze wojennych podbojów. Atmosfera opowieści nie należy do lekkich i czasami może wzbudzać uczucie przygnębienia oraz melancholii. Na pewno wpływ na to ma także fakt, że znaczna część zdarzeń ma miejsce w nocy, mrocznych, miejskich zaułkach czy ośnieżonych, leśnych gęstwinach. Nie da się też jednym słowem określić, która ze stron konfliktu jest typowym antagonistą powieści. Obie mają swoje racje oraz słuszne motywy, choć nie zawsze popierane szlachetnymi działaniami. Erikson nie dzieli swoich bohaterów na typowo złych i dobrych, nadając im kompleksową budowę i nie zawsze jasne powody do działania w taki, a nie inny sposób. Na szczęście wpleciono również typowo komediowe wątki w postaci dialogów Tehola i Bugga opartych na przyjacielskich docinkach.

Akcja "Przypływów Nocy" jest o wiele bardziej dynamiczna niż w poprzedniej części, co cieszy, gdyż był to największy wobec niej zarzut. Nie jest ona jednak tak wartka jak we "Wspomnieniu Lodu". Pisarz w większym stopniu skupił się na wątkach socjologicznych i psychologicznych wydarzeń niż opisywaniu scen batalistycznych, choć i tych nie brakuje. Ponownie na pierwszy rzut oka niezwiązane ze sobą pomniejsze wątki w finalnym etapie łączą się w jedną, spójną całość, zaskakując odbiorcę swoim efektem. Szczerze mówiąc, rozwiązanie "Przypływów Nocy" uznaję za najlepsze z dotychczas przedstawionych w sadze. Nie mogłem się wręcz oderwać od końcowych stron, będąc zaskoczonym obrotem spraw.

Cieszy fakt, że po znacznie odbiegającym od reszty tomów formą "Domu Łańcuchów" autor powrócił na wyżyny swej twórczości, oferując kawał dobrej literatury fantasy, która daje do myślenia. Niejednokrotnie spotkałem się z twierdzeniem, że tylko oddany fan twórczości Eriksona jest w stanie przebić się przez ten obszerny cykl. Jest w tym sporo prawdy. Jeżeli komukolwiek wcześniejsze tytuły nie przypadły do gustu, to niech nie liczy na zmianę. Reszta książek także utrzymana jest w takim stylu, za co kocha się lub nienawidzi Stevena Eriksona.

Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9.5
Ocena użytkowników
10 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...