Pradawna stolica

5 minut czytania

pradawna stolica

Każdy cykl dobiega kiedyś końca – wcześniej czy później. Niektórzy pisarze próbują odwlekać tę chwilę, tworząc kolejne części, niewnoszące nic interesującego do przygód bohaterów, ale są również i tacy, którzy kończą je w odpowiednim momencie. Do tych ostatnich zaliczam właśnie Michaela J. Sullivana. Sięgając po „Pradawną stolicę”, stanowiącą zwieńczenie „Odkryć Riyrii”, nie odczuwałem wyczerpania materiału, a przy poprzednich odsłonach bawiłem się znakomicie. Wątpliwości, jakie miałem, dotyczyły jedynie faktu, czy autor starannie zamknie wszystkie wątki, nie pozostawiając miejsca na niedopowiedzenia, i czy w trakcie lektury jeszcze czymś mnie zaskoczy.

„Zdradziecki plan” pozostawił bohaterów w, zdaje się, najlepszej możliwej sytuacji. Wrogowie zostali pokonani, większość tajemnic została odkryta, a Imperium dalej kwitnie pod rządami Modiny. Jedynie Royce'a dotknęła tragedia – jego ukochana została zamordowana. Jednak nie każdy może liczyć na szczęśliwe zakończenie, prawda? Nadal również nie wiadomo, do czego potrzebny jest tajemniczy róg, ale kto by się nim przejmował. Sprawy zmieniają się, gdy kończy się Uli Vermar, a elfy przechodzą przez granicę i atakują ludzi. Potęga istot ze spiczastymi uszami wydaje się ogromna – bez strat pokonują wszelkie przeszkody na swojej drodze, mordując przy tym niewinne osoby i pozostawiając za sobą zgliszcza oraz ruiny. Modina mobilizuje wszystkie siły, aby stawić im czoła, ale wie, że może to jedynie odwlec nieuniknione, więc wysyła starannie dobraną drużynę w celu znalezienia rogu zdolnego uratować ludzkość. Znajduje się on w Percepliquisie, pradawnej stolicy.

W porównaniu do poprzednich tomów „Pradawna stolica” przegrywa tylko z „Królewską krwią. Wieżą elfów” i także pełna jest humoru, zaskakujących zwrotów akcji oraz intryg, ale przede wszystkim stanowi godne zwieńczenie udanej serii.

Sullivan w „Pradawnej stolicy” prowadzi na przemian kilka różnych wątków. Obserwujemy przebieg wyprawy do Percepliquisu, poczynania Modiny, mające zminimalizować straty i opóźnić atak elfów oraz przyglądającego się temu wszystkiemu Patriarchę, odgrywającego nieznaną rolę. W tle rozgrywa się wątek miłosny Hadriana i Aristy, a autor zapętla jeszcze inne, które odkryjemy w późniejszej części książki. Ich mnogość wspomagają kolejne zdumiewające tajemnice oraz zaskakujące zwroty akcji, których w ostatnim tomie „Odkryć Riyrii” jest pełno. Jeśli więc uważacie, że pisarzowi zabrakło asów w rękawie, możecie się przyjemnie rozczarować. Co prawda, muszę przyznać, iż na początku sam w to nie wierzyłem i trochę się nudziłem, bo przedstawianym wydarzeniom brakowało dynamizmu, lecz z czasem robiło się coraz ciekawiej i wprost nie mogłem oderwać się od lektury.

Zakończenie zostało napisane bardzo dobrze. Sullivan nie tylko zamknął wszystkie wątki, odkrył przed nami (chyba) wszystkie już tajemnice, ale także zaskakiwał do ostatniej strony – dosłownie. Nie każdemu „Pradawna stolica” przyniosła szczęśliwy koniec – chyba że śmierć według was jest wspaniałym finałem – co też mi się podobało, bo sprawiło, że książkę czytałem z napięciem i pełen obaw o życie bohaterów. Choć mimo wszystko przyznam, że mogłoby się to skończyć nieco gorzej, więc zwolennicy totalnych katastrof, zbiorowych śmierci, niespełnionych miłości oraz niedokończonych celów po prostu się zawiodą.

pradawna stolica

Główny zarzut, jaki mam do całej serii, to epickość opowiadanej historii. W pierwszym tomie Royce i Hadrian byli zwykłymi złodziejami, tyle że niezwykle utalentowanymi. Teraz stali się ważnymi i znanymi osobistościami, którzy ratują świat nie tyle z przymusu czy dla pieniędzy, co z czystej chęci. Tylko Roysowi udało się zachować, i to również w niewielkim stopniu, pewną niezależność od tego, kto zasiada na tronie Imperium oraz jak to się wszystko skończy. Tak więc, jeśli dopiero rozpoczynacie swoją przygodę, przygotujcie się na przykład klasycznego, zahaczającego o baśniowość, fantasy, w którym bohaterowie niekoniecznie są zwykłymi osobnikami.

pradawna stolica

To nie koniec wad „Pradawnej stolicy” – w wielu momentach akcja przerywana jest nudnymi, przydługimi i wnoszącymi niewiele do powieści opisami. Sullivanowi, co dopiero teraz zauważyłem, brakuje gawędziarskiego talentu, który pozwoliłby mu na nadanie pewnym sytuacjom grozy, odpowiedniej doniosłości czy pobudzenia wyobraźni czytelnika wspaniałymi, pięknymi miejscami. Szczególnie dawało mi się to we znaki w wyprawie do Percepliquisu, podczas której bohaterowie zeszli pod ziemię. Jaskinie i tunele są monotonnymi lokacjami, lecz nie przeszkodziło to autorowi w dokładnym przedstawianiu poczynań postaci, które głównie składały się z nużącej wspinaczki. Jednak gdy pisarz naprawdę starał się zainteresować czytelnika, przedstawiając, tkwiące pod ziemią, niesamowite dokonania krasnoludów, dla mnie niewiele się one różniły od zwykłego stosu kamieni. Uważam, że w wydaniu rywali Sullivana, prezentowałoby się to o wiele lepiej.

Również dialogi wymagają poprawy, ponieważ niejednokrotnie pojawiają się nudne, długie i niczym nie przerywane – pytaniami, westchnięciami czy zaczerpnięciem tchu – wypowiedzi jednej postaci, a rozmowy także mogłyby skupiać się na bardziej interesujących tematach. Dodam tutaj jednak, iż sama wyprawa była ciekawa, dzięki zaskakującym momentom oraz konfliktom wśród drużyny – w końcu mamy egoistycznego i tchórzliwego Gaunta, chcącego dowodzić misją Alrica oraz jego pomysłową, inteligentną (co nie bardzo mu odpowiada) siostrę czy chociażby krasnoluda Magnusa, który wielokrotnie zdradzał swoich towarzyszy, przez co Royce zdecydowanie, zamiast współpracować, wolałby go zabić. Ta wybuchowa mieszanka zapewnia dużo rozrywki i nieraz ma następstwa w kłótniach, a nawet rękoczynach.

Brakuje mi w „Królewskiej krwi. Wieży elfów” tylko dwóch rzeczy – w tym porządnego wątku miłosnego. [...] a moim zdaniem Hadrian bardzo pasuje do Aristy.

Recenzja „Królewskiej krwi. Wieży elfów” na Game Exe

Wątek miłosny został zaprezentowany bardzo solidnie i stanowi jedną z zalet „Pradawnej stolicy”. Początkowo w ogóle nie zanosiło się na to, że Hadrian i Arista będą razem, więc tylko dzięki sile niedomówień można było snuć podobne przypuszczenia. Okazało się, że taki właśnie był plan Sullivana – zamiast wyskakiwać z miłością od pierwszego wejrzenia i pocałunkami, kiedy bohaterowie nawet się nie znają, stworzył postacie, pasujące do siebie, ale ich nie połączył, przynajmniej nie od razu. W dialogach można było wyłapywać pewne niuanse, ale dopiero w „Zdradzieckim planie” Arista przyznała się do zakochania się w Hadrianie, a wreszcie w „Pradawnej stolicy” mamy prawdziwy flirt między zakochanymi. Co prawda, rozmowy wypadają drętwo i czasami razi głupota mężczyzny, ale sam pomysł rozplanowania wątku miłosnego na całą serię, nie czyniąc go przy tym najważniejszym, zdobył moje uznanie oraz stanowi chlubny wyjątek wśród innych powieści fantasy.

„Odkrycia Riyrii” to bardzo dobry cykl, może nie szczególnie wyróżniający się, ale oferujący większość tego, co może zaoferować gatunek fantasy. W porównaniu do poprzednich tomów „Pradawna stolica” przegrywa tylko z „Królewską krwią. Wieżą elfów” i także pełna jest humoru, zaskakujących zwrotów akcji oraz intryg, ale przede wszystkim stanowi godne zwieńczenie udanej serii. Zabrakło może prawdziwie rozbudowanej i mniej szablonowej fabuły, na którą zapowiadało się w pierwszej części, przez co pozostał pewien niedosyt, a na dodatek pojawiają się pewne wady (opisy i dialogi wymagają poważnego szlifu), ale mimo to pokochałem bohaterów, wciągnęły mnie ich przygody i mam nadzieję, że nie muszę pisać słów poleceń, a wy już biegniecie do księgarń lub bibliotek, zaczynając swoją podróż z Riyrią bądź właśnie ją kończąc.

Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
8 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...