Poszukiwacze zaginionej Arki

4 minuty czytania

Wszyscy kochają zawadiackich mężczyzn, występujących na srebrnym ekranie. Przystojni, szarmanccy, nie mogący opędzić się od zauroczonych nimi kobiet. Doskonałym przykładem takiego dżentelmena jest James Bond – typowy przedstawiciel tej dobrej, słusznej oraz sprawiedliwej strony. Co z tego, że po drodze zabije niezliczone zastępy pachołków antagonisty? Że złamie niejedno serce wzdychających do niego dziewcząt? Aj tam, nikt nie zwraca uwagi na takie szczegóły. Weźmy na warsztat Jacka Sparrowa – egoistyczny bubek, zupełnie przypadkiem szlachetnie postępujący. W teorii gość nie do polubienia, a wielu z nas go ubóstwia. Zanim jednak osławiony pirat mógł zostać stworzony, przed nim pojawił się ktoś, kto z miejsca otrzymał status ikony kina przygodowego, stając się obok agenta 007 pewnym archetypem poszukiwacza przygód, na którym wzorować będą się kolejni kinowi twórcy. Mowa oczywiście o Indianie Jonesie!

Poszukiwacze zaginionej Arki

Naszego protagonistę poznajemy w 1936 roku, gdy zajęty jest poszukiwaniami pewnego artefaktu w starożytnej peruwiańskiej świątyni, który mógłby wzbogacić kolekcję jego muzeum. Kroki krzyżuje mu francuski doktor, Belloq, praktycznie wyrywając zdobycz Indianie z rąk. Niepocieszony Jones wraca do Stanów Zjednoczonych, gdzie dowiaduje się, iż naziści wpadli na trop biblijnej Arki Przymierza. Legendarna skrzynia miałaby być ukryta w Egipcie. Poza niewątpliwą wartością muzealną, przedmiot ten ma niesamowitą moc – podobno każda armia, niosąca przed sobą Arkę Przymierza, będzie niezwyciężona. Główny bohater, jako światowej klasy archeolog, nie może przepuścić okazji, żeby odnaleźć tak zacną relikwię. Jeśli w związku z tym mógłby jeszcze zgarnąć Hitlerowi sprzed nosa potężną broń, hulaj duszo – piekła nie ma!

Poszukiwacze zaginionej Arki

Co takiego ma w sobie Indiana Jones, że z miejsca zyskał sobie rzesze fanów na całym świecie? Myślę, że olbrzymi sukces filmu zaskoczył samych twórców. Steven Spielberg sam twierdził, iż chciał stworzyć po prostu produkcję klasy B, nie siląc się zbytnio na nie wiadomo jakie fajerwerki. Nie ukrywajmy – to widać, z wielu scen wylewają się na widza tony kiczu. Co ciekawe jednak, zupełnie to nie przeszkadza, a wręcz dodaje "Poszukiwaczom zaginionej Arki" uroku. Czego mielibyśmy się jednakowoż spodziewać, kiedy za sterami megahitu stała ekipa odpowiedzialna za oryginalną trylogię "Gwiezdnych wojen"? Skoro do procesu twórczego swoje ręce przyłożyli George Lucas, Lawrence Kasdan, John Williams czy oczywiście Harrison Ford, będący u szczytu swoich karier, efekt nie mógł być inny.

Poszukiwacze zaginionej Arki

Zresztą doświadczenie zdobyte podczas realizacji "Star Wars" ewidentnie przysłużyło się przy kręceniu tego obrazu – gdy patrzyłem na świątynie, widziałem makiety statków kosmicznych, a kiedy Indiana wpadł do dołu z wężami, skojarzyło mi się to z Lukiem Skywalkerem wiszącym do góry nogami w jaskini na planecie Hoth. Nie ma jednakże mowy o jakimkolwiek odgrzewanym kotlecie – rozwiązania mogą być podobne, ale nazwałbym je po prostu inspiracją, a nie autoplagiatem. Podczas słuchania utworów Johna Williamsa, chwilami przypominających bardzo te z Gwiezdnej Sagi, szczególnie w momentach zbliżenia Indiany z Marion i Hana Solo z Leią, odczuwałem raczej nutkę nostalgii niż cokolwiek innego. W związku z tym wniosek nasuwa się sam – jeżeli podobała wam się historia walki Rebeliantów z groźnym Imperium, z pewnością nie zawiedziecie się również na obrazie wyreżyserowanym przez Spielberga.

Poszukiwacze zaginionej ArkiPoszukiwacze zaginionej Arki

Wracając do kwestii ewidentnej kiczowatości – spójrzmy na fabułę: archeolog, mający powstrzymać armię nazistów przed zdobyciem biblijnego artefaktu? To naprawdę brzmi jak kiepski żart, a w rzeczywistości w ogóle nie przeszkadza. Przygody Jonesa są tak świetnie zrealizowane, że trudno znaleźć czas na zastanowienie się nad sensem opowieści. Po prostu jest ona doskonale poprowadzona – od początku do końca, z idealnie wyważonymi chwilami napięcia oraz spokoju. Dzięki wspomnianej tandecie przez te parędziesiąt lat wcale nie zestarzały się efekty specjalne i do dzisiaj emocjonują. Trudno nie uśmiechnąć się, gdy jedną z pułapek okazuje się być spadająca na protagonistę wielka kamienna kula, po której od razu widać, że wykonano ją ze styropianu. Z drugiej strony nie można też nie docenić poświęcenia ekipy – szczególnie widać to wtedy, gdy nasz archeolog, uczepiony liny, ciągnięty jest za samochodem – podobno w tej scenie Harrison Ford nie korzystał z kaskadera i solidnie się poobijał. Jednak faktycznie poświęcenie się opłaciło, bo fragment ten prezentuje się znakomicie!

Poszukiwacze zaginionej ArkiPoszukiwacze zaginionej Arki

Szczerze powiedziawszy, nie wyobrażam sobie nikogo innego w roli Indiany Jonesa, jak właśnie Forda. Kreacja tej postaci jest bardzo podobna do Hana Solo – archeologa zdecydowanie nie nazwiemy świętym. W końcu kradnie artefakty, będące dziedzictwem kulturowym innych krajów, po drodze masakrując zastępy bandytów, stających mu na drodze. Harrison ze swoją zawadiacką miną idealnie wpasował się w ten obraz, świetnie się przy tym bawiąc. Perfekcyjnie dobrano też przyjaciela głównego bohatera – Sallaha, którego odegrał John Rhys-Davies. Dobroduszną postawą stanowi odpowiednią przeciwwagę dla protagonisty. Również Ronald Lacey, wcielający się w fanatycznego nazistę, majora Tohta, dał się ponieść wyobraźni i stworzył niezapomnianą, karykaturalną kreację najgorszych faszystów. Nieco mniej do gustu przypadła mi Karen Allen, grająca dawną dziewczynę Indiany, Marion. Nie wykazała się niczym szczególnym i na pewno nie zapadnie mi w pamięci jako silna kobieta u boku odważnego archeologa.

Poszukiwacze zaginionej Arki

"Poszukiwacze zaginionej Arki" to film, do którego przez lata nawiązywać będą inni reżyserowie oraz scenarzyści. Mimo że zrobiono go bez zbędnych fajerwerków, a wręcz w wielu miejscach otarto się o kicz i tandetę, ogląda się go rewelacyjnie. Nie da się ukryć, że spora w tym zasługa przerysowanych postaci, doskonale wpasowujących się w ten klimat. Indiana Jones to bohater, jakim chcieliby być w marzeniach mężczyźni, a kobiety patrzą na niego z maślanymi oczami. Chociaż daleko mu do ideału, trudno nie kibicować brawurowemu archeologowi, gdy szturmem przebija się przez szeregi nazistów. Choć trup ściele się gęsto, myślę, że produkcję spokojnie można oglądać z dzieciakami, bo nie jest jakoś bardzo krwawo. Tak czy siak, każdy, kto zasiądzie do seansu, przeżyje blisko dwie godziny niezapomnianej przygody, a właśnie o to najbardziej w tym wszystkim chodziło!

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
8 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...