W ostatnich latach regularnie dostajemy filmy SF, które zdobywają uznanie widzów, a nawet walczą o Oscary. Trzy lata temu Akademię Filmową zachwyciła "Grawitacja", rok później zobaczyliśmy kolejną wielką produkcję Christophera Nolana pt. "Interstellar", zaś na ostatnim rozdaniu statuetek o wygraną walczył "Marsjanin" (bezskutecznie) i "Ex Machina" (z powodzeniem). Każdą z tych pozycji oglądało się naprawdę przyjemnie i wyjątkowo, może poza "Marsjaninem", do którego nigdy się nie przekonałem, jednak moja opinia na jego temat jest niepopularna. 2016 dał nam szczególnie jedną ważną premierę – "Nowy początek" na podstawie opowiadania Teda Chianga.
Przybycie kosmitów było wielokrotnie przedstawiane w kinematografii, ale wiążące się z nim reperkusje pokazano w recenzowanym filmie z zupełnie innej perspektywy. Akcja skupia się na nawiązaniu kontaktu z obcymi, a konkretniej na poznaniu celu ich niespodziewanej wizyty. Tym samym nie obserwujemy patetycznej walki świat versus UFO, tylko próby porozumienia się podejmowane przez główną bohaterkę, lingwistkę Louise Banks (Amy Adams).
Wizja kosmitów w "Nowym początku" jest klimatyczna i intrygująca. Od chwili wkroczenia obcych do akcji, co następuje już na wstępie, widzowi towarzyszy zaciekawienie ich intencjami, wyglądem oraz każdym innym aspektem, który się z nimi łączy. Znakomicie udaje się wytworzyć aurę tajemnicy wokół nich (co trochę staje w opozycji do przewidywalnego zachowania ludzi). Zadbano także o napięcie, dające wielokrotnie o sobie znać w nietypowych sytuacjach, gdy trzeba zmierzyć się z nieznanymi istotami. W tym przejawia się wiarygodność scenariusza, ponieważ towarzyszące takim scenom emocje to zgrabne połączenie fascynacji ze strachem. To nie rodzaj filmu, w którym oglądamy naiwną i heroiczną odwagę bohaterów, mającą jeszcze przynosić pozytywne efekty.
Siła tego tytułu leży w scenariuszu. Fabuła odgrywa równie istotną rolę, co w przywołanym wcześniej "Interstellarze". W odpowiednim tempie odkrywamy kolejne tajemnice, jedna przynajmniej należy do zaskakujących i stanowi przykład dobrego zwrotu akcji. Częściowo końcówkę można przewidzieć, bo podrzucane tropy są zbyt czytelne – trudno powiedzieć, czy to celowy zabieg, dzięki któremu widz miałby satysfakcję z samodzielnych i słusznych obserwacji. Tak można to interpretować, choć osobiście wolę być raczony wstrząsającymi niespodziankami. Co ciekawe, nawiązanie kontaktu z obcymi zostaje przedstawione jako proces. Oczywiście uległ on pewnemu uproszczeniu, lecz w celu uczynienia go zrozumiałym dla laika. Nie każdy jest przecież lingwistą jak protagonistka i musi mieć rozeznanie w złożoności komunikacji.
"Nowy początek" w kilku momentach bywa spektakularny. Trzeba przyznać, że choć fabuła ściśle dotyczy losów bohaterki, a wydarzenia globalne wydają się tłem, wciąż trafiają się widowiskowe sceny, choćby przybycie UFO z właściwym przytupem. Czuć, że to wydarzenie jest istotne dla całego świata, a roztaczający się krajobraz wokół dziwnych obiektów tylko wzmaga wrażenie. Podobnie działa muzyka, która wręcz powoduje dreszcze i zwiększa napięcie. Na uwagę zasługuje również reżyseria – Denis Villeneuve dał już się poznać z kreowania gęstej atmosfery w "Sicario" i "Labiryncie". W swoim nowym dziele też potrafi budzić podziw kameralnymi ujęciami i wyszukanymi sztuczkami (np. pokazanie dezorientacji wynikającej z braku pojęć góra i dół w przestrzeni).
Paradoksalnie produkcja Villeneuve'a bardziej opowiada o ludziach niż kosmitach. Prawdy o naszym świecie nie są zbyt odkrywcze, a ponadto zostały przedstawione w trochę banalny sposób. Dużo lepiej wypadają przesłania o życiu pojedynczego człowieka, które biorą się z dramatycznych losów bohaterki. Nie dość, że poruszają, to dodatkowo skłaniają do myślenia – nie tak, żeby po seansie być zaabsorbowanym wyłącznie kwestią obejrzanego filmu, ale wystarczająco, żeby obraz pozostał w pamięci. Natomiast aktorzy wypadają naturalnie, grane przez nich postacie nie miały być porywające, lecz jak najbardziej realistyczne – i ten efekt uzyskano. Najlepiej zaprezentowała się Amy Adams, która znakomicie oddała targające swoją bohaterką uczucia. Chociaż na ekranie widzimy także Jeremy'ego Rennera i Foresta Whitakera, to ich role nie były tak wymagające jak urodzonej we Włoszech aktorki.
"Nowy początek" to bardzo dobre SF, które powinno zadowolić fanów gatunku oczekujących interesującego scenariusza. Film posiada inne zalety – bywa zarówno widowiskowy, jak i kameralny, muzyka powoduje dreszcze, a Amy Adams pokazuje, że potrafi być samodzielną gwiazdą dużej produkcji – ale to głównie fabuła sprawia, że odbiera się go tak przyjemne, że ciekawi od początku do końca, a chwile znużenia są rzadkie. Nie jest to najwybitniejsza ani najbardziej zajmująca pozycja ostatnich lat (przepraszam, ale "Interstellar" zbyt mocno mnie ujął), jednak bez wątpienia warto ją zobaczyć na dużym ekranie.
Za seans dziękujemy firmie Cinema City.
Komentarze
8/10 ode mnie
Ode mnie też mocne 8/10, ale jeszcze nie jestem w stanie więcej napisać o tym filmie. Pewnie obejrzę jeszcze raz.
Dodaj komentarz