Na szkarłatnych morzach

4 minuty czytania

na szkarłatnych morzach

Piraci od zawsze cieszyli się sporą popularnością. Nikogo nie dziwi więc świetna oglądalność „Piratów z Karaibów” czy uznanie, jakie przypadło w udziale dodatkowi do „Gothica 2”, czyli „Nocy Kruka”, w którym mamy sposobność spotkać osobników tej, ujmijmy to, „profesji”. Bo czego można nie lubić w piratach? Cieszą się bezgraniczną wolnością, wyzwoliwszy się od problemów życia doczesnego, mają gdzieś wszystkie reguły, robią co chcą, przeżywają przygody, a między okresami „działalności” raczą się dużymi ilościami rumu. Słowem: wiedzą, czym jest dobra zabawa. Jednak podchodząc do „Na szkarłatnych morzach” byłem lekko zdziwiony. Scott Lynch w „Kłamstwach Locke'a Lamory” stworzył niezwykle rozbudowany i interesujący złodziejski świat, mający swe korzenie w mieście Camorra. Czemu więc zrezygnował z gotowego już pomysłu i przerzucił się na nieznane mu wody?

Z gangu Niecnych Dżentelmenów ostały się jedynie dwie osoby – geniusz kłamstwa, czyli wyjątkowy złodziej Locke Lamora, oraz jego wierny przyjaciel, specjalizujący się w walce, niebezpieczny i łatwo wpadający w gniew Jean Tannen. Uszczuplenie składu nie oznacza porzucenia złodziejskiej doli – wręcz przeciwnie. Locke, początkowo załamany śmiercią swoich towarzyszy, w końcu wpada na kolejny genialny plan. Zamierza okraść Requina, groźnego człowieka, prowadzącego Wieżę Grzechu, najbardziej ceniony dom gry, jaskinię hazardu, w której fortuny znikają w okamgnieniu. Cieszące się nieposzlakowaną sławą miejsce (każdy oszust jest natychmiastowo wyłapywany, aby następnie równie szybko spaść z ósmego piętra na bruk, co oczywiście kończy się jego śmiercią) posiada również pilnie strzeżony skarbiec, zabezpieczony najbardziej skomplikowanymi mechanizmami. To on właśnie jest celem Locke'a, który, aby się do niego dostać, spędza dwa lata w Tal Verarr, przybierając nową tożsamość. Stopniowo pnie się po piętrach Wieży Grzechu, oszukując najlepiej jak się da, aby zwrócić uwagę niespodziewającej się ataku ofiary. Pomaga mu w tym Jean, także ukrywający się pod fałszywym mianem. Niestety, ktoś chce pokrzyżować im szyki i urządza na nich polowanie. Krąg podejrzanych otwierają magowie, którzy z pewnością nie pałają do nich ciepłymi uczuciami po tym, co zrobili jednemu z ich przedstawicieli. Co więcej, pewna ważna persona wikła ich w piractwo, nie bacząc na to, że dwaj złodzieje to zwykłe szczury lądowe, nie zaś wilki morskie. Czy i z tej gry uda im się wyjść cało, a najlepiej jeszcze ze sporym zyskiem?

na szkarłatnych morzach

„Na szkarłatnych morzach” jest powieścią o bardziej zawiłej fabule niż „Kłamstwa Locke'a Lamory”, o czym można przekonać się już z powyższego opisu. W drugim tomie „Niecnych Dżentelmenów” Scott Lynch całkowicie popuścił wodze wyobraźni, serwując skomplikowaną, wielowątkową oraz bogatą w nieoczekiwane, coraz bardziej utrudniające sytuację bohaterów, zwroty akcji. Jednak i tutaj nie wszystko dzieje się od razu. Książka składa się z trzech części, z czego pierwsza zapoznaje czytelnika z wydarzeniami, jakie rozegrały się w przeciągu dwóch lat, obejmujących głównie realizację początkowych założeń genialnego planu Locke'a. Akcja powoli zaczyna nabierać tempa, pojawiają się interesujące komplikacje, ale dopiero w drugiej części aż do ostatniej strony czujemy ogrom prowadzonej przez Locke'a i Jeana gry, która nie musi zakończyć się na ich korzyść. Gdy tylko fabuła wydaje się przewidywalna, zaraz pojawia się zdumiewający zwrot akcji, a kłamstwa, jakie wymyślają dwaj złodzieje, coraz bardziej się piętrzą i piętrzą... A ryzyko odkrycia oszustwa rośnie. W rozległe, delikatne, drobiazgowo tkane kłamstwa może złapać się dużo owadów, ale silniejszy podmuch wiatru może rozedrzeć sieć i wystawić pająka na niebezpieczeństwo.

na szkarłatnych morzach
Mapa Szkarłatnych Mórz

Wątek piracki to najlepsza część książki. Scott Lynch szczegółowo przestudiował gwarę marynarską, która choć z pewnością musiała przejść pewne deformacje, to na nieobeznanym w niej szczurze lądowym (czytaj: mnie) zrobiła pozytywne wrażenie. Piraci są wulgarni, używają fachowych zwrotów żeglarskich, które niekoniecznie pojmie byle nowicjusz, oraz zachowują się jak... piraci – piją, rabują, uprawiają seks, łatwo się wściekają, ale zachowują hierarchię (chyba że kapitan jest niekompetentny), a także należycie wykonują swoje zadania (chyba że wolą trafić za burtę). Kapitanowie załóg wykazują się odpowiednią charyzmą, potrzebną do dowodzenia dużą liczbą osób i nie zawsze muszą postępować według swoich słów – w końcu to piraci, niekoniecznie prawdomówni oraz honorowi. Jak się w tym wszystkim odnajdą Locke i Jean? Odpowiedź jest ciekawa, wciągająca i konsekwentna. Żałuję jedynie, że autor nie pozwolił sobie na większe rozbudowanie pirackich przygód, które jak na mój gust kończą się zbyt szybko. W szczególności z miłą chęcią przeczytałbym więcej o fantastycznych stworzeniach, zamieszkujących morza. Nutka grozy i tajemnicy mogłaby uczynić „Na szkarłatnych morzach” tylko lepszym. Niestety, „nutka grozy i tajemnicy” trwa raptem kilkanaście stron.

na szkarłatnych morzach

Oprócz piratów, pojawiają się również interesujące sytuacje przy stole gier. Tutaj także żałuję, że nie ma ich więcej – autor przedstawił zaledwie jedno rozegranie, resztę zaś opisując w skrócie, w jaki sposób Locke i Jean oszukali swoich przeciwników. Szkoda, bo tu także można było pokusić się o więcej, wprowadzając surowych zawodników, zawsze zachowujących zimną krew i przybierających poker face'a, którzy po przegranej niekoniecznie musieliby zostawiać zwycięzców sam na sam z nagrodą... Co prawda, „Na szkarłatnych morzach” dużo na tym nie traci – rozpisana na ponad sześćset stron historia jest niezwykle dynamiczna i urozmaicona; można byłoby znaleźć miejsce na nowe wątki poboczne, lecz mogłyby one spowolnić główny tor wydarzeń, a w przypadku braku napięcia, wynudzić czytelnika tak, że nigdy nie dotrwałby do końca powieści. Może więc dobrze, że pisarz nie podjął się tak trudnego zadania.

W „Na szkarłatnych morzach” styl autora nie uległ znacznym zmianom. Scott Lynch nadal zagłębia się z godną podziwu starannością w każdy szczegół, dotyczący czy to świata, czy opisów miejsc, a dialogi wciąż potrafią rozbawić oraz trzymać w napięciu podczas interesujących wymian zdań, kiedy stawką są życia bohaterów. Natomiast pozytywną zmianą jest brak interludiów. Zastąpiły je reminiscencje, przedstawiające wydarzenia, jakie rozegrały się w trakcie dwuletniego pobytu Locke'a i Jeana w Tal Verarr. Pojawiają się one jednak w niewielkiej ilości, na dodatek tylko w pierwszej części książki. Później znikają, zaś czytelnikowi nic nie stoi na drodze do poznawania bieżących przygód duetu złodziei, zamiast zagłębiania się w ich niekoniecznie ciekawą przeszłość.

Drugi tom „Niecnych Dżentelmenów” jest jeszcze lepszy od pierwszego. Scott Lynch udowodnił, że na szkarłatnych morzach czuje się równie dobrze, jak w złodziejskiej Camorze. Jego powieść obiera niespodziewane kursy, kapryśne wody zbierają swoje ofiary, burze są częste i gwałtowne, a czytelnik nie może się oderwać od płynących z coraz większym trudem bohaterów. „Na szkarłatnych morzach” to fantasy na naprawdę wysokim poziomie.

Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
9.25 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...