Strach to jedno z uczuć, które towarzyszy nam przez całe życie i dotyka wszystkich, niezależnie od charakteru, wyglądu czy poglądów. Po prostu istnieje – podobnie jak miłość, smutek czy głód. Nowy rok Fabryka Słów postanowiła uczcić serią wydawniczą Fabryka Strachu, a jej pierwszym tytułem jest "Miasteczko Nonstead", autorstwa Marcina Mortki, dobrze już znanego czytelnikom Poznaniaka zajmującego się lektoratem języka angielskiego i norweskiego.
Tytułowa amerykańska mieścina wydaje się być całkiem podobna do filmowych zabitych dechami dziur, gdzie czas płynie powoli w już i tak bezwartościowej egzystencji tutejszych mieszkańców. To tylko pozory, gdyż każde miejsce ma swoją tajemnicę, w szczególności te najspokojniejsze. Mieszkańcy udają, że wszystko jest normalne, uciekając od rzeczywistości i jej mrocznego, spowitego mrokiem oblicza emanującego strachem. Zło nie ma własnej postaci ni kształtu. Zwykle przybiera formę najmniej zauważalną dla otoczenia, wręcz niedostrzegalną, by zaatakować z zaskoczenia.
Nathaniel McCornish to młody pisarz, którego przytłacza sukces pierwszej wydanej książki, "Szepty", utrzymanej w tematyce paranormalnej, więc postanawia wyjechać z Nowego Jorku do miejsca, gdzie ostatnio zaznał szczęścia ze swą sympatią. Mylnie przyjął, że aura spokojnej mieściny ukoi jego nerwy i zazna wreszcie spokoju. Jest zgoła inaczej. Szybko orientuje się, że miejscowość nękana jest przez coś niedobrego, bliżej nieokreślonego, chociaż na pozór wszyscy mieszkańcy zdają się tego nie dostrzegać. Dochodzi do kilku nieracjonalnych, nadnaturalnych, graniczących z fantazją sytuacji, które zagrażają nie tylko poszczególnym mieszkańcom Nonstead, ale dotykają również samego autora.
Marcin Mortka nie jest nowicjuszem. Nakładem Fabryki Słów na półkach pojawiło się kilka znaczących książek jego autorstwa, jak "Ragnarok 1940" czy "Miecz i Kwiaty". Jednakże "Miasteczko Nonstead" diametralnie różni się od poprzednich opowiadań, przenosząc czytelnika do obecnej Ameryki. Nie jest to typowy horror, lecz raczej mieszanka powieści grozy, rysu psychologicznego społeczeństwa i czarnej komedii.
Akcja książki ma kształt sinusoidy, która z czasem robi się coraz bardziej zwarta. Przeplatanie bieżącego rozwoju wydarzeń z bliżej niezwiązanymi wpisami na pewnym forum internetowym wprowadzają w zakłopotanie oraz uczucie niepewności. Dzięki temu czytelnik pragnie przewracać kolejne strony, by poznać przeznaczenie tego zabiegu literackiego. Niektóre zdarzenia oraz decyzje postaci są niezrozumiałe i mało logiczne. Brakuje wyjaśnienia powodów, dla których pewne rozwiązania zostają powzięte. Autorowi brakuje jeszcze wiele do kunsztu Stephena Kinga, którego nazwisko nie raz pojawia się w powieści.
Niemniej postacie występujące w książce są całkiem nieźle nakreślone i posiadają własną osobowość, zrywając z siebie etykietkę drugoplanowego manekina. Ich wysławianie odpowiada ich wykształceniu oraz pozycji społecznej. Jedną z najciekawszych postaci pobocznych jest drwal Skinner, który został opisany niezwykle realistycznie i rzetelnie. Znacznie lepiej niż czasem mało zrozumiały Nathaniel. Zaskoczył mnie fakt, że polski autor może w tak przekonywujący sposób oddać realia amerykańskiej prowincji. Opisywane miejsca i osoby wydają się jakby wyjęte z kadrów filmu o amerykańskim stylu życia. Z pewnością jest to zasługa wykształcenia Mortki, gdyż nie każdy potrafi opisać jankeski sposób bycia bez uniknięcia sztuczności czy przesadyzmu.
Trzeba również zwrócić uwagę na okładkę książki. Na pierwszy rzut oka przypomina tytuły zagranicznych autorów, co jeszcze bardziej podkreśla unikalność nowej serii wydawniczej Fabryki Słów. Ascetyczna biel, szarość i szmaragdowy wzbudzają zaciekawienie i powodują, że ręka sama sięga po książkę. Świadczy to od dobrej strategii marketingowej wykorzystanej dla serii Fabryka Strachu.
"Miasteczko Nonstead" polecam wszystkim, którzy lubią dreszczowce, by zapełnić długie, zimowe wieczory. Nie jest to zbyt obszerna lektura i nie u każdego może wywołać ciarki, lecz z pewnością wzbudzi chęci poznania tajemnicy mieściny. Weterani powieści grozy z pewnością wyłapią kilka nawiązań do klasyki horroru, gdyż jest tego dość sporo, jak czarny pies, chata w lesie czy tajemniczy autostopowicz. Niemniej autor stworzył swój indywidualny styl poprzez wykorzystanie nowego źródła strachu, jakim są głębiny Internetu.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz