Metro 2034

4 minuty czytania

Czy po przeczytaniu "Metra 2033" i sukcesie, jaki odniósł za jego sprawą Dymitrij Glukhovsky, spodziewaliście się, że ta historia skończy się wraz z jej ostatnim zdaniem? Szczerze wątpię, choć takie rozwiązanie miałoby swoje zalety i uzasadnienie. Nie ma jednak czym się martwić ani nad czym wydziwiać, ponieważ rok po tragicznej w skutkach misji Artema, w metrze wciąż dzieje się wiele. Bardzo wiele.

Rok wystarczył, by z poprzedniego zagrożenia ze strony Czarnych pozostał tylko cień wspomnień i plotek. Życie na stacjach toczy się dalej swoim postapokaliptycznym, karaluszym tempem, jak choćby na Sewastopolskiej, która wciąż zmaga się z napływem mutantów z powierzchni. Sewastopolczycy są twardzi, wiedzą o tym wszyscy, ale bez towarów z Hanzy nie poradzą sobie. A karawana z niezbędnymi dobrami spóźnia się... Kolejne oddziały ratunkowe i zwiadowcy przepadają bez wieści, zaczyna krążyć pogłoska o nowych, nieznanych koszmarach na sąsiedniej Sierpuchowskiej, o straszliwej zarazie. W tym wszystkim odnajdują się dwie osoby, z pozoru zupełnie nienadające się do roli bohaterów i wybawców – stary, zmęczony i zrozpaczony bezcelowością swego życia plotkarz, czy też raczej bajarz o przezwisku Homer oraz zwalisty, poznaczony odrażającymi bliznami żołnierz, który narzuca dowództwu swoje rozwiązanie problemu. W odpowiedzi słyszy jedynie: "Decyduj sam, Hunter... Ciebie i tak nikt nie przekona".

Tak, Hunter żyje i postanawia ruszyć na ratunek stacji. Jednak zmiany, które w nim zaszły, o wiele bardziej niż do herosa przybliżają go do antybohatera. Nikt nie wie, jakim cudem przeżył i dlaczego pojawił się dopiero po roku, gdy wszyscy uznali go już za zmarłego. Stał się skryty, przerażający, niekiedy porywczy i zwierzęco okrutny, jakby wraz z twarzą głębokie blizny poznaczyły jego duszę. Z majestatycznego mściciela, który przyczynił się do rozwoju historii z "Metra 2033", choć odegrał w nich raptem mały epizod, przeradza się w pierwszoplanową postać, inicjującą prawie wszystkie wydarzenia. Swoistą antytezą Huntera okazuje się być Homer, który z niewiadomych dla siebie samego przyczyn dołączył do myśliwego, starając się znaleźć inspirację do napisania epickiej powieści, godnej nadanego mu przez mieszkańców Sewastopolskiej przezwiska. Milczący, odczłowieczony, pod wpływem wspomnień zmieniający się z Jekylla w Hyde'a zabójca i podstarzały romantyk, z nostalgią wspominający czasy przed zagładą, poszukujący natchnienia pośród koszmarów metra – czy można wyobrazić sobie gorszy materiał na bohaterów? Można, gdy do dwóch mężczyzn dołącza Sasza, skazana wraz z ojcem na banicję i żałosną egzystencję z handlu tym, co jej ojciec zdołał zebrać na powierzchni, gdzie promieniowanie z każdym dniem przywodziło go coraz bliżej śmierci. Naiwna, zaszczuta, skrzywdzona dziewczyna, dla której pojedyncza stacja zdaje się być ogromem nie do ogarnięcia.

Dość wymagający zabieg rozdzielenia i tak wielowątkowej akcji między trzech równoważnych bohaterów udał się Glukhovsky'emu bardzo dobrze. Dzięki temu wydarzenia nabierają jeszcze mocniejszego wyrazu, gdy ukazywane z zupełnie odmiennych perspektyw prowadzą nas do kilku różnych wniosków i oczekiwań. Pojawiają się też retardacje i epizody, w których trafimy także na Artema, będącego tym razem postacią trzeciego planu.

Choć sam warsztat pisarski autora nie uległ poważniejszym modyfikacjom, to jego styl zmienił się wraz z charakterem powieści. Zdecydowanie więcej tu monologów wewnętrznych poszczególnych osób, z wyraźniejszym niż poprzednio zacięciem filozoficzno-egzystencjalnym. Poważniejszego znaczenia nabierają też relacje interpersonalne, choć metro wciąż zaskakuje i przeraża w sposób raz upiorny, raz psychodeliczny. Inaczej prezentuje się sama historia – wciąż interesująca i trzymająca w napięciu, ale rozwijająca się z mniejszym rozmachem, kładąca nacisk bardziej na przemiany zachodzące w bohaterach, niż na towarzyszący im główny wątek. Poprzednio gnaliśmy do przodu przez kolejne strony wraz z Artemem, ścigani grozą nadciągających potworów. Tutaj prawdziwym potworem, mogącym zniszczyć wszystko, co piękne i wartościowe, staje się nominalny obrońca, Hunter, będący typem bohatera dynamicznego, przemieniającego się w jednoznacznie złym kierunku.

Niektórzy z tych, którym przypadło do gustu "Metro 2033", mogą mieć pewne zastrzeżenia względem zmian, które autor wprowadził w konstrukcji nowej opowieści. Główne zagrożenie, choć pozornie równie niepowstrzymane i wszechogarniające jak inwazja Czarnych, zdaje się mieć znacznie mniejszą skalę i doniosłość, pozostając w cieniu osobistych rozterek głównej trójki. Większość pytań, postawionych w części pierwszej, pozostała bez odpowiedzi, większość tajemnic bez rozwiązania. Autor okroił scenę, na której rozgrywa się akcja, do zaledwie kilku tuneli metra, niemal zupełnie rezygnując z bezkresu Moskwy-widma. Te elementy mogą spowodować zawód i rozczarowanie wśród części czytelników, jednak ja pozwolę sobie nie zgodzić się z nimi. Glukhovsky z powodzeniem mógł zaserwować nam drugą część "Metra" w sprawdzonej i skopiowanej konwencji sensacyjno-fantastycznego horroru, a jednak pokusił się o coś więcej. W efekcie powstała powieść nieco (choć nie zupełnie) inna, poważniejsza, posiadająca atut nowości. Inny styl, konstrukcja, kreacja bohaterów umożliwia nam doświadczanie kolejnych zaskoczeń, zamiast oczekiwania kolejnych bisów dobrze znanego i przewidywalnego wykonawcy. A choć sam z utęsknieniem oczekiwałem wyjaśnienia zagadki Kremla lub ponownego spotkania z Chanem, to cieszy mnie, iż autor pamięta o klasycznej, nieco zapomnianej przez współczesnych pisarzy i reżyserów zasadzie, zgodnie z którą wszelkie strachy przerażają tym mocniej i trwalej, im mniej (podobnie od mieszkańców metra) o nich wiemy i je rozumiemy.

Osobiście wytknę tylko jedną wadę, którą okazuje się być postać Saszy. Na tle antyspołecznych i autodestrukcyjnych działań Huntera i duchowych dylematów Homera, wypada ona blado. Jest zbyt banalna, infantylna, niekiedy irytująca w swej niedoskonałości i przewidywalności swych poczynań. I choć miała stanowić przeciwwagę oraz ratunek dla zdegenerowanej duszy myśliwego, w ostatecznym rozrachunku okazuje się jednowymiarowa i w pewien sposób "niewystarczająca".

Mimo to, w mojej ocenie Glukhovsky stanął na wysokości zadania, którego poprzeczkę uprzednio sam sobie podniósł. Otrzymujemy książkę zajmującą i wciągającą, która nie ustępuje jakością swej poprzedniej części, jednocześnie prezentując przedstawiony w niej świat z nieco innej perspektywy. Zakończenie zaś, może nawet jeszcze bardziej niż poprzednio, okazuje się niejednoznaczne i dalekie od happy endu. Pozostaje mi tylko gorąco polecić "Metro 2034" wszystkim zainteresowanym oraz czekać niecierpliwie na kolejny akt tej historii.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
6.13 Średnia z 8 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...