Fragment książki

17 minut czytania

ROZDZIAŁ 1

SKRYTOBÓJCY I SPRZYMIERZEŃCY

W Imardinie panuje błędne przekonanie, że prasy drukarskie zostały wynalezione przez magów. Każdy, kto nie zna zasad działania pras ani magii, za sprawą efektownych odgłosów wydawanych przez maszynę oraz jej konwulsyjnych ruchów może łatwo odnieść wrażenie, że funkcjonuje ona dzięki alchemii. Wykorzystanie magii nie jest jednak konieczne, pod warunkiem że znajdzie się ktoś chętny do obracania koła i obsługi dźwigni.

Cery poznał istotę sprawy lata temu dzięki Sonei. Wynalazca maszyny zaprezentował ją w Gildii, gdzie została skwapliwie wykorzystana jako szybki i tani sposób na kopiowanie ksiąg. Następnie usługi drukarskie zaoferowano mieszkańcom Domów nieodpłatnie, a osobom z pozostałych klas społecznych za odpowiednią cenę. Pogląd, że drukarstwo było sztuką opartą na magii, był rozpowszechniany po to, by zniechęcać innych do oferowania takich usług na własną rękę. Mit został obalony, gdy dostęp do Gildii uzyskali ludzie z niższych klas społecznych, co zaowocowało pojawieniem się sporej liczby maszyn drukarskich w całym mieście.

Zdaniem Cery’ego złą stroną takiego stanu rzeczy był rozkwit popularności romansów przygodowych. Jeden z ostatnio wydanych opisywał perypetie zamożnej dziedziczki, którą pewien przystojny Złodziej wybawił od jej opływającego w luksusy, lecz nudnego życia. Pojedynki były absurdalnie niewiarygodne, prawie zawsze na miecze, a nie na noże, a w światku przestępczym można było spotkać stanowczo zbyt wielu przystojnych mężczyzn kierujących się niepraktycznymi zasadami honoru i lojalności. Powieść przedstawiała kobiecej części Imardinu daleki od prawdy obraz półświatka.

Oczywiście Cery nie pisnął o tym ani słowa kobiecie, która leżała teraz w łóżku przy jego boku, a ulubione fragmenty tej powieści czytywała mu co wieczór, odkąd pozwoliła mu zamieszkać u siebie w piwnicy. Cadii daleko było do zamożnej dziedziczki. A ze mnie żaden oszałamiająco przystojny Złodziej. Od śmierci męża była samotna i pogrążona w smutku, a pomysł ukrywania w piwnicy Złodzieja stanowił miłą odmianę.

A on… on nie miał się już gdzie ukryć.

Odwrócił się w jej stronę. Spała, oddychając spokojnie. Zastanawiał się, czy naprawdę mu wierzyła, że jest Złodziejem, czy też nie miało to dla niej znaczenia, bo po prostu pasował do świata jej wyobraźni. Nie był ognistym, młodym Złodziejem z powieści. Brakowało mu wigoru na opisywane w niej przygody, czy to łóżkowe, czy pozostałe.

Robię się słaby. Wystarczy, że wejdę po schodach, a serce mi wali i dostaję zadyszki. Zbyt wiele czasu spędziliśmy w dusznych kryjówkach, a zbyt mało na doskonaleniu umiejętności walki.

Z sąsiedniego pokoju dobiegł go odgłos głuchego uderzenia. Uniósł głowę i spojrzał na drzwi. Czyżby Anyi i Gol się zbudzili? Sam wątpił, czy uda mu się z powrotem usnąć. Zawsze miał problemy ze snem, kiedy czuł się jak w klatce. Wyślizgnął się z łóżka, automatycznym ruchem wciągnął spodnie i podniósł płaszcz. Wsuwając jedną rękę w rękaw, drugą sięgnął do klamki i cicho ją nacisnął. Kiedy otworzył drzwi, ujrzał Anyi. Stała pochylona nad Golem, z nożem, w którym odbijały się światła lamp, gotowa do ataku. Serce podskoczyło mu w piersi z niepokoju i niedowierzania.

– Co…? – zaczął.

Na dźwięk jego słów Anyi odwróciła głowę z pozazdroszczenia godnym refleksem młodej osoby.

To nie była ona.

Równie szybko dziewczyna znów spojrzała na Gola i zamierzyła się nożem, jednak wyciągnięte w górę ręce chwyciły nadgarstek zabójczyni i zatrzymały go. Gol poderwał się z łóżka. Cery już był za drzwiami, ale zatrzymał się, gdy nowa myśl przezwyciężyła zamiar powstrzymania kobiety.

Gdzie jest Anyi?

Okazało się, że na drugiej pryczy rozgorzała już kolejna walka, tyle że tym razem to intruz był przygwożdżony do materaca i próbował odepchnąć ręce trzymające nóż tuż nad jego piersią. Cery’ego ogarnęła fala dumy. Jego córka musiała obudzić się na tyle szybko, by złapać zabójcę i obrócić jego atak przeciw niemu.

Próbowała wbić nóż w pierś napastnika, lecz jej twarz wykrzywiał grymas wysiłku. Mimo drobnej budowy zabójca miał dobrze rozwinięte mięśnie nadgarstków i szyi. Dziewczyna nie wygra tej próby sił. Przewagę dawała jej szybkość. Zrobił krok w jej stronę.

– Wynoś się stąd, Cery – warknął Gol.

Napastnik odepchnął ramiona Anyi, gdy na chwilę straciła koncentrację. Wydostała się poza zasięg jego rąk. Zeskoczyła z łóżka i przyjęła postawę do walki, błyskawicznie wyjmując z rękawa długi, cienki nóż. Zabójca jednak nie ruszył w jej kierunku. Jego wzrok powędrował ku Cery’emu.

Złodziej nie miał zamiaru zostawiać tej walki Anyi i Golowi. Być może kiedyś będzie musiał opuścić przyjaciela, ale jeszcze nie dziś. I nigdy nie opuściłby córki.

Odruchowo założył drugi rękaw płaszcza. Udając wystraszonego, zrobił krok w tył, jednocześnie sięgając do kieszeni i wsuwając dłonie w zakładane na nadgarstki paski od swojej ulubionej broni: dwóch noży. Ich pochwy były przymocowane do wnętrza kieszeni, tak aby ostrza były gotowe do cięcia od razu po wyjęciu.

Zabójca przyskoczył do Cery’ego. Anyi rzuciła się na niego jednym susem. Cery zrobił to samo. Tego napastnik się nie spodziewał. Nie spodziewał się również dwóch noży, w których zakleszczyła się jego broń. Ani dobrze wycelowanego ostrza, które prześlizgnęło się po miękkiej skórze na szyi. Zamarł z zaskoczenia i przerażenia.

Cery uskoczył w bok i uniknął strumienia krwi, który trysnął, gdy Anyi cofnęła nóż, wybiła ostrze z dłoni zabójcy i dobiła go pchnięciem w serce.

Bardzo skutecznie. Dobrze ją wyszkoliłem.

Z pomocą Gola, oczywiście. Cery odwrócił się, żeby sprawdzić, jak radzi sobie przyjaciel, i z ulgą zobaczył napastniczkę leżącą w rosnącej kałuży krwi.

Gol spojrzał na niego i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Dyszał ciężko. Tak jak ja, uświadomił sobie Cery. Anyi schyliła się i przebiegła rękami wzdłuż ciała napastnika, przeszukując jego ubranie, po czym potarła palce.

– Sadza. Zszedł kominem do domu nad nami. – Podejrzliwie spojrzała na stare kamienne schody prowadzące do drzwi piwnicy.

Cery’emu zrzedła mina. Bez względu na to, jak ci dwoje się tu dostali, a przede wszystkim – jak ich znaleźli, to już nie jest bezpieczna kryjówka. Posępnie spojrzał na martwych skrytobójców, zastanawiając się nad pozostałą garstką osób, do których mógłby się zwrócić o pomoc, oraz nad tym, jak się z nimi skontaktować.

Usłyszał delikatne westchnienie. W drzwiach stała owinięta jedynie w prześcieradło Cadia i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w martwych skrytobójców. Wzdrygnęła się, lecz gdy na niego spojrzała, jej osłupienie przerodziło się w rozczarowanie.

– Chyba w takim razie nie zostaniesz na kolejną noc?

Cery pokręcił głową.

– Przepraszam za ten bałagan.

Skrzywiła się na widok krwi i ciał, zmarszczyła brwi i rzuciła okiem na sufit. Cery niczego nie usłyszał, ale Anyi w tej samej chwili podniosła głowę. Wszyscy wymienili pełne niepokoju spojrzenia, nie chcąc nic mówić, dopóki ich podejrzenia nie okażą się słuszne.

Cery usłyszał ciche skrzypnięcie, stłumione przez podłogę nad ich głowami.

Anyi i Gol jak najciszej zabrali buty, tobołki i lampy, po czym ruszyli za Cerym do drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi i blokując je starą skrzynią. Cadia zatrzymała się pośrodku pomieszczenia, westchnęła i opuściła prześcieradło, żeby się ubrać. Anyi i Gol szybko się odwrócili.

– Co mam robić? – szepnęła Cadia do Cery’ego.

Pozbierał resztę swoich ubrań, wziął lampę i chwilę się zastanowił.

– Chodź z nami.

Wyglądała raczej na zmartwioną niż podekscytowaną, kiedy przeciskali się przez klapę w podłodze, prowadzącą na dawną Złodziejską Ścieżkę. Korytarze były tu pełne gruzu i niezbyt bezpieczne. Ten odcinek podziemnej sieci został odcięty od pozostałej części, gdy Król przebudował pobliską drogę i w miejsce starych slumsów postawił nowe domy. Choć miejsce leżało poza granicami terytorium Cery’ego, Złodziej opłacił człowieka, który wykopał nowe prowadzące do niego przejście, stare ścieżki zaś zostawił w takim stanie, by wyglądały na opuszczone i w razie odnalezienia nikogo nie skusiły. Takie miejsce przydawało się, by coś ukryć, na przykład skradzione przedmioty, czasem jakieś zwłoki.

Nigdy jednak Cery nie planował, że będzie tam ukrywał… siebie. Cadia przyjrzała się zawalonemu gruzem korytarzowi z mieszaniną przerażenia i ciekawości. Cery podał jej lampę i wskazał kierunek.

– Jakieś sto kroków dalej zobaczysz kratę, wysoko na lewej ścianie. Za nią będzie alejka biegnąca pomiędzy dwoma domami. W ścianie są rowki, które ułatwiają wspinaczkę, a krata powinna otwierać się do wewnątrz. Idź do jednego z sąsiadów i powiedz, że ktoś włamał się do twojego domu. Jeśli znajdą ciała, powiedz, że to włamywacze, i podsuń myśl, że jeden zaatakował drugiego.

– A jeśli ich nie znajdą?

– Zaciągnij ciała do tunelu i nie wpuszczaj nikogo do piwnicy, póki nie wywietrzeje zapach.

Wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną, ale przytaknęła i wyprostowała się. Jej odwaga wzruszyła go do bólu. Miał nadzieję, że nie dopadną jej kolejni zabójcy ani nie zostanie w żaden inny sposób ukarana za udzielenie mu pomocy. Przysunął się do niej i mocno pocałował.

– Dziękuję – powiedział cicho. – To była sama przyjemność.

Uśmiechnęła się, a w jej oczach na chwilę zabłysły iskierki.

– Uważaj na siebie – powiedziała.

– Zawsze uważam. A teraz już idź.

Odeszła pośpiesznie. Nie mógł ryzykować i odprowadzić jej wzrokiem. Gol poprowadził ich naprzód, a Anyi trzymała się z tyłu, gdy przemierzali zawalone korytarze. Zrobili kilka kroków i usłyszeli za sobą jakiś trzask. Cery zatrzymał się i odwrócił.

– Cadia? – mruknął Gol. – Krata się zatrzasnęła po jej wyjściu na ulicę?

– Z takiej odległości byśmy nie usłyszeli – rzekł Cery.

– To nie był dźwięk kraty opadającej na cegły czy kamień – wyszeptała Anyi. – To było… coś drewnianego.

Po chwili usłyszeli stukot. Odgłos grzechoczących cegieł i kamieni. Po plecach Cery’ego przebiegł dreszcz.

– No dalej. Pospieszcie się. Tylko po cichu.

Gol wysoko uniósł lampę, ale na ziemi walało się tyle gruzu, że tylko chwilami udawało im się biec. Cery miał ochotę przeklinać, żałując, że nie zlecił dokładniejszego sprzątania. Na prostym odcinku tunelu Gol zaklął, poślizgnął się i zatrzymał. Wychylając się zza ramienia dryblasa, Cery zauważył, że trafili w miejsce, gdzie niedawno zawaliło się sklepienie, i znaleźli się w ślepej uliczce. Zawrócili szybko i pośpieszyli z powrotem w kierunku poprzedniej krzyżówki.

Anyi westchnęła, gdy dotarli do zakrętu.

– Zostawiamy ślady.

Cery spojrzał pod nogi i zobaczył odciski stóp na zapylonym podłożu. Nadzieja na to, że pościg ruszy tropem prowadzącym w ślepą uliczkę, legła w gruzach, gdy zdał sobie sprawę, że ślady Gola prowadzą właśnie do bocznego korytarza, niezbicie dowodząc, że zawrócili.

Ale jeśli nadarzy się kolejna okazja do zostawienia fałszywego tropu…

Niestety, nie nadarzyła się. Kiedy wreszcie dotarli do przejścia prowadzącego do głównej części Złodziejskiej Ścieżki, ogarnęła go ulga. Ponownie pożałował, że nie przewidział takiej sytuacji: zamaskował wejście do odciętych tuneli, ale nie zadał sobie trudu, by ukryć wyjście od środka, na wypadek gdyby ktoś się w nich znalazł.

Gdy zamknęli za sobą drzwi, rozejrzeli się po czystszym, lepiej utrzymanym korytarzu, w którym się znaleźli. Nie mieli jak zablokować drzwi i uniemożliwić ścigającym wyjście ze starych tuneli.

– Dokąd teraz? – spytał Gol.

– Na południowy wschód.

Teraz podążali już szybciej, zasłonili jednak lampy, aby drogę oświetlał im jak najcieńszy promień światła. Cery wolałby iść po ciemku, słyszał jednak historie o pułapkach mających chronić terytoria innych Złodziei, zastawianych przez przedsiębiorczych rabusiów lub tajemniczych Glizdów. Mimo to tempo narzucone przez Gola było ryzykownie szybkie i Cery się obawiał, że przyjaciel nie będzie w stanie uskoczyć, gdy natknie się na coś niebezpiecznego.

Wkrótce Cery dyszał ciężko, bolało go w piersi i coraz bardziej chwiał się na nogach. Gol wypuścił się nieco naprzód, lecz po chwili zwolnił i odwrócił się. Zaczekał na Cery’ego, lecz miał zachmurzoną twarz i nie szedł dalej, mimo że Cery już go dogonił.

– Gdzie jest Anyi?

Serce boleśnie podskoczyło w piersi Cery’ego. Po-śpiesznie się obrócił, lecz za plecami miał tylko ciemność.

– Tu jestem – usłyszeli ściszony głos, po czym Anyi cicho wyłoniła się z mroku. – Zatrzymałam się, żeby sprawdzić, czy usłyszę pościg. – Minę miała ponurą. – Idą za nami. Więcej niż jeden. – Machnęła ręką, szybko do nich podchodząc. – Pośpieszcie się. Nie są daleko.

Cery podążył za Golem, który ruszył naprzód. Wielkolud nadał jeszcze szybsze tempo. Wybrał krętą trasę, ale nie udało im się zgubić prześladowców – co dowodziło, że znają te korytarze tak dobrze, jak on i Cery. Gol zbliżył się do korytarzy pod Gildią, jednak perspektywa spotkania z magami nie odstraszyła ścigających, którzy najwyraźniej nie mieli zamiaru pozwolić im uciec.

Dochodzili właśnie do tajnego wejścia, przez które Cery przechodził do tuneli pod Gildią. Nie odważą się tam za mną wejść. Chyba że nie wiedzą, dokąd te korytarze prowadzą. Jeśli za nami pójdą, odkryją, że Gildia nie strzeże swoich tuneli. A to oznacza, że Skellin też się o tym dowie. Nie dość, że nie będę mógł już nigdy tędy uciec, to jeszcze będę musiał ostrzec Gildię. Zasypią przejścia i pozbawią nas najbezpieczniejszej drogi do Sonei i Lilii.

Traktował należące do Gildii korytarze jak ostateczną drogę ucieczki. Gdyby tylko był inny wybór…

Około dwudziestu kroków od wejścia do Gildii usłyszeli coś za plecami, a zatem zabójcy byli blisko. Zbyt blisko – nie będzie czasu na otwarcie ukrytych drzwi. Gol zwolnił kroku, by spojrzeć na Cery’ego, i pytająco uniósł brwi. Cery prześlizgnął się obok i pośpieszył w innym kierunku.

Był inny wybór. Bardziej ryzykowny. Groził jeszcze większym niebezpieczeństwem niż to, któremu umkną. Ale jeśli ścigający ośmielą się ruszyć ich śladem, to przynajmniej oni również znajdą się w niebezpieczeństwie.

Gol odgadł zamiar Cery’ego i zaklął pod nosem. Ale się nie sprzeciwił. Chwycił Cery’ego za ramię, żeby ten na chwilę zwolnił, i ponownie zajął miejsce na przedzie.

– Szaleństwo – mruknął, po czym pędem ruszył w kierunku Miasta Glizdów.

Minęła już ponad dekada – prawie dwie – odkąd dziesiątki dzieci z ulicy zadomowiły się w tunelach, po tym jak zniszczono ich dzielnicę. Szybko stały się bohaterami budzących grozę historii opowiadanych w spylunkach i żeby straszyć niegrzeczne dzieci. Mówiło się, że Glizdowie nigdy nie wychodzą na światło dzienne, że opuszczają tunele tylko nocą, przechodząc kanałami i przez piwnice, żeby podkradać jedzenie i robić ludziom psikusy. Niektórzy wierzyli, że mieszkańcy tuneli zamienili się w patykowate, blade istoty o wielkich ślepiach, dzięki którym widzą w ciemnościach. Inni powiadali, że wyglądają jak zwykłe dzieci ulicy, ale gdy otwierają usta, okazuje się, że mają długie kły. Panowało jednak zgodne przekonanie, że zapuścić się na terytorium Glizdów to jak prosić się o śmierć. Od czasu do czasu pojawiali się tacy, którzy postanawiali przekonać się o tym na własnej skórze. Większość nigdy nie wracała, nieliczni jednak pojawiali się z powrotem, krwawiąc z ran zadanych w ciemnościach przez bezszelestnych, niewidocznych napastników.

Mieszkańcy tych okolic zostawiali Glizdom podarki, mając nadzieję na uniknięcie podziemnych ataków na swoje domy. Cery, którego terytorium w jednym końcu zachodziło na tereny Glizdów, polecił swoim ludziom co kilka dni zostawiać w jednym z tuneli jedzenie w worku, na którym umieszczono obrazek małego gryzonia, ceryniego, od którego wziął swoje imię.

Minęło już trochę czasu, odkąd sprawdzał, czy nadal wypełniają jego polecenie. Jeśli nie, to prawdopodobnie i tak nie będę miał okazji ich za to ukarać.

Wkrótce zauważył oznaczenia ostrzegające o wkroczeniu na terytorium Glizdów. A potem już ich nie widział. Za plecami słyszał przyspieszony oddech Anyi. Czy ścigający ich ludzie ośmielili się nadal podążać ich śladem?

– Nie rób tego – powiedziała Anyi, ciężko dysząc, gdy zwolnił, żeby obejrzeć się za siebie. – Są… tuż… za… nami.

Zabrakło mu tchu, żeby zakląć. Wdychane i wydychane powietrze sprawiało ból. Bolało go całe ciało, a nogi chwiały się, gdy zmuszał je do dalszego biegu. Pomyślał o niebezpieczeństwie, w jakim znalazła się Anyi. To ją pierwszą zabiją, jeśli ich dogonią. Nie mógł na to pozwolić.

Coś złapało go za kostki i runął naprzód.

Ziemia nie była tak płaska ani twarda, jak się spodziewał, ale ruszała się, falowała i wydawała z siebie stłumione przekleństwa. To był Gol – niewidoczny w całkowitych ciemnościach. Lampy zgasły. Cery przeturlał się na bok.

– Zamknij się – ktoś szepnął.

– Posłuchaj go, Gol – nakazał mu Cery. Gol zamilkł.

Odgłos kroków dobiegający z korytarza stał się głośniejszy. Z ciemności wyłoniły się ruchome światła, przebijające się przez zasłonę z niedbale utkanego materiału, ale Cery nie pamiętał, żeby ją mijał. Musiała zostać opuszczona, kiedy ją minęliśmy. Kroki stały się wolniejsze, po czym ustały. Z innej strony dobiegł ich odgłos kolejnych szybkich kroków. Światła zaczęły się oddalać, gdy trzymający je ludzie pobiegli dalej.

Po długiej chwili ciszę przerwały westchnienia. Po plecach Cery’ego przebiegł dreszcz, gdy zdał sobie sprawę, że jest otoczony przez kilka osób. Nagle pojawił się wąski promień światła. To była jedna z lamp. Trzymał ją ktoś obcy.

Cery podniósł wzrok i zobaczył młodego, mierzącego go wzrokiem mężczyznę.

– Kto? – spytał mężczyzna.

– Ceryni ze Strony Północnej.

– A ci?

– Moi ochroniarze.

Mężczyzna uniósł brwi, po czym pokiwał głową. Odwrócił się do pozostałych. Cery rozejrzał się i zobaczył jeszcze sześciu młodych mężczyzn, z których dwóch siedziało na Golu. Anyi przykucnęła, gotowa do walki, a w rękach trzymała noże. Dwóch młodych mężczyzn po obu jej stronach stało w bezpiecznej odległości, choć wyglądali na gotowych do przyjęcia kilku cięć, jeśli przywódca każe im ją unieszkodliwić.

– Odłóż to, Anyi – powiedział Cery.

Usłuchała, nie spuszczając z nich wzroku. Przywódca skinął na dwóch mężczyzn, którzy zeszli z Gola, ten zaś stęknął z ulgą. Cery wstał, odwrócił się w stronę przywódcy i wyprostował się.

– Szukamy bezpiecznego przejścia.

Usta młodzieńca drgnęły w nieznacznym uśmiechu.

– Teraz się nie da. – Uderzył się kciukiem w pierś. – Wen. – Odwrócił się i powiedział do pozostałych: – Znam to imię. Ten, co zostawia jedzenie. Co robimy?

Wymienili spojrzenia, wymamrotali coś, on zaś pokręcił głową:

– Zabić? Uwolnić?

– Robal? – powiedział jeden z nich, a Wen chwilę się zastanowił.

Kiwnął głową.

– Robal – powiedział zdecydowanym tonem.

Wtedy wszyscy skinęli głowami, choć Cery nie był w stanie określić, czy podjęli tę decyzję wspólnie, czy też po prostu zaakceptowali wybór Wena.

Wen zwrócił się do Cery’ego.

– Wszyscy idziecie z nami. Zabieramy was do Robala. – Oddał Golowi lampę i spojrzał na jednego z ludzi, którzy wcześniej siedzieli na wielkoludzie. – Powiedzcie Robalowi.

Młody mężczyzna pośpiesznie zniknął w ciemności za plecami Wena. Gdy Wen zaczął iść w tym samym kierunku, Anyi wyciągnęła rękę i wzięła swoją lampę od trzymającego ją wyrostka. Dwóch chłopaków pośpiesznie dołączyło do przywódcy, a pozostali zajęli pozycje na tyłach.

Szli w milczeniu. Na początku Cery’ego ogarnęła fala ulgi, bo wreszcie nie musiał biec, choć nogi nadal mu drżały, a serce biło zbyt szybko. Zauważył, że Gol wygląda na równie zadyszanego. Kiedy mniej więcej doszedł do siebie, znów zaczął się martwić. Nigdy nie słyszał o tym, żeby ktokolwiek spotkał Glizda o imieniu Robal. Chyba że… chyba że Robal nie jest człowiekiem, tylko jakimś stworem, któremu rzucają intruzów na pożarcie.

Przestań, powiedział sobie. Gdyby chcieli nas zabić, nie ukryliby nas przed pościgiem. Zadźgaliby nas w ciemności albo zaprowadzili w ślepy zaułek.

Kiedy pokonali pewien dystans, ktoś odezwał się w ciemności przed nimi, a Wen odburknął coś w odpowiedzi. Po chwili mężczyzna wyszedł z cienia, a grupa się zatrzymała. Nieznajomy uważnie przyjrzał się Cery’emu i skinął głową.

– Jesteś Ceryni – powiedział. Wyciągnął rękę. – Jestem Robal.

Cery również wyciągnął dłoń. Nie był do końca pewny, co oznacza ten gest. Robal złapał ją na chwilę, po czym puścił i kiwnął palcem.

– Chodźcie ze mną.

Przyszła pora na kolejną podróż. Cery zauważył, że w powietrzu jest coraz więcej wilgoci, a od czasu do czasu z bocznego korytarza lub zza ścian dobiegał ich odgłos płynącej wody. Weszli do przestronnego pomieszczenia, w którym słychać było szum wody, i wszystko nabrało sensu.

Otaczał ich las kolumn, z których każda się rozszerzała, tworząc sklepione przejście łączące się z kolejnym. Cała sieć tworzyła niski sufit przypominający udrapowany materiał albo sieć farena. Nie było pod nim podłogi, a jedynie odbijająca światło powierzchnia wody. Ich przewodnik szedł właśnie po czymś, co wyglądało na szczyt grubej ściany. Woda przepływała po obu jej stronach. Było za ciemno, żeby ocenić głębokość.

Na szczęście ścieżka była sucha i w ogóle nie była śliska. Cery obejrzał się za siebie i zauważył, że woda wpływa do tuneli, które musiały schodzić jeszcze głębiej pod miasto, sądząc po nachyleniu ich konstrukcji. Po obu stronach widać było inne szczyty ścian, ale były za daleko, żeby na nie przeskoczyć. Jedyne światło pochodziło z lamp, które nieśli ze sobą.

Ku jego zaskoczeniu, na wodzie nic się nie unosiło. Od czasu do czasu mijały ich jedynie oleiste plamy, głównie pachnące mydłem i olejkami. Na ścianach jednak były plamy pleśni, a w powietrzu czuć było niezdrową wilgoć.

Przed nimi pojawiło się skupisko świateł i Cery wkrótce zaczął dostrzegać zarys jakiegoś dużego pomostu łączącego dwie ściany. Siedziało na nim kilka osób, a w ogromnym pomieszczeniu odbijało się echem ściszone szemranie. Za pomostem Cery dostrzegł ciemne kręgi na jaśniejszym obszarze i wreszcie doszedł do wniosku, że to kolejne tunele, tym razem położone wyżej, z których woda wylewała się do ogromnego podziemnego zbiornika.

Pomost zaczął skrzypieć pod ich stopami, gdy weszli na niego za Robalem. Cery popatrzył na ludzi i zauważył, że nikt nie ma więcej niż dwadzieścia kilka lat. Dwie młode kobiety karmiły malutkie dzieci, a jakiś maluch był uwiązany sznurkiem do najbliższej kolumny, pewnie po to, żeby nie czmychnął z pomostu do wody. Wszyscy patrzyli na Cery’ego, Gola i Anyi szeroko otwartymi z zaciekawienia oczami, ale nikt się nie odezwał.

Robal spojrzał na Cery’ego i wskazał na ujścia wody.

– Ta płynie z łaźni w Gildii – powiedział. – Dalej na południe są rury kanalizacyjne, a te na północ to i kanały, i odpływy z kuchni. Ale tutaj woda jest czystsza.

Cery przytaknął. To nienajgorsze miejsce, żeby się tu osiedlić, jeśli komuś nie przeszkadza mieszkanie pod ziemią i wszechobecna wilgoć. Rozejrzał się na obie strony i zauważył inne pomosty, na których było jeszcze więcej Glizdów, oraz łączące je wąskie mostki.

– Nie miałem pojęcia, co tu jest – przyznał.

– Tuż pod twoim nosem – uśmiechnął się Robal, a Cery uświadomił sobie, że miał on całkowitą rację. Ta część terytorium Glizdów znajdowała się tuż pod terenami Cery’ego. Odwrócił się w stronę mężczyzny.

– Twoi ludzie ukryli nas przed tymi, którzy chcieli nas zabić – rzekł. – Dziękuję. Nigdy nie naruszyłbym waszego terytorium, gdybym miał inny wybór.

Robal przechylił głowę.

– A tunele Gildii?

A zatem wie, że mam do nich dostęp. Cery pokręcił głową.

– Wtedy ujawniłbym je wrogom. Musiałbym ostrzec Gildię, a nie sądzę, żeby spodobało mi się takie rozwiązanie tej sprawy. Podejrzewam, że ty też nie byłbyś zadowolony, gdyby zaczęli tu węszyć.

Mężczyzna uniósł brwi.

– Fakt. – Wzruszył ramionami i westchnął. – Gdybyśmy pozwolili znaleźć was temu, kto wysłał za wami pościg, znalazłby również i nas. Kiedy zabierze to, co należy do was, nic już go nie powstrzyma przed zagarnięciem tego, co należy do nas.

Cery z uwagą przyglądał się Robalowi. Glizdowie lepiej niż się spodziewał orientowali się w tym, co się dzieje na świecie. Mieli rację co do Skellina. Kiedy zajmie terytorium Cery’ego, będzie chciał kontrolować również Glizdów.

– Skellin albo ja. Nie za duży wybór – powiedział Cery.

Robal pokręcił głową i zachmurzył się.

– Nie zostawi nas w spokoju, tak jak ty. – Skinął głową w kierunku tuneli. – Będzie ich chciał, żeby mieć dostęp tam, dokąd prowadzą.

Do Gildii. Cery’ego przeszedł dreszcz. Przywódca Glizdów po prostu dobrze się domyślał czy raczej znał dokładne plany Skellina? Złodziej już otwierał usta, żeby zapytać, ale Robal zwrócił się w jego stronę i utkwił w nim wzrok.

– Pokazałem ci je, więc już wiesz. Ale nie możecie zostać – powiedział. – Wyprowadzimy was w bezpiecznym miejscu, ale to wszystko, co możemy zrobić.

Cery skinął głową.

– To i tak znacznie więcej, niż oczekiwałem – odparł, starając się, by jego ton wyrażał jak największą wdzięczność.

– Jeśli będziesz musiał wrócić, wypowiedz moje imię, a przeżyjesz, ale i tak znów cię stąd wyprowadzimy.

– Rozumiem.

Robal patrzył Cery’emu w oczy jeszcze przez chwilę, po czym skinął głową.

– Dokąd chcecie iść?

Cery spojrzał na Anyi i Gola. Córka wyglądała na zaniepokojoną, a Gol był blady i wyczerpany. Dokąd mieliby pójść? Nie za wiele zostało im przysług do wykorzystania i żadne miejsce, do którego mogliby łatwo dotrzeć, nie było bezpieczne. Nie mieli już sprzymierzeńców, którym mogliby zaufać ani których nie narażaliby na niebezpieczeństwo. Poza jednym. Cery odwrócił się z powrotem do Robala.

– Zabierzcie nas tam, skąd przyszliśmy.

Mężczyzna powiedział coś do chłopaków, którzy uratowali Cery’ego i jego towarzyszy. Robal gestem nakazał Cery’emu, żeby za nimi poszli, a potem odszedł bez pożegnania. Cery potraktował to jako zwyczaj wśród Glizdów i również się odwrócił.

Wędrówka poza terytorium Glizdów przebiegała wolniej, za co Cery był bardzo wdzięczny. Teraz, gdy strach i ulga mijały, czuł się zmęczony. Ogarnęło go przygnębienie. Gol również powłóczył nogami. Przynajmniej Anyi mogła się jeszcze pochwalić młodzieńczą wytrzymałością. Cery zaczął rozpoznawać ściany, które mijali, po czym ich przewodnicy wtopili się w ciemność. Lampa, którą niósł, zabulgotała i zgasła, kiedy skończyła się w niej oliwa. Gol nie protestował, gdy Cery wziął jego lampę i poprowadził ich w kierunku przejścia do tuneli pod Gildią.

Kiedy prześlizgnęli się przez wejście i zamknęli za sobą drzwi, Cery poczuł, jak opada z niego napięcie i ustępuje lęk. Wreszcie byli bezpieczni. Odwrócił się do Anyi.

– To gdzie jest ten pokój, w którym spotykasz się z Lilią?

Wzięła lampę i poprowadziła ich długim, prostym tunelem. Skręcili i doszli do grupy pokojów połączonych krętym korytarzem. Cery’ego przeszedł dreszcz na niemiłe wspomnienie, kiedy to Mistrz Fergun uwięził go w ciemnościach. Jednak te pokoje były inne: starsze, a ich układ był jakby celowo mylący. Anyi wprowadziła ich do odkurzonego pokoju, w którym meble zastępowało kilka małych, drewnianych skrzyń, a siedzenia – sterta podniszczonych poduszek. Po jednej stronie znajdował się murowany komin. Postawiła lampę, po czym zapaliła kilka świec w niszach wydrążonych w ścianach.

– To tutaj – powiedziała. – Przyniosłabym więcej mebli, ale nie byłam w stanie wnieść niczego większego i nie chciałam przyciągać uwagi.

– Nie ma łóżek. – Gol ze stęknięciem usadowił się na jednej ze skrzynek. Cery uśmiechnął się do starego przyjaciela.

– Nie martw się. Coś wykombinujemy.

Ale wyraz twarzy Gola nie złagodniał. Cery zmarszczył brwi, zauważywszy, że przyjaciel przyciska ręce do boku pod koszulą. A potem zobaczył ciemną plamę, błyszczącą w świetle świec.

– Gol…?

Wielkolud zamknął oczy i zachwiał się.

– Gol! – krzyknęła Anyi i jednocześnie z Cerym podbiegła, by go podtrzymać. Złapali go, zanim spadł ze skrzyni. Anyi przyciągnęła kilka poduch.

– Połóż się – nakazała. – Obejrzę to.

Cery nie był w stanie powiedzieć ani słowa. Strach sparaliżował mu umysł i gardło. Skrytobójczyni musiała dźgnąć Gola w trakcie walki. A może nawet zanim się obudził? Cery widział jedynie, jak Gol uniknął kolejnego pchnięcia.

Anyi zmusiła go, żeby położył się na poduszkach, odsunęła jego rękę i uniosła koszulę. Zobaczyła małą ranę na brzuchu, z której powoli sączyła się krew.

– Tyle czasu. – Cery pokręcił głową. – Czemu nic nie powiedziałeś?

– Nie było tak źle. – Gol wzruszył ramionami i skrzywił się. – Nie bolało, dopóki nie zaczęliśmy rozmawiać z Robalem.

– Założę się, że teraz boli – powiedziała Anyi. – Jak myślisz, głęboko sięga?

– Raczej nie. Nie wiem. – Gol zakaszlał z bólem.

– Może być gorzej, niż wygląda. – Anyi przysiadła na nogach i podniosła wzrok na Cery’ego. – Pójdę po Lilię.

– Nie… – zaprotestował Gol.

– Wyszliśmy z domu Cadii zaledwie kilka godzin przed świtem – powiedział Cery. – Lilia może być już na Uniwersytecie.

Anyi przytaknęła.

– Możliwe. Ale nie dowiemy się, póki nie sprawdzimy. – Popatrzyła na niego, pytająco unosząc brwi.

– Idź – odparł.

Wzięła jego rękę i przycisnęła do rany. Gol jęknął.

– Uciskaj i…

– Wiem, co robić – odpowiedział Cery. – Jeśli jej nie będzie, to przynajmniej weź coś czystego, z czego będzie można zrobić opatrunek.

– Wezmę – odparła, biorąc do ręki lampę.

Wyszła, a odgłos jej kroków stawał się coraz słabszy, gdy pośpiesznie znikła w ciemności.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...