"Doktor Strange" to chyba najlepszy film o neurochirurgii, jaki w życiu widziałem. Te wszystkie spektakularne efekty, różnorodna ścieżka dźwiękowa, pełne napięcia oczekiwanie na ostateczny rezultat i w końcu urocza koleżanka, która służy pomocą nawet wtedy, gdy wygarniemy jej prosto w twarz wszystkie głupoty, na jakie stać nasz narcystyczny i oderwany od rzeczywistości umysł. Nie dajcie się jednak oszukać, bowiem Stephen Strange (lub też doktor Stephen Strange) to nie tylko znawca muzyki z lat osiemdziesiątych i specjalista od operowania takich przypadków, które przyniosą mu rozgłos oraz nie zrujnują wysokich statystyk, ale także główny bohater kolejnego z filmów Marvela, w którym poznajemy następnego z herosów całego uniwersum.
Doktor Strange – recenzja filmu
Wojciech "Courun Yauntyrr" Kominek1 minuta czytania
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz