Zmiana retoryki złotoustego Petera jest zaskakująca, gdyż jeszcze przed premierą tej produkcji zarzekał się, że "Fable III" stanowi prawdziwą rewolucję dla gatunku i będzie najlepszą częścią serii. Każdy naiwny (bo wybaczcie, Molyneux już dawno przekroczył granice zaufania), który uwierzył w słowa developera musiał mieć nietęgą minę, gdy odpalił grę i trochę ją ograł. Zwieńczenie baśniowej trylogii to prawdziwy koszmarek i bezczelnie zmarnowany potencjał – płytki samograj, ustawicznie trzymający gracza za rączkę, posiadający jeden z najbardziej nieprzyjaznych i poronionych interfejsów w historii branży elektronicznej rozrywki.
Jednak po wielu miesiącach, Ser Peter Molyneux postanowił przyznać się do winy i uderzyć w pierś. Rychło w czas, hę?
"Będąc projektantem, gdy tylko tworzę jakąś grę, w moim umyśle rodzi się perfekcyjny klejnot. Seria "Fable" była dla mnie pięknym, niesamowitym, dowcipnym, zabawnym, artystycznym, cudownym brylantem, trzymającym za serce oraz błyskawicznie absorbującym, w który każdy mógłby bez przeszkód zagrać.
Doskonały klejnot, który miałem w głowie nigdy nie powstał, zawsze pojawiały się na nim jakieś rysy.