Dying Light. Aleja Koszmarów

3 minuty czytania

dying light, aleja koszmarów

Książki na podstawie gier są ostatnio całkiem przyjemnie rozwijającym się nurtem i chociaż nie uważam ich za szczególnie ambitne lektury (bo i nie czarujmy się – zazwyczaj nimi po prostu nie są), lubię do nich sięgać. Zwłaszcza, jeżeli tak jak “Dying Light. Aleja koszmarów” są rozszerzeniem wydarzeń oraz całego świata wykreowanego na potrzeby gry. Co prawda na samą produkcję trochę ponarzekałam w swojej recenzji, a w szczególności właśnie na tanią fabułę, to nadal muszę się przyznać do pewnej delikatnej fascynacji jej światem. Może po prostu skusiło mnie poznanie Harranu bez ryzykowania małymi zawałami serca, które serwował mi tytuł?

Opowieść cofa nas do wydarzeń tuż przed wybuchem epidemii. Na samym początku wraz z doktorem Abbasem obserwujemy jej rozwój. Oczywiście naukowiec jest dobrym człowiekiem, który na przekór decyzjom lokalnej władzy twierdzi, że przez incydenty z agresywnymi ludźmi powinno się odwołać Igrzyska – istną kurę, mającą znieść kilka złotych jaj dla Harranu. Jednak fabuła skupia się głównie wokół postaci Mel Wyatt, sportsmenki, która przyjechała z Texasu na Igrzyska, aby wziąć udział w zawodach z parkouru. Mel jest prawdopodobnie Amerykanką idealną – ma blond włosy, niebieskie oczy, jest wysportowana i aktywna, żyje szybko, nie lubi opieszałości oraz prokrastynacji. W przeciwieństwie do większości nastolatek woli skupiać się na rodzinie, a w szczególności swoim młodszym bracie Paulu z lekką odmianą autyzmu. Odmiennie od rówieśniczek nie interesują ją też faceci w typie samca alfa, w ogóle sprawia wrażenie, że bardziej niż chłopcy interesuje ją przyszła kariera i dobre stopnie.

Podobnie jak Mel, wszystkie inne postaci w książce są płytkie oraz sztampowe. Mamy zadufanego w sobie Jakuba, który poklepuje Mel po pupie, aby okazać jej swoje zainteresowanie, a później próbuje ją zgwałcić gdzieś na schodach. Przecież każdy zapatrzony w siebie nastolatek tak robi, kiedy dziewczyna odrzuca jego zaloty… Jest także odważny Emil, którego głównym zadaniem jest bycie odważnym i kierowanie grupą Straży strzegącej hotelu po Dniu “M” (czyli ataku Zarażonych na stadion podczas zawodów w parkourze i ostatecznym upadku miasta). Również kilka innych postaci posiada charaktery możliwe do opisania w kilku słowach.

dying light, aleja koszmarów

Wszystkie jednak występują jedynie we wspomnieniach prześladujących Mel podczas jej prób przetrwania w mieście. Fabuła dzieli się bowiem na dwie części: wydarzenia “obecne” oraz wspomnienia Mel tuż sprzed wybuchu epidemii, a także dwóch tygodni, w trakcie których ukrywała się wraz z garstką ocalałych w hotelu. Muszę przyznać, że były przyjemnym rozszerzeniem opowieści, ale jednocześnie zbyt duże ich natężenie gdzieś w środku książki było irytujące. Zdecydowanie bardziej niż ta kiepska ekspozycja podobała mi się bieżąca akcja, a w szczególności dynamiczne opisy starć Mel z Zarażonymi.

Język, jakim została napisana “Aleja koszmarów”, a właściwie jakim została przetłumaczona, jest… dziwny. Daje poczucie, jak już wspomniałam, przyjemnej dynamiki, jest zwięzły i treściwy, ale jednocześnie zawiera słownictwo kompletnie niepasujące do takiego stylu. Ilość “gdyż” użytych w prostych opisach było wręcz przytłaczające, natomiast niektóre zdania brzmiały jakby były tłumaczone przez translator, a nie żywą, rozumującą osobę.

dying light, aleja koszmarów

“Dying Light. Aleja koszmarów” jest dość trudną do oceny pozycją. W przeciwieństwie do książek z uniwersum “Assassin’s Creed” przynajmniej rozszerza świat gry. Posiada jakąś osobistą historię, mogącą rozegrać się w tle rozgrywki, gdzie jest na szczęście więcej survivalu niż taniej filozofii na poziomie gimnazjalisty, jaką cechuje się chociażby “The Walking Dead”. Co więcej, rzeczona historia nie jest tak boleśnie sztampowa jak fabuła gry. Muszę przyznać, że w bardziej dynamicznych momentach nawet trudno było mi się od niej oderwać. Jednocześnie słownictwo używane w książce i w ogóle cały język jest niesamowicie irytujący oraz kojarzący się z niezwykle wyboistą drogą. Wszystko to plasuje książkę na poziomie nawet przyjemnego czytadła, które można zabrać na plażę w wakacje lub poczytać na ławce w parku. Nie wzbogaci waszego życia, ale dla zagorzałych fanów zombie apokalipsy będzie prawdopodobnie łakomym kąskiem. Poleciłabym ją także tym, którzy w grę zagrali i chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej o Harranie.

Dziękujemy wydawnictwu Zysk i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
4
Ocena użytkowników
6 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...