Jest taki rodzaj fantastyki, w którym autor nakłada na nasz codzienny świat jakby folię z najróżniejszymi kreaturami zrodzonymi w mitach czy legendach. Do takich należał chociażby "Popiół i Kurz" Grzędowicza, "Człowiek ze złotym amuletem" Simona R. Greena bądź cała seria "Akt Dresdena" Jima Butchera. Generalnie zwykli szarzy ludzie, toczący swoje zwykłe, szare życia i kompletnie nie zdający sobie sprawy, że zaraz obok nich przechodzi właśnie skryty za iluzją wampir, a ta pani przed nimi w kolejce do kasy jest tak naprawdę drapieżnym sukkubem.
Niestety jednak tego rodzaju powieści najczęściej przedstawiały nie tylko zachodnie realia, ale także zachodnie legendy bądź współczesne, popkulturowe istoty. Dlatego powiewem przyjemnej świeżości wydaje się książka Tomasza Duszyńskiego "Droga do Nawi". Tego niestety już nie uczą w szkołach, ale Nawi jest mityczną krainą zmarłych pochodzącą z legend naszych przodków – Słowian. Natomiast autor postanowił przywrócić do łask Peruna, Welesa, Świętowita oraz niewielki panteon słowiańskich demonów, duchów z Płanetnikiem oraz Lelem i Polelem na czele. Brzmi wspaniale, prawda? Niestety, nie jest do końca tak pięknie.
Po powrocie z Afganistanu, Alek Bielski próbuje sobie znaleźć nowe miejsce w świecie bez wojny. Zawsze był samotnikiem, dlatego i teraz żyje po prostu z dnia na dzień w skromnym, wynajmowanym mieszkanku. Z pomocą przychodzi mu tajemniczy jegomość, każący siebie nazywać Mentorem. Daje Alkowi pracę w agencji ochrony mienia. Jednak niedługo po tym, w czasie lunchu, na który niespodziewanie zaproszenie otrzymuje były żołnierz, Mentor zostaje w tajemniczych okolicznościach bestialsko zamordowany. Jedyny ślad, jaki po sobie zostawia, to teczka. Kiedy Alek wykrada ją z miejsca zdarzenia, okazuje się, że wypełniona jest aktami czterech osób: niejakiego Miszy Asieniewicza, Ksieni Morozowej, Marka Batlera oraz… jego samego. Trop do rozwiązania śmierci Mentora zdaje się prowadzić do Moskwy. Jakie były przyczyny jego śmierci? Jaki to ma związek z teczką? A tym bardziej czemu właśnie akta tych trzech osób znalazły się w teczce?
Fabuła książki, chociaż obiecywano mnóstwo akcji, nie jest aż tak dynamiczna, jakby się chciało. Przede wszystkim podzielono ją na dwie części. Pierwsza, zajmująca ponad połowę objętości, rozgrywa się w ciągu kilku dni. Pomimo paru pełnych napięcia efektownych strzelanin nieco się wlecze, a niektóre wydarzenia są niepotrzebnie przeciągane. Niemniej trzeba przyznać, że dość ciekawie porozdzielano narrację miedzy osobami, kończąc każdą stosownym suspensem. Ale i tu niestety bardzo łatwo się domyślić rozwiązań.
Druga połowa jest zdecydowanie bardziej chaotyczna niż pierwsza. Wydaje się trochę dodana na siłę, jakby autor nie wiedział, jak przejść z jednego wydarzenia do drugiego, więc przeskoczył o kilka miesięcy, co wprowadziło tylko chaos i rozbiło całe nagromadzone napięcie.
Trzeba jednak przyznać, że sam styl pisania Duszyńskiego jest niezwykle przyjemny w czytaniu. Chociaż momentami męczyła mnie poszarpana fabuła, to właśnie dzięki stylowi nie zniechęciłam się do książki. Język jest bogaty, ale jednocześnie prosty. Możecie zapomnieć o przebijaniu się przez zawiłe i rozbudowane opisy, co jednak w najmniejszym stopniu nie odbiera im barwności. Są dobrze wyważone pomiędzy tym, co chce nam powiedzieć autor, a tym co przynależy do naszej wyobraźni.
Klimat jest też zdecydowanym plusem "Drogi do Nawi". Wydaje się być ciężki, jakby mglisty, ale jednocześnie chłodny, z czymś niebezpiecznym skrytym zaraz za horyzontem. A jednocześnie każda scena i każde pomieszczenie ma swój dobrze uchwycony nastrój.
"Droga do Nawi" jest bardzo przyjemną, chociaż nierówną lekturą. Czyta się gładko, jednak po przeczytaniu ostatniej strony pozostaje pewne uczucie niedosytu, ale raczej w negatywnym tego słowa znaczeniu. To bardziej poczucie niewykorzystanego potencjału, zmarnowanych powiązań i niedokończonych dialogów. Cały czas nie mogę się oprzeć wrażeniu, że druga część książki miała być znacznie dłuższa, ale bądź to wydawcy, bądź autorowi za bardzo spieszyło się z jej wydaniem. Nawet świat w tle stworzony na potrzeby "Drogi do Nawi" wydaje się niepotrzebnie spłycony. Gdyby zamiast na "wielkie bum" oraz poważne wątki postawić na mniej znaczące dla niego postaci oraz wydarzenia, mógłby być wyśmienitym fundamentem nawet dla całej serii lekkich szpiegowsko-fantastycznych książek podszytych słowiańskim klimatem.
Dziękujemy wydawnictwu Czwarta Strona za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz